To ostatni dzwonek na przeproszenie się z odnawialnymi źródłami energii (OZE), których rozwój wyhamował po nowelizacji ustawy w 2016 r. Ale wypełnienie unijnych celów produkcji prądu z zielonych źródeł jest poważnie zagrożone.
Jak budowaliśmy w Polsce odnawialne źródła energii / Dziennik Gazeta Prawna
Zgodnie z zobowiązaniami wspólnotowymi Polska do 2020 r. powinna produkować 15 proc. energii elektrycznej z OZE. Gdy udział ten wzrósł do ok. 14 proc., cel wydawał się łatwo osiągalny. Jednak przyrost naszych czystych mocy niemal kompletnie się zatrzymał. I wiele wskazuje na to, że w tym roku odnotujemy spadek produkcji prądu z OZE. Czym to grozi? Dodatkowymi opłatami. Bo zielone braki trzeba będzie uzupełnić dostawami z zagranicy. A w obliczu coraz większego importu ropy, gazu i węgla importowanie prądu, na dodatek zielonego, może stać się gwoździem do trumny niezależności energetycznej Polski. Wiadomo, że bezpieczeństwo energetyczne kosztuje, ale przemysł OZE to także dodatkowe miejsca pracy i podatki, które zostają w kraju.
Choć wydaje się, że polski rząd po skonfliktowaniu się z lądową energetyką wiatrową (wypowiedzenie i unieważnienie umów, ustawa niemal uniemożliwiająca budowę nowych wiatraków, w efekcie pozwy na kilka miliardów złotych) nie ma już żadnej wizji OZE, pojawiło się światełko w tunelu i zainteresowanie morską energetyką wiatrową (offshore). Coraz więcej mówi o niej zarówno PGE, jak i Orlen, czyli spółki Skarbu Państwa. Najbliżej budowy – tak realnie, bo ma decyzje środowiskowe i przyłączeniowe, jest prywatna Polenergia kontrolowana przez Dominikę Kulczyk (17 października kończy się jej wezwanie na resztę akcji, wezwanie PGE skończyło się niepowodzeniem). Pierwsza farma o mocy 600 MW mogłaby ruszyć w 2021 r.
Tyle, że mimo licznych obietnic nie mamy strategii energetycznej kraju (zwanej też polityką energetyczną) do 2030 r., o roku 2050 nie wspominając. Minister energii jak mantrę powtarza tylko, że do 2050 r. mamy mieć 50 proc. energii z węgla. Bruksela nie chce o tym słyszeć, ale na razie i tak czeka na naszą strategię. Z czego miałaby powstać druga połowa produkcji prądu? Tego nie wie nikt, bo… nie ma strategii.
Tymczasem okno możliwości OZE się zamyka. Choćby dlatego, że w perspektywie kilku lat źródła zielone bez dopłat mają już rynkowo konkurować z konwencjonalnymi.
Jak poinformował portal Gramwzielone.pl, Holendrzy już teraz szykują drugą aukcję dla morskiej energetyki wiatrowej, w której inwestorom nie zostaną zagwarantowane preferencyjne stawki za energię (ale koszty przyłączenia morskich wiatraków ma wziąć na siebie operator systemu przesyłowego).
W ubiegłym tygodniu w Warszawie odbył się III Kongres Magazynowania Energii. Bo to właśnie te magazyny są kluczowe dla rozwoju OZE (dziś nadwyżki nie mogą być przechowywane, stąd konieczne bilansowanie źródłami konwencjonalnymi, gdy nie wieje wiatr czy nie świeci słońce). Przedstawiciele resortu energii poinformowali, że będą zmiany w ustawie – Prawo energetyczne dotyczące magazynowania energii elektrycznej. To niewątpliwie krok w dobrym kierunku. Regulacja ma usuwać bariery formalne, które obecnie uniemożliwiają inwestorom uzyskanie korzyści ekonomicznych z magazynowania energii elektrycznej, ale jednocześnie zakłada się brak systemu wsparcia dla magazynowania energii elektrycznej (brak pomocy publicznej). Z naszych informacji wynika, że w ciągu około dwóch tygodni projekt nowelizacji zostanie opublikowany i skierowany do konsultacji społecznych.