W ciągu kilkunastu miesięcy ceny ropy naftowej i gazu poszybowały w górę, rozpalając nadzieję na korzystne kontrakty u eksporterów tych surowców i niwecząc oczekiwania cenowe importerów. Do wzrostu cen paliw kopalnych na światowych rynkach przyczyniły się m.in. mroźna zima, blokada Kanału Sueskiego i zwrot ku zielonej transformacji w krajach Unii Europejskiej i Azji.
W poniedziałek 20 kwietnia 2020 roku cena baryłki ropy gatunku WTI po raz pierwszy w historii spadła poniżej zera. Po kilkunastu miesiącach od tego momentu sytuacja na rynku paliw kopalnych odwróciła się o 180 stopni, a ceny ropy i gazu odnotowują duże wzrosty. Co przyczyniło się do tak diametralnej zmiany sytuacji? Zacznijmy od początku.
Mroźna zima wyczyściła magazyny
- Przez ponad ostatni rok mamy do czynienia ze skutkami pandemii koronawirusa, która w sposób znaczący przyczyniła się do obniżenia zapotrzebowania na surowce energetyczne, doprowadziła do nadpodaży na rynku. Magazyny były zapełnione, było więcej ropy i gazu niż odbiorców, przez co w 2020 roku zanotowaliśmy bardzo duży trend spadkowy co do ceny – mówi dr hab. prof. Politechniki Rzeszowskiej i prezes Instytutów Polityki Energetycznej im. Ignacego Łukasiewicza Mariusz Ruszel.
Zjawisko to było widoczne zarówno na rynku ropy naftowej, ale też na światowym rynku gazu ziemnego. – Pandemia w znacznej mierze spowodowała też rekonstrukcję kontraktów gazowych. Wiele z tych kontraktów zmieniło formułę, a więc – chociażby na rynku gazu skroplonego – zaczął dominować handel spotowy, czyli handel kontraktami krótkoterminowymi. Przez ostatnie 12 miesięcy tego typu kontrakty zdominowały zawieranie nowych transakcji – tłumaczy naukowiec.
Ruszel wyjaśnia, że trend spadkowy na rynkach utrzymywał się do momentu, kiedy na półkuli północnej wydłużyła się zima. – Ostatnie kilka miesięcy to wyjątkowa mroźna, wyjątkowa długa zima w Azji i dosyć długa zima w Europie. To wszystko w sposób naturalny spowodowało zwiększenie zapotrzebowania na gaz i to zazwyczaj w momencie, kiedy takiego zapotrzebowania w poprzednich latach nie było – tłumaczy.
Jednocześnie przedłużająca się zima spowodowała, że większość państw musiała pobrać gaz z magazynów. – Mamy czerwiec, a w skali światowej magazyny są zapełnione w 30 proc., gdzie zazwyczaj było to 70 proc. Rywalizacja o gaz, mimo okresu letniego, lekko się zaostrzy, bo wszystkie kraje będą dążyły do tego, żeby ponownie napełnić magazyny przed sezonem zimowym – ocenia naukowiec.
Zielony zwrot
Na krajobraz energetyczny po mroźnej zimie nałożyły się inne czynniki, w tym blokada Kanału Sueskiego z marca tego roku. – Kanał Sueski jest wąskim gardłem przesyłu ropy naftowej i gazu skroplonego. W momencie kiedy został zablokowany, niektóre statki musiały zmienić kierunek. Zmiana kierunku oznaczała wydłużenie czasu dostawy z punktu A do punktu B, a więc koszty frachtu automatycznie wzrosły, przez co rynek spotowy gazu został delikatnie podbity. Niektóre statki z góry założyły zmianę trasy, wydłużając czas i koszty frachtu. To przyczyniło się do podniesienia ceny dostaw, które płynęły od eksportera do importera – wskazuje prof. Ruszel.
Kolejny element, który przyczynił się do wzrostu cen, to ataki cybernetyczne na instalacje energetyczne w Stanach Zjednoczonych. Ich ofiarami padły rurociągi i gazociągi. Spowodowało to przerwę w dostawach surowca do określonej części Stanów Zjednoczonych. To z kolei przyczyniło się do spekulacji giełdowych i podbiło cenę gazu na rynku.
Pojawił się również impuls inwestycyjny. Europa i świat zaczęły wychodzić z pandemii, rozpoczęło się luzowanie obostrzeń, a rządy krajowe postawiły sobie za cel rozruszanie gospodarki i nadrobienie strat. - To dosyć duże tempo spowodowało, że na giełdzie zaobserwowaliśmy znaczący wzrost uprawnień do emisji CO2 – mówi prof. Ruszel. Ceny podskoczyły o 156 proc. w stosunku do maja 2020 r. (z 20,38 euro do 53 euro). Wszystkie te surowce na światowych giełdach zaczęły drożeć.
- Dodatkowo Unia Europejska przyjęła strategię metanową. Pokazała, że gaz będzie paliwem przejściowym dla procesów transformacji energetycznej. Chiny podkreśliły, że będą wykorzystywać więcej gazu w najbliższych latach, żeby odchodzić od węgla. Cały rynek azjatycki wskazał w swoich strategiach szybsze odchodzenie od węgla. Na to nałożył się aspekt związany z Europejskim Zielonym Ładem w Unii Europejskiej, a w skali globalnej trend dekarbonizowania gospodarki. A takim paliwem dekarbonizującym ma być gaz – mówi prof. Ruszel.
- Paliwem docelowym jest wodór, ale to się nie stanie jutro. Dlatego paliwem przejściowym będzie gaz. Już teraz widać, że bardzo dużo gospodarek, szczególnie gospodarka chińska i rynek azjatycki, podkreśla, że w nadchodzących latach chce zwiększyć dostawy gazu. A mamy ograniczoną ilość frachtu na morzu. To nie jest tak, że możemy w nieskończoność i w dowolnym kierunku przesyłać gaz drogą morską – podkreśla nasz rozmówca. I dodaje, że trzeba uwzględniać potencjał możliwości przesyłowych metanowcami, czyli statkami do przesyłu gazu skroplonego.
Wygasające kontrakty
Prof. Mariusz Ruszel przeprowadził międzynarodowe badania dotyczące tego, kiedy kończy się większość kontraktów dotyczących dostaw gazu na rynku LNG. – 40 proc. kontaktów będzie wygasało teraz, w najbliższym roku. W związku z tym światowy wzrost cen na rynku LNG - z perspektywy badacza - jest w interesie wszystkich eksporterów – uważa.
Ekspert wyjaśnia, że skoro w ciągu najbliższych 12 miesięcy wygasa 40 proc. kontraktów na rynku gazu skroplonego, a w skali globalnej nastąpi podbicie ceny gazu na rynku LNG, to w sposób naturalny utrudni to zawieranie niezwykle korzystnych cenowo kontraktów gazowych, na które liczyli potencjalni odbiorcy, biorąc pod uwagę pandemię koronawirusa.
- Uzyskany zostanie efekt odwrotny. Czyli w interesie wszystkich dużych eksporterów jest teraz podbicie ceny w skali globalnej, bo za chwilę będą siadać do stołu i negocjować nowe kontrakty. A z ich perspektywy lepiej to robić w momencie, kiedy cena gazu jest wyższa. Gorzej wygląda to z perspektywy importerów – podsumowuje badacz.
Dziewięciomiesięczny interwał
Ostatni trend wzrostowy cen gazu na światowych rynkach był widoczny w 2018 roku. Potem przyszły dwa lata spadków. Gazu na rynku było wówczas więcej, niż chętnych do zakupu. - Teraz na rynkach światowych gaz drożeje, a w związku z tym podrożeje też w Polsce. Dlaczego mielibyśmy być wyjątkiem w skali świata i jedynym państwem, które nie odczuje tego wzrostu. Byłoby to naiwne. Odczujemy – zwłaszcza biznes - ten wzrost cen gazu ziemnego, podobnie jak wzrost wszystkich innych surowców – uważa prof. Ruszel.
Przez ostatni rok ropa naftowa podrożała o ok. 113 proc. Z 32,09 USD za baryłkę w maju 2020 r. do 68,26 USD w maju tego roku. - A trzeba pamiętać, że cena gazu jest powiązana z ceną ropy. To interwał 9-miesięczny, co oznacza, że kiedy ropa idzie do góry, to po kilku miesiącach obserwuje się kroczący trend wzrostowy cen gazu. Pewne prawidła funkcjonowania rynku energetycznego wskazują, że konsekwencją tej sytuacji, w sposób naturalny będzie wzrost cen gazu – tłumaczy prezes IPE.
Suma tych czynników powoduje, że w tym momencie mamy do czynienia z rywalizacją o gaz. Do tego dochodzą czynniki geopolityczne. Rynek azjatycki jest w stanie zapłacić więcej za gaz, bo jest zdeterminowany do importu tego paliwa. To z kolei dodatkowo podbija ceny na rynkach światowych, co w konsekwencji przyczynia się do wzrostu ceny gazu w Polsce.
W porównaniu do notowań z maja 2020 roku, cena gazu na Towarowej Giełdzie Energii wzrosła o 79 proc. rok do roku. Notowania z maja ubiegłego roku wynosiły średnio 65,11 zł/MWh, natomiast średnia z tego samego miesiąca 2021 r. to 116,23 zł/MWh. W środę 16 czerwca za megawatogodzina gazu na TGE kosztowała 137,67 zł.