Pierwszy lockdown nie naruszył znacząco ich wyników. Skutki drugiego będą zależeć od tego, czy klienci przejdą kryzys suchą stopą.
Energetyka i ciepłownictwo to tzw. infrastruktura krytyczna. Jak zapewnia Polska Grupa Energetyczna, największy producent prądu w naszym kraju, zapewnienie ciągłości dostaw w tym sektorze jest sprawą priorytetową. W spółce wprowadzono procedury funkcjonowania zakładów w warunkach pandemii.

Stabilny system

„Przygotowane są również plany zapewniające ciągłość działania, obejmujące sytuację ponadstandardowej absencji chorobowej wśród pracowników” – zapewnia PGE. W każdej swojej lokalizacji koncern przeprowadził ćwiczenia reagowania w związku z COVID-19 oraz powołał lokalne zespoły awaryjne. W każdej ze spółek PGE działają ponadto koordynatorzy ds. reżimu sanitarnego, ściśle współpracujący z sanepidem i centralą grupy.
Także Enea już w marcu dostosowała swój model organizacji ‒ tam, gdzie możliwa jest praca zdalna, wprowadzono podział pracowników – część pracuje z domu, a część na miejscu, po czym następuje zamiana.
„Dodatkowe środki ostrożności obowiązują w należących do grupy elektrowniach Kozienice oraz Połaniec, a także instalacjach ciepłowniczych w Pile i Białymstoku. Ruch pracowników w tych jednostkach podzielony jest tak, aby ograniczyć kontakt do niezbędnego minimum” – informuje firma. Zapewnia, że elektrownie są przygotowane nawet na całkowite zamknięcie dostępu do instalacji. „W takim przypadku pracownicy, których obecność jest krytyczna dla ciągłości działania elektrowni, będą pełnić obowiązki bez opuszczania terenu zakładu. Decyzje w tej sprawie są ostatnim z etapów zabezpieczających przed koronawirusem i będą podejmowane wraz z rozwojem sytuacji epidemicznej w kraju oraz zaleceniami rządu” ‒ wskazuje spółka.
Przejęta przez Orlen pod koniec kwietnia Energa zapewnia, że dzięki doświadczeniom z wiosny udoskonaliła procedury i model pracy, który minimalizuje kontakty pomiędzy pracownikami realizującymi tzw. procesy krytyczne.
Tauron określił minimalny poziom personelu utrzymującego ciągłość procesów krytycznych w wytwarzaniu prądu. Spółka m.in. utrzymuje imienną listę kluczowych w tym względzie pracowników. Także tam w ramach scenariuszy kryzysowych uwzględniono możliwość skoszarowania pracowników na terenie spółki. „W ramach tego zadania spółka zaopatrzyła się w całodniowe racje żywnościowe oraz sprzęt niezbędny do noclegowania pracowników na terenie zakładu” – czytamy. Tauron ma też zmagazynowane zasoby paliw oraz innych produktów niezbędnych do zapewnienia nieprzerwanej produkcji „przez dłuższy okres czasu”.
Cały system – jak zapewniają DGP Polskie Sieci Elektroenergetyczne – pracuje stabilnie. Wiosenny lockdown miał na niego wpływ, ale polegał on przede wszystkim na zmniejszeniu zapotrzebowania na energię. W pierwszych dziewięciu miesiącach tego roku popyt był o 3,9 proc. mniejszy niż w analogicznym okresie ubiegłego roku.
„Największy spadek zapotrzebowania zanotowano w kwietniu tego roku ‒ było o 8,9 proc. niższe niż kwietniu 2019 r. Jest to dla operatorów sytuacja dość niezwykła, bo zazwyczaj problemy bilansowe dotyczą raczej niedoboru dostępnych mocy, a nie nadmiaru produkcji. Jak pokazują doświadczenia z kwietnia, jesteśmy przygotowani również na takie sytuacje” – zapewnia operator.

Ryzyko bankructw odbiorców

Kamil Kliszcz, analityk Domu Maklerskiego mBanku, ocenia, że pierwszy lockdown nie obciążył mocno wyników spółek energetycznych. Wpływ drugiej fali pandemii będzie natomiast zależeć od tego, jak długo będą trwać nowe ograniczenia. – Myślę, że wystąpią te same problemy, czyli konieczność odsprzedawania energii nieodbieranej przez klientów, prawdopodobnie po niższych cenach. Także w regulowanym segmencie dystrybucji spółki energetyczne na pewno odczują ubytek przychodów – wymienia ekspert.
Według niego czynnikiem ryzyka dla branży są bankructwa odbiorców. W trakcie pierwszej fali pandemii problem ograniczyły tarcze antykryzysowe. – Upadłości nie było na razie dużo, ale zobaczymy, jak będzie podczas drugiego lockdownu: czy uda się uruchomić podobne wsparcie i czy odbiorcom uda się przejść przez kryzys suchą stopą – wskazuje Kliszcz.
Pytana o finansowe skutki pandemii PGE przyznaje, że spadek zapotrzebowania na energię elektryczną ma wpływ na spadek przychodów i marży z tytułu wytwarzania, dystrybucji i sprzedaży energii, ale nie był on znaczący. „Większość produkcji została zakontraktowana w okresach poprzednich, dlatego w krótkim terminie negatywny wpływ niższych wolumenów na segment energetyka konwencjonalna powinien być w dużym stopniu ograniczony. Grupa PGE spodziewa się natomiast wpływu na wolumeny i ceny kontraktacji dla kolejnych okresów” – czytamy w odpowiedzi dla DGP.
W czasie pandemii problemów z popytem nie ma Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. W pierwszych trzech kwartałach firma sprzedała na krajowym rynku 12,48 mld m sześc. gazu wobec 11,88 mld m sześc. rok wcześniej. Według PGNiG nie było istotnego wpływu pandemii na realizację płatności ze strony odbiorców hurtowych i detalicznych.