USA szykują się do zalania świata tanim gazem. Choć na dostawy liczą rodzime koncerny, to ani one, ani rząd nie rozpoczęły jeszcze rozmów o imporcie.
Gaz skroplony będzie zyskiwał na znaczeniu w globalnej gospodarce / Dziennik Gazeta Prawna
Za dwa lata Stany Zjednoczone rozpoczną masową wysyłkę statków ze swoim gazem. Po zakupy już ustawiła się kolejka chętnych z całego świata, m.in. Brytyjczycy, Japończycy, Koreańczycy i Niemcy. Pierwsze kontrakty eksportowe zostały już podpisane. Janusz Piechociński, wicepremier i minister gospodarki, nie ukrywa, że za kilka lat również w terminalu w Świnoujściu mogą pojawić się amerykańskie tankowce z konkurencyjnym cenowo gazem skroplonym LNG. Jednak nikt w Polsce rozmów o dostawach z USA nie prowadzi.
Ministerstwo Skarbu Państwa, które było inicjatorem zawarcia pierwszego kontraktu na dostawy LNG do Polski pomiędzy PGNiG a Qatargasem, teraz umywa ręce. – Prowadzenie bezpośrednich rozmów z amerykańskimi spółkami, które planują w przyszłości eksport LNG, nie leży w naszych kompetencjach – twierdzi Katarzyna Kozłowska, rzeczniczka MSP. Mimo to resort na bieżąco monitoruje sytuację na rynku amerykańskim oraz opłacalność importu tego gazu do Europy. – Wspieramy też działania spółek z udziałem Skarbu Państwa, które mają na celu dywersyfikację dostaw i zapewnienie niskich cen gazu dla odbiorców końcowych – przekonuje.
Jak informują w MSP, zainteresowanie dostawami LNG przez świnoujski terminal deklaruje nie tylko PGNiG (na katarski gaz zarezerwował 65 proc. mocy odbiorczych terminalu), lecz także PKN Orlen oraz Grupa Azoty.
W PGNiG z podjęciem rozmów z Amerykanami poczekają co najmniej do końca 2014 r., gdy ruszą pierwsze dostawy LNG od Qatargasu (PGNiG przez 20 lat ma kupować 1,5 mld m sześc. gazu rocznie). – Nie rozmawiamy na razie o nowej umowie długoterminowej na LNG, bo chcemy najpierw skorzystać z gazu zamówionego w Katarze – tłumaczy Mirosław Szkałuba, p.o. prezes PGNiG.
Poważnie zainteresowana amerykańskim LNG jest Grupa Azoty. Koncern szuka partnera do wspólnych zakupów. – Nie wykorzystamy całego statku z gazem, dlatego chcemy się związać z kimś, kto mógłby odebrać resztę – zdradza nam osoba związana ze spółką.
W Orlenie przyznają, że na bieżąco obserwują trendy na rynku LNG. – O ewentualnym zaangażowaniu w zakupy LNG i jego skali zadecyduje sytuacja makroekonomiczna i ostateczny termin ukończenia gazoportu – zaznaczają w spółce.
Wbrew pozorom czasu jest niewiele. Umowę z Katarczykami podpisano w 2009 r., pięć lat przed rozpoczęciem zakontraktowanych dostaw. Amerykańskie terminale LNG mają ruszyć z eksportem w latach 2015–2017. Łupkowy boom w USA sprawił, że wydobycie w tym kraju od 2005 r. wzrosło o 1/3, do 716 mld m sześc. rocznie, zaś ceny surowca spadły do poziomu 3–5 razy mniejszego niż w Europie czy Azji. Doszło do tego, że wielu firmom produkcja gazu łupkowego przestała się opłacać. Stąd pomysł, by sprzedawać surowiec za granicę po wyższych cenach.
Zdaniem Rafała Wardzińskiego, prezesa Polskiego LNG (spółka odpowiada za budowę gazoportu w Świnoujściu), otwarcie się USA na eksport zmieni rynek gazu. Swoje dorzucą też Australijczycy. – Australia chce stać się pierwszym eksporterem LNG i przegonić pod tym względem Katar. Do 2020 r. uruchomione zostaną tam terminale eksportujące, które będą konkurować w obszarze Azji i Pacyfiku i wypierać gaz bliskowschodni. W efekcie w Europie będzie pojawiało się coraz więcej LNG – wyjaśnia prezes Wardziński.