Wydarzenia ubiegłego tygodnia, związane z dostawami gazu ze Wschodu, wywołały medialne pandemonium. Do przeciętnego odbiorcy trafiał przekaz o przykręceniu kurka z gazem przez Rosjan poprzez ograniczenie dostaw. W środę i czwartek PGNiG informowało o ograniczeniu dostaw gazu z kierunku wschodniego.
W stosunku do składanych dziennych zamówień w poniedziałek, we wtorek i w środę zmniejszone zostały wolumeny na połączeniach międzysystemowych (Ukraina i Białoruś) odpowiednio o 20, 24, a w kolejnym dniu nawet o 45 proc. Jak to rozumieć? De facto zmniejszenie realizacji dziennego zamówienia nie musi oznaczać, iż do Polski trafiało mniej gazu niż w dniach poprzednich. Kontrakty surowcowe zakładają elastyczność zamówień dziennych, gdyż rozliczenia bilansowane są okresowo. Sytuacja, gdy jednego dnia napływa dużo większa, a drugiego mniejsza ilość surowca, jest więc standardowa. Co innego, gdy występują istotne rozbieżności między składanym zamówieniem a jego faktyczną realizacją.
Analiza ogólnodostępnych, publikowanych przez Gaz-System danych pozwala stwierdzić, iż przesył gazu do Polski we wrześniu... utrzymywał się na prawie tym samym poziomie, a nawet lekko się zwiększał. Za to zamówienia PGNiG rosły – z dnia na dzień – o nawet kilkadziesiąt procent, a w ujęciu kilkudniowym przyrost był nawet dwukrotny.
Wniosek? Do Polski z Gazpromu od kilkunastu dni wpływał porównywalny wolumen gazu, dostawca jednak nie realizował radykalnie zwiększonych dziennych zamówień PGNiG. Obie strony były niezmiernie powściągliwe w wypowiedziach. Gazprom zapewniał o utrzymaniu dostaw na dotychczasowym poziomie, PGNiG zaś nie podawało, o ile zwiększyło zamówienia, podkreślając, że były one niższe od ilości maksymalnych przewidzianych kontraktem.
Taka sytuacja w historii współpracy PGNiG – Gazprom nie zdarzyła się po raz pierwszy. W okresach gwałtownej zmiany pogody (duże ochłodzenie) składane zamówienia często różnią się z dnia na dzień o kilkadziesiąt procent. Czy druga strona zawsze dostarcza zamówioną ilość surowca? Nie można uogólniać, bo niejednokrotnie istotne zwiększenie dostaw wymaga nie tyle dobrej woli, ile stopniowego zwiększenia ciśnienia w systemie przesyłowym. W przypadku długiego tranzytu z reguły jest to wykonalne w czasie do ok. 48 godzin. Powyższą możliwość zdaje się potwierdzać wypowiedź wicepremiera Janusza Piechocińskiego, iż otrzymał zapewnienia Gazpromu o podjęciu realizacji zwiększonych zamówień – dwa dni po otrzymaniu zwiększonych zamówień.
Nie da się usprawiedliwić braku jednoznacznego komunikatu Gazpromu w tej sprawie. Proste wyjaśnienie o otrzymaniu zwiększonych zamówień i podjęciu działań dostosowawczych w celu realizacji zamówienia pozwoliłoby uniknąć trzydniowej medialnej burzy. Jeżeli taka wstrzemięźliwość komunikacyjna była obliczona na wykreowanie efektu medialnej paniki, to niestety plan został wykonany. Gazprom powinien też jednoznacznie wyjaśnić stronie polskiej, czy zaistniałe problemy były natury technicznej, czy handlowej. Takiego wyjaśnienia strona polska powinna się nadal domagać.
Z drugiej strony warto byłoby wiedzieć, co takiego się wydarzyło, że z dnia na dzień PGNiG zwiększało o kilkadziesiąt procent składane zamówienia? Nie są już przecież zwiększane zapasy w magazynach, a temperatura w ciągu ostatnich dni utrzymuje się na relatywnie stałym poziomie. Dla uzyskania pełnego obrazu opinia publiczna powinna otrzymać od PGNiG rzetelne wyjaśnienie konieczności nagłego złożenia radykalnie zwiększonych dziennych zamówień. Inaczej może się nasunąć konkluzja, iż przyczyną zaistniałego ogromnego zamieszania medialnego może być trywialne, dość późne przypomnienie sobie – w końcówce kwartału – o konieczności realizacji minimum letniego, aby uniknąć płacenia kary.
W piątek prezes PGNiG namawiał do „oddemonizowania” całego wydarzenia. Podkreślał, że brakujące wolumeny można było kupić u zachodnich dostawców, korzystając przy tym z niższej ceny. Konia z rzędem temu, kto wobec takiego oświadczenia wytłumaczy, po co PGNiG, zamiast kupować na Zachodzie, tak znacząco zwiększyło zamówienia w Gazpromie. Co do cen z kontraktu jamalskiego prezes Zawisza stwierdził, że w zbliżających się negocjacjach chce „walczyć o ambitniejszą obniżkę niż poprzednio”. Z tych zapowiedzi zarząd będzie rozliczany, więc sprawdźmy punkt odniesienia. Jeśli wziąć pod uwagę analizy ekspertów lub wypowiedzi przedstawicieli rządu, takich jak szef MSZ, to skala obniżki z 2012 r. wyniosła prawie 30 proc. (przed negocjacjami padała kwota 550 dol./1000 m sześc., kilka miesięcy temu minister Sikorski przyznał, iż Polska płaci poniżej 400 dol.). Skala obniżki wynika ze zmiany formuły rozliczeniowej i z wprowadzenia odniesienia do cen gazu na rynkach płynnych. W ostatnim czasie wielu klientom Gazpromu udało się w mniejszym lub większym stopniu zmienić zapisy kontraktowe. PGNiG w listopadzie stanie ponownie przed taką szansą.
PS Współczuję prezesowi Gaz-Systemu podejmującemu biznesowe decyzje. Mam nadzieję, że kwestie dotyczące wstrzymania rewersu na Ukrainę miał (pisemnie) uzgodnione z „czynnikami rządowymi”. Historia uczy, że gdy pojawia się problem i jest potrzeba znalezienia kozła ofiarnego, pamięć urzędnicza natychmiast zanika.