W I kw. 2019 r. do naszego kraju wjechało 3,15 mln ton surowca ze Wschodu, czyli 69 proc. całości importu. Moskwa ma możliwości, by jeszcze obniżyć jego cenę dla zagranicznych odbiorców.
W I kw. 2019 r. do naszego kraju wjechało 3,15 mln ton surowca ze Wschodu, czyli 69 proc. całości importu. Moskwa ma możliwości, by jeszcze obniżyć jego cenę dla zagranicznych odbiorców.
Z danych Eurostatu wynika, że od stycznia do marca do Polski wjechało 4,58 mln ton zagranicznego węgla, a więc o 270 tys. ton więcej niż w analogicznym okresie 2018 r. W zeszłym roku padł rekord importu surowca, który nie ma szans się utrzymać, jeśli tendencja z pierwszych trzech miesięcy potrwa dłużej.
W 2018 r. sprowadziliśmy w sumie 20 mln ton, z czego prawie 13,5 mln ton przyjechało z Rosji. Między styczniem i końcem marca do Polski sprowadzono 3,15 mln ton tego paliwa, z czego na rosyjski surowiec przypadło 2,99 mln ton, co oznacza wzrost o 160 tys. ton. Rosjanie mówią, że zachodnie rynki, które docelowo będą odchodziły od paliw kopalnych, na dłuższą metę nie są dla nich priorytetowe. Polska cały czas jest wyjątkiem, bo 80 proc. energii elektrycznej produkujemy z węgla.
W ubiegłym roku Władimir Putin postawił zadanie zwiększenia eksportu czarnego złota o 50 proc., przede wszystkim do Chin, Indii, Turcji i państw Azji Południowo-Wschodniej. W tym celu władze zapowiedziały koordynację działań z państwowymi kolejami RŻD i portami morskimi na rzecz wzrostu możliwości przesyłowych. W portach i na kolei – zwłaszcza liniach transsyberyjskiej i bajkalsko-amurskiej – wciąż znajdują się wąskie gardła, przez które fizycznie nie da się puścić większych wolumentów surowca. Aby zmienić ten stan rzeczy, potrzeba 1,5 bln rubli (90 mld zł) inwestycji. Nie wiadomo, czy te pieniądze się znajdą, a co za tym idzie, czy ziszczą się plany zwiększenia dostaw do Azji.
Z informacji DGP wynika też, że rosyjscy producenci rozmawiają z RŻD o tym, by przewóz surowca do Europy Zachodniej, w tym do Polski, był jeszcze tańszy niż obecnie. Firmy eksportujące surowiec chcą obniżenia taryf na jego przewóz. Pewien kompromis – prowadzący do dalszego wzrostu konkurencyjności paliwa ze Wschodu na naszym rynku – nie jest wykluczony. – RŻD podwyższyły taryfy w 2018 r. i miały je obniżyć, gdy ceny węgla spadną. Spadły, ale cena przewozu nie zmalała – mówi DGP Swietłana Burmistrowa, która pisze o węglu w biznesowym dzienniku „RBK”. Koleje nie chcą się na to zgodzić właśnie po to, by mieć środki na inwestycje w syberyjską infrastrukturę.
Jeśli jednak Rosjanie uznają, że obniżka ceny dla importerów jest wskazana, mają z czego ciąć. – Branża znajduje się w znakomitej kondycji finansowej. Bije rekordy wydobycia i eksportu. Jest bardzo konkurencyjna. W zasadzie nie potrzebuje więc nawet obniżki taryf od RŻD, żeby umacniać swoją pozycję na rynkach zagranicznych – zapewnia w rozmowie z DGP Siergiej Pikin, dyrektor Fundacji Rozwoju Energetycznego w Moskwie. – Dlatego też państwo nie musi dofinansowywać wydobycia węgla. Zwłaszcza że na rynku dominuje kapitał prywatny – dodaje.
Warto przypomnieć, że przed dekadą Polska chciała udowodnić Rosjanom dumping cenowy, argumentując, że nasi sąsiedzi dopłacają do transportu surowca, a przecież wydobycie mają tańsze ze względu na to, że odbywa się w dużej mierze tańszą metodą odkrywkową. Warszawa nie znalazła wówczas wsparcia w UE i temat upadł. PiS z kolei w 2016 r. zapowiadał wprowadzenie embarga na rosyjski węgiel, ale i to się nie udało. Tu bowiem potrzeba byłoby nie tylko wsparcia Brukseli i państw członkowskich Unii, ale również ustaleń na poziomie Światowej Organizacji Handlu.
W niedawnym wywiadzie dla DGP szef KTK Polska Iwan Gepting mówił, że nie widział bardziej zdywersyfikowanego rynku węglowego i zapewniał, że z tego względu nie ma mowy o groźbie uzależnienia Polski od dostaw ze Wschodu. KTK Polska, sprzedająca nad Wisłą ponad 2 mln ton rocznie, to oddział rosyjskiej Kuzbasskiej Topliwnej Kompanii, która od początku istnienia wyprodukowała rocznie 130 mln ton węgla. I przekonywał, że jego spółka w razie potrzeby (np. w sytuacji odsunięcia od złóż w Rosji) mogłaby sprzedawać polskim klientom choćby i węgiel z Kolumbii. Na razie zarówno ona, jak i drugi ważny rosyjski gracz, czyli SUEK, stawiają na rodzimy produkt. W Moskwie przedstawiciele KTK i SUEK nie znaleźli czasu, by z nami na ten temat porozmawiać. Podobnie jak przedstawiciele tamtejszego ministerstwa energetyki.
– Pole manewru na rynku węgla jest oczywiście większe niż w przypadku gazu ziemnego. W kilka miesięcy można zapewnić dostawy z alternatywnego źródła – mówi DGP Aleksander Śniegocki, szef projektu Energia i Klimat w WiseEuropa. – Jednak w krótkim okresie, w razie problemów z dostawami z kierunku wschodniego, zmiana ich kierunku może być sporym wyzwaniem logistycznym ze względu na duży i niespotykany dotąd w Polsce wolumen importu węgla, który w tym roku może przekroczyć 20 mln ton. Nie jest to uzależnienie porównywalne do rosyjskiego gazu i ropy naftowej, ale mamy do czynienia ze znacznym oraz rosnącym odpływem środków do Rosji – zastrzega.
Choć rosyjskiego węgla jest na polskim rynku coraz więcej i kupują go zarówno firmy państwowe (opisywaliśmy m.in. transakcje Węglokoksu, PGE czy Tauronu), jak i prywatne, inaczej wygląda tendencja ze sprowadzaniem antracytu. W DGP od października 2017 r. opisujemy jego import z okupowanej części Zagłębia Donieckiego, który przyjeżdża jako rosyjski. Do Polski trafia jednak również prawdziwy rosyjski antracyt. Z danych Eurostatu wynika, że w I kw. 2019 r. łącznie sprowadzono z tego kraju 78,5 tys. ton wobec 101,6 tys. ton w analogicznym okresie 2018 r. Z naszych szacunków wynika, że 40–50 proc. surowca może pochodzić z okupowanych terenów Ukrainy. Doniecki antracyt kupują w Polsce wyłącznie podmioty prywatne.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama