Najnowsza projekcja inflacji przygotowana w NBP wzbudziła spore kontrowersje ekonomistów.
W przyszłym roku nastąpi wyraźne przyspieszenie inflacji. Osiągnie ona poziom 3,2 proc. – przewidują analitycy banku centralnego w najnowszej projekcji, której szczegóły zostały wczoraj przedstawione ekonomistom i dziennikarzom. Poprzednia projekcja była przygotowana w lipcu. Wtedy przyszłoroczną inflację szacowano na 2,7 proc. (prognoza na 2020 r. się nie zmieniła, nadal wynosi 2,9 proc.).
Przewidywania wyższej inflacji są spowodowane przez ceny energii. Chodzi przede wszystkim o drożejący prąd. W nowej projekcji NBP przewiduje, że ceny energii w sumie będą o ponad 7 proc. wyższe niż rok wcześniej. Potem jednak, według analityków banku, sytuacja powinna wrócić do normy.
Listopadowa i lipcowa projekcja inflacji i PKB według NBP / Dziennik Gazeta Prawna
Podejście banku centralnego do cen energii spowodowało, że analitycy z rezerwą podeszli do całej projekcji inflacji. Z różnych powodów.
Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole Bank Polska, zgłasza wątpliwości co do wiarygodności projekcji. – Założony w projekcji wzrost cen energii dla gospodarstw domowych w 2019 r. jest bardzo duży i w mojej ocenie mało prawdopodobny. W konsekwencji, projekcja nie przedstawia najbardziej prawdopodobnego scenariusza rozwoju sytuacji – wyjaśnia. Jedynym „kontrfaktycznym” założeniem, jakie można przyjmować w projekcji, jest to dotyczące stóp procentowych. Zakłada się, że one nie będą się zmieniać. Dzięki temu osoby decydujące o wysokości stóp – u nas Rada Polityki Pieniężnej – wiedzą, czy należy je podnosić, czy obniżać, czy można je pozostawić bez zmian.
Adam Glapiński, prezes Narodowego Banku Polskiego, już w ubiegłym tygodniu określił założenia dotyczące cen energii jako konserwatywne. I powiedział, że nowa projekcja nie zmienia jego oceny co do perspektyw stóp procentowych. Według niego mogą one pozostać bez zmian do 2020 r.
Dla innych analityków problemem jest coś innego: bank centralny spodziewa się znaczących podwyżek cen energii, ale jego zdaniem w dłuższej perspektywie nie przełożą się one na ogólne tempo wzrostu cen. Widać to w prognozach inflacji bazowej (nieuwzględniającej cen energii i żywności), które pomiędzy lipcem a listopadem w ogóle się nie zmieniły.
– Przewidujemy ścieżkę inflacji bazowej zbliżoną do tej, którą prezentowaliśmy w lipcu. Nie widzimy specjalnie przeniesienia tymczasowego wzrostu inflacji CPI (ogólnego wskaźnika cen konsumpcyjnych – red.) na inflację bazową, czyli efektów drugiej rundy. Sprzyjać temu będzie obniżająca się aktywność gospodarcza, ale też sytuacja firm – wciąż dość wysokie marże i wysoka konkurencja oraz to, że koszty energii stanowią stosunkowo niewielki udział w kosztach ogółem – tłumaczył wczoraj Piotr Szpunar, dyrektor departamentu analiz ekonomicznych NBP. Według banku centralnego przeciwko wzrostowi inflacji będzie działać również to, że wyższe ceny prądu ograniczą popyt konsumpcyjny.
– Zgadzam się z zarysowaną w projekcji trajektorią inflacji w 2019 r. Ale to, jak ona będzie się kształtowała, to już duży znak zapytania. Zagrożenie inflacyjne w dłuższym okresie zdecydowanie rośnie – mówi Jarosław Janecki, ekonomista warszawskiego oddziału francuskiego banku Société Générale. I dodaje: – Projekcja CPI na 2019 r. jest podniesiona o 0,5 pkt proc., a inflacja bazowa w ogóle się nie zmienia. Można się zastanawiać, czy podwyżki cen paliw nie będą się przekładać np. na usługi. Według projekcji NBP tego nie będzie, ale mnie się wydaje, że ten efekt pośredni jednak wystąpi. A energia to przecież niejedyny koszt. Rosną też inne wydatki związane z produkcją, koszty pracy. Na te ostatnie w przyszłym roku będzie miało wpływ wprowadzenie pracowniczych planów kapitałowych – tłumaczy Janecki.
– Nasza prognoza inflacji na najbliższe miesiące jest poniżej tego, co naszkicował NBP. Ale prawdopodobnie bank centralny nie docenia efektów wtórnych – wtóruje Piotr Bielski z Santander Bank Polska. – Tych efektów dotąd rzeczywiście nie było, ale one w końcu się pojawią. Mam wrażenie, że nadchodzi moment „przelania się” presji kosztowej. Firmy w końcu zaczną przenosić ją na konsumentów w postaci wyższych cen. Rosną koszty pracy, materiałów, paliw. Teraz wraz z podwyżkami cen prądu przychodzi kolejny impuls kosztowy, który będzie powszechny – tłumaczy.
Ma też wątpliwości co do argumentu, że firmy mają na tyle wysokie marże, a konkurencja jest tak duża, że dla utrzymania klientów przedsiębiorstwa będą wstrzymywać się z podwyżkami. – Po statystykach upadłości, restrukturyzacji widać, że ta presja kosztowa już działa. To dotyczy przede wszystkim średnich czy mniejszych przedsiębiorstw. Tam zacieśnianie marż poszło tak daleko, że na dalsze nie ma już miejsca – ocenia Bielski.