Spróbowałam policzyć, jak bardzo trzeba będzie trzymać się za portfel w przyszłym roku przez prąd. Nie mam dobrych wiadomości. Bardzo. Gdyby jednak tegoroczne podwyżki wynikające z wyższych cen węgla i CO2 nie były sztucznie regulowane, w przyszłym roku musielibyśmy połknąć tylko jedną żabę, a nie dwie. I nie chodzi mi wcale o rachunki za energię elektryczną 15 mln gospodarstw domowych, które i tak zgodnie z prawem są sterowane (na razie, bo i na uwolnienie tego segmentu niebawem przyjdzie czas) przez prezesa Urzędu Regulacji Energetyki.
I o ile na pewno na ten rok nie dałby on zgody na skokowy szok (nie musiał, bo ceny zamroziła ustawa prądowa z 28 grudnia 2018 r.), o tyle w przyszłym roku będzie musiał uwzględnić uzasadnione koszty energetyki także w taryfie G dla odbiorców indywidualnych. Osobną sprawą jest taryfa dystrybucyjna (ile osób wie, że w tym roku jest wyższa niż w ubiegłym?), osobną taryfa za prąd. A wytwarzanie energii elektrycznej będzie coraz droższe. Bazowa cena węgla w portach ARA (Amsterdam-Rotterdam-Antwerpia) spadła właśnie poniżej 60 dol. za tonę. To spadek o ok. 37 proc. w skali roku. Ale prawa do emisji dwutlenku węgla zdrożały w ciągu roku o ponad 43,3 proc. – wczoraj kosztowały nieco ponad 26 euro za tonę (niedawno cena zbliżała się do 30 euro). Uprawnienia będą coraz droższe, dlatego że będzie ich coraz mniej oraz dlatego że Komisja Europejska wyznaczyła sobie cel dekarbonizacji UE do 2050 r. Biorąc więc pod uwagę czynniki zewnętrzne, prąd w 2020 r. po prostu musi być droższy. Kropka.
O ile, to już inna sprawa. Nie wierzę, żeby prezes URE zdecydował się wyrazić zgodę na podwyżki cen energii elektrycznej w taryfie G większe niż 15–20 proc. Sam prąd w rachunku ma jednak ok. 40 proc. udziału. Przy założeniu, że gospodarstwo domowe zużywa średnio rocznie 2200 kWh, a cena kWh to ok. 0,55 zł, to roczny rachunek wynosi ok. 1200 zł, co miesięcznie daje ok. 100 zł. W takiej sytuacji droższy prąd da nam 8 zł miesięcznie więcej.
Na pewno w górę pójdzie taryfa dystrybucyjna – nie czarujmy się, bez tego modernizacja sieci energetycznych, których znakomita większość w naszym kraju ma więcej niż 30–40 lat, nie będzie możliwa. Ta podwyżka może dać kolejne 5–7 zł więcej.
Przypomnę tylko, że w kolejnym – 2021 r. do rachunku doliczana będzie jeszcze opłata mocowa szacowana na 6–7 zł miesięcznie. Rynek mocy to mechanizm, który pozwoli płacić wytwórcom nie tylko za produkcję prądu, ale też za gotowość do produkcji w szczycie zapotrzebowania.
W ciągu dwóch lat więc Kowalskiemu ze 100 zł może się zrobić ok. 120–124 zł miesięcznie. Przy czym nie doliczyłam do tego ewentualnego wzrostu opłaty za akcyzę za prąd, która na ten rok została obniżona z 20 do 5 zł za 1 MWh. Nie mam szklanej kuli, by przewidzieć, czy utrzymanie niższej stawki będzie możliwe. Śmiem jednak wątpić.
A to jeszcze nie wszystko w kwestii droższego prądu. Całej reszcie odbiorców poza taryfą G cen nie reguluje prezes URE (chwilowo ręcznie steruje tym rząd przy pomocy ustawy prądowej), lecz rynek. Czyli tak zwane życie. A że życie łatwe nie jest, przedsiębiorcy wiedzą chyba najlepiej. Spodziewane dla nich podwyżki cen na przyszły rok na poziomie 40 proc. nie są już straszeniem czarnym ludem. O 2021 r. nikt nie chce mówić nawet szeptem, bo jak wiadomo, szpitale są przepełnione, a wielu może mieć słabe serce.
Czy jest jakiś złoty środek na zatrzymanie efektu kuli śnieżnej, która za chwilę dojdzie do monstrualnych rozmiarów? Owszem, decyzje. Rynkowe. Na przykład niezmuszanie Energi i Enei do budowy 1000 MW na węglu w Ostrołęce, co nigdy się nie zwróci, i postawienie tam na gaz. Oczywiście to opóźni projekt bloku tak potrzebnego w tym regionie, ale może nie zbankrutujemy? Kolejną sprawą jest rezygnacja przez PGE z budowy odkrywki węgla brunatnego Złoczew, z której dowożenie paliwa do Bełchatowa da cenę prądu z najtańszego surowca konwencjonalnego na poziomie pozwalającym wpisać ją do księgi rekordów Guinnessa. No i wreszcie trzeba by podjąć decyzję o budowie lub braku elektrowni atomowej, ale konkretnie i jednoznacznie, a nie tak jak dotychczas – spółka jest, zarząd jest, pieniądze się wydaje, a efektów brak. A niestety kolejny rok też jest wyborczy.