UE nie przygotowała się zawczasu na zakręcenie rosyjskiego kurka z gazem. Teraz plan awaryjny pomaga jej przygotować Waszyngton.

- Nasza odpowiedź będzie wspólna i zdecydowana - zapewniał kanclerz Niemiec Olaf Scholz, odnosząc się przed wczorajszą wizytą w Waszyngtonie do ewentualnej inwazji Rosji na Ukrainę. Nie chciał jednak przesądzić, czy elementem pakietu sankcyjnego przeciwko Moskwie będzie niedopuszczenie do eksploatacji gazociągu Nord Stream 2. - Wszystkie opcje są na stole - zaznaczył. Pakiet restrykcji na wypadek agresji Moskwy i przyszłość NS2 to główny punkt poniedziałkowych rozmów między czołowymi politykami Unii i USA.
Drugim mają być perspektywy zagwarantowania bezpieczeństwa energetycznego Europie. Magazyny gazu na Starym Kontynencie jeszcze nigdy nie świeciły takimi pustkami. Pod koniec zeszłego tygodnia zapełnione były średnio w ok. 36 proc., podczas gdy o tej samej porze w ubiegłym roku - w niemal 50 proc. Jednocześnie największy dostawca, czyli rosyjski Gazprom, ogranicza przesył, poprzestając na realizacji kontraktowego minimum. Ewentualny atak rosyjskich wojsk na Ukrainę pogorszyłaby jeszcze sytuację.
Dlatego w czasie, gdy prezydent Francji Emmanuel Macron udaje się do Moskwy, spotkania Joego Bidena z kanclerzem Niemiec Olafem Scholzem i Rada Energetyczna z udziałem wysokich urzędników Unii i USA mają zademonstrować jedność Zachodu. Szef unijnej dyplomacji Josep Borell przyznał przed wylotem do Waszyngtonu, że w przeciwieństwie do Rosji, która zwiększyła swoją odporność na sankcje ekonomiczne Zachodu, Unia nie odrobiła pracy domowej w zakresie bezpieczeństwa dostaw gazu. Wspólnie z Borellem na czele unijnej delegacji stanąć ma komisarz ds. energii Kadri Simson. Po stronie USA rozmowy na najwyższym szczeblu będą prowadzone przez szefa amerykańskiej dyplomacji Antony’ego Blinkena i sekretarz ds. energii Jennifer Granholm.
Rada Energetyczna w Waszyngtonie to kolejny, po styczniowej deklaracji prezydenta Bidena i szefowej KE Ursuli von der Leyen, sygnał zacieśnienia euroatlantyckiej współpracy energetycznej. Amerykańscy dostawcy LNG przekierowali do Europy już w zeszłym miesiącu większość swoich dostaw, a dyplomacja USA wspiera wysiłki Brukseli, by do podobnych decyzji skłonić innych eksporterów gazu.
Unia Europejska chce pokazać jedność interesów z USA
Najprostszą drogą do uzupełniania europejskich magazynów może być Półwysep Iberyjski, gdzie - jak podkreśla Komisja - jest duży potencjał do odbioru LNG zza oceanu. Równocześnie Bruksela stara się wspierać istniejącą infrastrukturę, żeby w przyszłości mogła odbierać jeszcze większe ilości gazu - np. gazoport w Świnoujściu otrzymał wsparcie z Europejskiego Funduszu Rozwoju Regionalnego w wysokości 461 mln zł na budowę trzeciego zbiornika o pojemności 180 tys. m sześc.
Nowa unijna strategia dotycząca międzynarodowej współpracy energetycznej ma zostać opublikowana na wiosnę tego roku i w tym dokumencie - według zapewnień Brukseli - ma znaleźć się szczegółowa odpowiedź na wyzwania spowodowane energetycznym szantażem Rosji. UE chce pokazać jedność interesów z USA, która ma uwzględniać wyzwania geopolityczne. Doraźnie Unia i Waszyngton zabiegają o przekierowanie dostaw u kluczowych eksporterów LNG. Gotowość zadeklarowała już Australia, a rozmowy toczą się też m.in. z Katarem, Egiptem, Algierią czy Azerbejdżanem.
W styczniu znaczenie LNG w imporcie gazu do Europy - zarówno pod względem wolumenu, jak i udziału w dostawach - było rekordowe. W kulminacyjnym momencie do Europy napływać miało ponad 400 mln m sześc. gazu skroplonego dziennie. Na najniższym poziomie od lat były natomiast dostawy z Gazpromu, które wahały się od niespełna 240 do nieco ponad 270 mln m sześc. na dobę. Według informacji Instytutu Bruegla z końcówki ubiegłego miesiąca Rosjanie wykorzystywali tylko około jednej trzeciej dostępnych mocy gazociągowych. Z danych brukselskiego think tanku wynika zarazem, że nadal dostępne są przepustowości dla gazu z alternatywnych źródeł - przede wszystkim z Afryki Północnej, Norwegii oraz z dostaw LNG - które teoretycznie mogłyby zaspokoić europejski popyt nawet w przypadku zakręcenia kurka z rosyjskim gazem.
Choć w styczniu gaz skroplony pozwolił ustabilizować ceny surowca i w znacznym stopniu uchronił UE przed gazowym głodem, w kolejnych tygodniach - zwłaszcza przy dalszym ograniczaniu dostaw rosyjskich - możliwości reagowania poprzez awaryjne transporty LNG mogą napotkać na ograniczenia. Z jednej strony to wąskie gardła europejskiej infrastruktury, które utrudniają np. szybki przesył z posiadających rozbudowane możliwości odbioru gazu skroplonego państw zachodniej Europy - Hiszpanii, Francji czy Włoch - w głąb kontynentu. Z drugiej - możliwości eksporterów, z którymi rozmawiają USA i UE. Branża LNG wykorzystuje już w pełni swoje moce produkcyjne i znacząca część przeznaczona jest na realizację zobowiązań długoterminowych. Zgodę na ewentualne przekierowanie dostaw będą musieli wyrazić odbiorcy mający już zawarte kontrakty. Pula surowca, która może trafić do Europy, obarczona jest też sporym ryzykiem cenowym - zwłaszcza w przypadku zwiększenia zapotrzebowania w Azji, np. w razie nagłego załamania pogody.
Gazprom vs LNG / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe