Polscy producenci bardzo szybko zareagowali na wzrost notowań ropy naftowej po weekendowym ataku na instalacje w Arabii Saudyjskiej.
/>
Hurtowe ceny benzyny i oleju napędowego poszły w górę zarówno w Orlenie, jak i w Lotosie najmocniej w tym roku. Można w związku z tym oczekiwać, że w najbliższych dniach wzrosną ceny paliw także na stacjach benzynowych. PKN Orlen podniósł cenę metra sześciennego (w hurcie używa się tej miary, a nie litrów) benzyny 95 o 74 zł (Grupa Lotos o 61 zł), czyli o niemal 2 proc. Przeliczając metry sześcienne na znacznie bliższe każdemu kierowcy litry, chodzi o wzrost cen o ok. 7 gr na litrze. Na przełomie maja i czerwca mieliśmy wprawdzie nawet nieco większe wahnięcie notowań w ciągu jednego dnia, ale wtedy były to obniżki cen, a nie podwyżki.
Hurtowe ceny oleju napędowego zmieniły się w bardzo podobny sposób. W Orlenie o 65 zł, a w Lotosie o 68 zł, czyli o niecałe 7 gr na litrze. Z jednej strony nie są to zmiany szokujące swoją skalą. Przed weekendem, w czasie którego dokonano ataku na Arabię Saudyjską, średnie ceny zarówno diesla, jak i benzyny 95 były w kraju bardzo blisko 5 zł za litr (według danych publikowanych przez Biuro Maklerskie Reflex). Jeśli teraz cena podskoczy w okolice 5,07–5,10 zł za litr, to będziemy mieć na stacjach benzynowych sytuację taką samą jak zaledwie kilka tygodni temu. Z drugiej strony oczywiście otwarta pozostaje kwestia tego, czy polscy producenci w kolejnych dniach będą dokonywać kolejnych podwyżek cen – zależy to od tego, jak będzie się zmieniać bieżąca sytuacja na rynkach.
Aby ceny paliw przekroczyły najwyższe w tym roku poziomy z kwietnia, musiałyby urosnąć jeszcze o ponad 30 gr. Żeby to się stało, ropa naftowa musiałaby nadal wyraźnie drożeć albo musielibyśmy mieć znaczące osłabienie złotego wobec amerykańskiego dolara (bo polskie rafinerie za kupowaną za granicą ropę płacą dolarami).
Amerykańska waluta na początku tego tygodnia podrożała o 4 gr, ale jej notowania w najbliższych dniach nie będą powiązane z rynkiem ropy. Będą zależeć głównie od decyzji, jakie podejmie na swoim dzisiejszym posiedzeniu amerykański bank centralny.
Ropa naftowa na świecie w ostatnich miesiącach powoli taniała, ponieważ inwestorzy zakładali, że w okresie spowolnienia gospodarczego na świecie globalny popyt na ten surowiec nie będzie rosnąć tak bardzo, jak wcześniej przypuszczano. Będzie to oznaczać, że przy wciąż sporym wydobyciu zapasów ropy na świecie będzie wystarczająco dużo, albo może nawet zbyt dużo, a w takiej sytuacji jej cena powinna spadać. Atak na instalacje w Arabii zmienił te założenia, pozbawiając na jakiś czas rynek dość sporych dostaw, dlatego cena ropy natychmiast poszła w górę, ale długoterminowe prognozy dotyczące spowolnienia gospodarczego i co za tym idzie – niewielkiego wzrostu popytu na ropę są nadal aktualne. Dlatego po pierwszej reakcji w nocy z niedzieli na poniedziałek rynek ropy zachowuje się spokojnie, a cena ustabilizowała się w okolicach 68 dol. za baryłkę.
Wciąż jednak nie wiadomo, jak szybko produkcja ropy w Arabii Saudyjskiej wróci do poziomu sprzed ataku. Względny spokój na rynkach opiera się na założeniu, że zakłócenia w dostawach będą krótkotrwałe i znikną, zanim trzeba będzie sięgać po rezerwy strategiczne. O tym, że sytuacja nie jest groźna i że nie ma takiej potrzeby, zapewniali wczoraj niezależnie od siebie szefowie resortów energii zarówno w Rosji, jak i w Stanach Zjednoczonych.
Agencja Reutera podała we wtorek, powołując się na źródła wśród chińskich urzędników, że Saudi Aramco (właściciel zniszczonych instalacji) poinformował firmę PetroChina, która jest jednym z ich kluczowych klientów, o tym, że tankowce z kupionym przez nich towarem, które miały dostarczyć im go w październiku, wyruszą w drogę z maksymalnie 10-dniowym opóźnieniem. Z kolei dostaw wrześniowych nie uda się zorganizować, więc Saudi Aramco najpierw kupi na rynku, a następnie sprzeda Chińczykom ropę pochodzącą z innego źródła.
Eksperci twierdzą, że Arabia Saudyjska, aby zmniejszyć niedobór ropy na rynku, może próbować zwiększać wydobycie ze złóż, które wyłączono z eksploatacji w ostatnich latach. W ostateczności, jeśli sytuacja nie będzie się poprawiać przez kolejne tygodnie, decyzję o zwiększeniu wydobycia w trybie nadzwyczajnym może podjąć kartel OPEC zrzeszający producentów surowca.