Technologia, która może „domknąć” zieloną transformację w Polsce, wiąże się z dużymi kosztami. A Unia przyszłość widzi gdzieś indziej.
W tle zapowiedzianej w zeszłym tygodniu w Waszyngtonie polsko-amerykańskiej umowy, która ma umożliwić budowę elektrowni atomowej w naszym kraju, są wątpliwości co do przyszłości tej gałęzi energetyki w Europie. Ponad 80 proc. atomowych instalacji ma tu 30 lat lub więcej, a Unia stawia dziś przede wszystkim na rozwój czystych technologii wodorowych i w lipcu ma przedstawić strategię wodorową. Budowa nowych bloków atomowych, które mogłyby stabilizować miks oparty na odnawialnych źródłach energii, wymaga gigantycznych inwestycji, które postrzegane są przez rynki jako ryzykowne.
W poniedziałek działająca przy OECD Agencja Energii Nuklearnej (NEA) napisała, że energia jądrowa w wielu krajach jest uważana za realną możliwość rozwiązania problemu zmian klimatycznych i zanieczyszczenia powietrza, ale problemem jest tempo budowy nowych obiektów jądrowych.
„W ciągu ostatniej dekady budowę reaktorów III generacji dotykały na niektórych rynkach opóźnienia i przekroczenia kosztów. Ekonomika budowy nowych reaktorów jądrowych jest dodatkowo zagrożona brakiem zachęt do inwestowania w technologie niskoemisyjne o wysokich kosztach kapitałowych” – czytamy w dokumencie. NEA uważa, że konieczne jest obniżenie kosztów w sektorze energetyki jądrowej i szykuje raport z rekomendacjami w tej sprawie.
– Elektrownia jądrowa, jeżeli powstanie, uzupełni nasz miks energetyczny. Mówimy jednak o ogromnym wysiłku finansowym państwa, rzędu setek miliardów złotych, a jednocześnie wydatek ten zapewni nam – w przypadku wybudowania pięciu bloków po 1000 MW – ok. 23 proc. mocy, jakich potrzebujemy dzisiaj, tylko nieznacznie więcej, niż generują dziś nasze elektrownie na węgiel brunatny – mówi Marcin Roszkowski, prezes Instytutu Jagiellońskiego.
– Nawet jeśli USA faktycznie się w Polsce zaangażują, wypracowany zostanie odpowiedni mechanizm finansowania i inwestycja zostanie uruchomiona, będzie ona musiała rywalizować z innymi producentami na rynku energii. Tymczasem w obecnym systemie regulacyjnym atom jest po prostu najdroższy – dodaje ekspert.
Kraje rozwinięte coraz wyraźniej obierają kurs na silnie rozproszony system energetyczny oparty na źródłach odnawialnych, stabilizowany przede wszystkim zielonym wodorem. Do jego zalet należy wielość zastosowań (oprócz energetyki to m.in. transport czy produkcja stali), a także to, że do jego transportu prawdopodobnie będzie można wykorzystać istniejącą w Europie infrastrukturę gazową. Jak wynika z danych przywołanych w najnowszym raporcie Polskiego Instytutu Ekonomicznego, od 2002 r. USA, Japonia, Francja, Korea Południowa, Kanada i Niemcy przeznaczyły na badania i rozwój technologii wodorowych równowartość ponad 30 mld zł.
PIE sugeruje, że w wodór powinna inwestować również Polska. Wśród możliwych kierunków inwestycji wymienia m.in. budowę specjalnych farm OZE przeznaczonych do produkcji „zielonego wodoru” czy adaptację infrastruktury gazowej do przesyłu paliwa z coraz większym udziałem wodoru. Jak podano, taką możliwość bada Gaz-System.
O zwiększeniu roli wodoru i wykorzystaniu do jego produkcji nadwyżek w systemie, także z OZE, wspomina co prawda projekt Polityki Energetycznej Polski do 2040 r., ale dużo więcej wiadomo o rządowych planach dotyczących atomu. Jak ocenia Robert Tomaszewski z Polityki Insight, wynika to z przywiązania władz do scentralizowanego modelu energetyki. – Zagrożenia z wielkoskalową energetyką dobrze ilustruje przykład zeszłotygodniowego zalania Elektrowni Bełchatów, które poskutkowało wyłączeniem czterech bloków energetycznych i skokowym wzrostem cen prądu – zauważa.