W Berlinie narasta spór o projekt ustawy, która ma określić kształt transformacji energetycznej na najbliższych 20 lat.
Projekt przepisów dotyczących całkowitego odejścia od węgla miał zostać przyjęty przez gabinet Angeli Merkel w tym tygodniu. Ale w ostatnim momencie został zdjęty z porządku obrad. Sprzeciw zgłosiło Ministerstwo Środowiska, które znajduje się pod kontrolą Socjaldemokratycznej Partii Niemiec (SPD). Sam dokument został przygotowany przez Ministerstwo Gospodarki, którym kieruje Peter Altmaier, polityk Unii Chrześcijańsko-Demokratycznej (CDU).
Zadaniem jego resortu było przełożenie na konkretne ramy prawne ustaleń zawartych w raporcie końcowym Komisji Węglowej. To ponadpolityczne ciało złożone z polityków, związkowców, ekologów i przedstawicieli biznesu w styczniu ustaliło datę całkowitego odejścia od węgla na 2038 r. Eksperci stworzyli zalecenia organizacyjne i wytyczyli proponowany podział miliardowych środków potrzebnych na subwencje dla osób prywatnych i firm oraz na transformację regionów górniczych.
Po publikacji raportu komisji rząd zarzekał się, że jeszcze w tym roku wdroży rekomendacje. Jednak teraz partnerzy koalicyjni z SPD oskarżają resort gospodarki o sformułowanie proponowanych przepisów w taki sposób, żeby opóźnić cały proces transformacji. Atmosferę nieufności podkręcają niedawne zmiany w resorcie gospodarki. Od września pieczę nad wydziałem ds. wdrażania Energiewende (niemiecki termin oznaczający transformację energetyczną – red.) sprawuje Stephanie von Ahlefeldt.
Ekonomistka pracowała poprzednio w biurach posłów CDU reprezentujących interesy przedsiębiorców i przemysłu. To skrzydło sceptycznie podchodzi do obecnych scenariuszy reformy energetycznej ze względu na nieustannie rosnące ceny prądu i możliwe przerwy w jego dostawie, jeśli zgodnie z zaleceniami Komisji Węglowej już w najbliższych latach wyłączone zostaną najstarsze elektrownie na węgiel oraz wszystkie reaktory jądrowe.
Krytycy wskazują, że wycofany projekt nie przewiduje konkretnych narzędzi, aby wymóc na operatorach zamknięcie prawie 100 elektrowni na węgiel kamienny i brunatny, które wciąż działają na terenie RFN. W teorii operatorzy powinni sami zgłaszać obiekty do zamknięcia i proponowaną wysokość rekompensaty za każdy gigawat wycofywany z sieci. Projekt w żaden sposób ich do tego nie zmusza.
Od czasu powrotu dokumentu do ministerialnych pokojów największy bój toczy się o regulacje dotyczące farm wiatrowych. W poprzednich miesiącach informowaliśmy w DGP, że w 2019 r. liczba nowo powstałych wiatraków w Niemczech spadła do 167, choć jeszcze rok temu wybudowano 743 nowe turbiny, a w 2017 r. postawiono ich aż 1792. Federalne Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej postuluje, że rocznie powinno powstawać ponad 1 tys. wiatraków. Tylko przy takiej dynamice uda się zrealizować cel, który zakłada 65 proc. energii z odnawialnych źródeł (OZE) do 2030 r.
W 2018 r. procentowy udział OZE w niemieckim miksie energetycznym wyniósł 38 proc. Niemal połowa czystej energii w Niemczech pochodzi z wiatru. Tegoroczny spadek wynika z coraz lepiej zorganizowanych inicjatyw obywatelskich, które kierują do sądu niemal każdy nowy plan budowy. W ten sposób wspólnoty lokalne chcą oddalić perspektywę powstania blisko ich domostw wiatraków mających od 100 do ponad 200 m wysokości.
Wychodząc naprzeciw protestującym, Ministerstwo Gospodarki zapisało w projekcie ustawy, że przy budowie nowych wiatraków musi zostać zachowana odległość 1 km od skupiska minimum pięciu budynków mieszkalnych. Na katastrofalne skutki tego zapisu dla rozwoju sektora wiatrowego, a szerzej dla całego Energiewende, wskazują politycy SPD i Zielonych, ruchy ekologiczne i przedstawiciele przemysłu.
Niemieccy producenci turbin wiatrowych, m.in. Enercon, Nordex i Siemens, w poniedziałek wzięli udział w spotkaniu z Altmaierem, lobbując za poluzowaniem przepisów. W ich ocenie wytyczenie minimalnej odległości nie od większych skupisk miejskich, lecz od kilku budynków o połowę ograniczy dostępność terenów pod budowę farm wiatrowych. Końcowe sformułowania zawarte w ustawie będą miały znaczenie dla całej gospodarki.
Enercon, największy gracz na rynku turbin, już zapowiedział, że z powodu zastoju w budowie nowych farm zwolni 3 tys. pracowników. Liczba pracowników w niemieckiej branży wiatrowej zmniejszyła się o 25 proc. z 160 tys. zatrudnionych w 2016 r. do 120 tys. w tym roku. Altmaier zapewnia, że rząd szuka kompromisu, który pogodzi ekologów, przemysł i lokalne inicjatywy. Konflikt o końcową wersję projektu zaostrzy się w przyszłym tygodniu. 29 listopada, kilka dni przed szczytem klimatycznym ONZ w Madrycie, na ulicę setek miast ponownie wyjdą aktywiści ruchu Piątki dla Klimatu, którzy domagają się od rządu wzmocnienia przepisów, żeby przyspieszyć odejście od konwencjonalnych źródeł energii i zmniejszyć emisję CO2.
Nasi zachodni sąsiedzi planowali odejść od węgla do 2038 r.