Marne szanse na podpisanie porozumienia z Pragą w sprawie kopalni. Być może w ogóle nie dojdzie do umowy polsko-czeskiej.
Marne szanse na podpisanie porozumienia z Pragą w sprawie kopalni. Być może w ogóle nie dojdzie do umowy polsko-czeskiej.
Po ponad trzech miesiącach prac wygląda na to, że polubowne załatwienie kwestii wydobycia węgla brunatnego przy polsko-czeskiej granicy wisi na włosku. Z obu stron słychać, że nie ma mowy o załatwieniu sporu przed czeskimi wyborami, które mają się odbyć 8 i 9 października, zaś Polacy są skłonni czekać na rozstrzygnięcie europejskie.
Nasi rozmówcy z obu stron mówią zgodnie, że porozumienie w zasadzie jest, brakuje jednak woli do jego podpisania. Dyskusje dotyczą jeszcze sankcji za brak przestrzegania zapisów w umowie. Jak wynika z naszych informacji, Czesi chcą zapisania kar. Proponują, by każdy przypadek niedotrzymania umowy był osobno rozpatrywany, również przez sądownictwo unijne. Polacy się na to nie zgadzają. Uważają, że nasza oferta jest hojna, a skoro Czesi nie chcą dealu, to trudno. Wiele wskazuje na to, że Warszawa będzie czekać na rozstrzygnięcie Trybunału Sprawiedliwości UE, nawet narażając się na kary. – Powinni się zdecydować na to, co jest, inaczej nie ma sensu dopinać umowy – mówi osoba z rządu.
Zwłaszcza że orzeczenie może się okazać korzystniejsze niż umowa. Sama skarga do TSUE dotyczy przepisów, na podstawie których wydano sześcioletnią koncesję dla Turowa. Tyle że one już zostały zmienione. Pytanie, na ile TSUE zajmie się skutkami decyzji. Natomiast kopalnia ma już nową decyzję koncesyjną ministra klimatu do 2044 r. Niewykluczone więc, że środek zabezpieczający może być dotkliwszy niż skutki wyroku trybunału.
Realizuje się więc plan B, który kilka tygodni temu zapowiadaliśmy na łamach DGP. Jeśli nie uda się dogadać z Czechami, polski rząd postawi na przekonywanie TSUE, licząc się z tym, że zanim zapadnie decyzja, trzeba będzie płacić kary.
Czesi wnioskowali o 5 mln euro dziennie za to, że Polska nie wstrzymała wydobycia do czasu rozstrzygnięcia sporu, ale o jej wysokości ostatecznie zdecyduje TSUE. Kiedy? – Trudno powiedzieć, ponieważ w tej sprawie wpłynęło sporo wniosków: jeden od strony czeskiej i cztery od polskiej – przypomina Ireneusz Kolowca ze służb prasowych TSUE. Polski rząd wnioskuje o kilka rzeczy: po pierwsze o uchylenie postanowienia nakazującego wstrzymanie pracy kopalni, po drugie o przekazanie rozstrzygnięcia w sprawie wniosku o kary za jego niezrealizowanie do wielkiej izby, po trzecie o przeprowadzenie rozprawy i wreszcie po czwarte o zawieszenie rozpatrywania wniosku o kary do czasu wydania ostatecznego wyroku.
Tymczasem, jak dowiedziało się RMF FM w Komisji Europejskiej, pierwsza rozprawa w sprawie głównej – a więc w tej, w której TSUE bada, czy przedłużenie pozwolenia na wydobycie w Turowie jest zgodne z prawem UE – odbędzie się 9 listopada. TSUE miał przychylić się do innego wniosku Polski, by sprawa była rozpatrywana w trybie pilnym. To może znacząco skrócić czas między ewentualnym zasądzeniem kar a wydaniem ostatecznego wyroku, a więc zmniejszyć też łączną sumę sankcji, jakie być może przyjdzie Polsce zapłacić za nieprzerwanie prac kopalni zgodnie z postanowieniem TSUE. Ponadto zdaniem Czechów Polacy liczą, że ewentualne kary za nieprzestrzeganie decyzji TSUE o zamknięciu wydobycia będą naliczane z późniejszym terminem.
Upór Czechów wynika także ze względów politycznych. Jak słyszymy, nie ma mowy o załatwieniu sporu przed wyborami parlamentarnymi, które mają się tam odbyć 8 i 9 października. Tymczasem rozprawa przed TSUE odbędzie się prawdopodobnie w listopadzie, choć decyzja w sprawie czeskiego wniosku o kary finansowe zapadnie szybciej. Praga kalkuluje, że skoro realnie można liczyć na decyzję w październiku, to niedługo później i tak wszystko będzie jasne. I choć Czesi oficjalnie zaprzeczają, jakoby głosowanie odgrywało tutaj rolę, to w nieoficjalnych rozmowach ten wątek się zaczął pojawiać. – Mam wrażenie, że nasz rząd nie chce skończyć rozmów, by nie narazić się na zarzut, że umowa jest dla nas niekorzystna. Przedłużając je, nic nie traci – mówi jeden z Czechów zaangażowanych w rozmowy. – To smutne, bo początkowo mieliśmy nadzieję, że cała sprawa się skończy jeszcze przed wakacjami po kilku spotkaniach. A ostatecznie o sąsiedzkich relacjach będzie decydować Unia Europejska – dodaje nasz rozmówca. ©℗
W Brukseli o wygaszaniu górnictwa
W maju rząd porozumiał się ze związkami w sprawie wygaszania górnictwa węgla kamiennego. Układ zakłada zamknięcie ostatniej kopalni w 2049 r. oraz dopłaty do redukcji wydobycia. Na to jednak musi się zgodzić Bruksela. Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów złożył w tej sprawie w Komisji Europejskiej wniosek prenotyfikacyjny. – Odpowiadamy na bardzo szczegółowe pytania i rozmawiamy z KE. Najbliższe spotkanie odbędzie się 13 września – powiedział DGP wiceminister aktywów państwowych Artur Soboń. Wiceminister ma nadzieję, że w ciągu najbliższych miesięcy proces prenotyfikacyjny się zakończy, po czym będzie można zacząć uchwalać ustawy.
Pytany, czy termin 2049 r. jest do utrzymania, odparł, że „pewnie dzisiaj odpowiedziałbym, że tak”. – Pytanie, na ile te instrumenty pomocowe będą mogły być wykorzystane do 2049 r. – mówi. Resort rozmawia też z KE o Narodowej Agencji Bezpieczeństwa Energetycznego. – Przygotowaliśmy koncepcję, jak wydzielić aktywa wytwórcze oparte na węglu oraz nierozerwalnie związane z tymi aktywami górnictwo węgla brunatnego do odrębnego podmiotu (NABE). Chcemy, aby ten podmiot funkcjonował na zasadach rynkowych – dodaje Soboń. Potrzebna jest jeszcze akceptacja rządu dla propozycji resortu i zgoda społeczna. Zdaniem Sobonia na cały proces wydzielenia aktywów węglowych potrzeba około roku. – Gdyby on się skończył w przyszłym roku, byłbym zadowolony – podsumował wiceminister. ©℗
Julita Żylińska
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama