Związki zabiegają o podwyżkę wynagrodzeń na poziomie 10 proc. Ministerstwo wskazuje, że kosztowałoby to ok. 0,5 mld zł; podczas gdy spółka byłaby w stanie zaangażować w ew. podwyżki 200-250 mln zł.
Jak powiedział przed poniedziałkowym spotkaniem minister energii, już prawie przed rokiem strony społeczna i rządowa umówiły się ws. wypracowania do końca czerwca br. nowego Zakładowego Układu Zbiorowego Pracy w spółce. „Te rozmowy trwają, ale idą bardzo powoli. Dlatego chcielibyśmy tutaj usłyszeć, jakie są stanowiska stron” - zaznaczył Tchórzewski.
„Myślimy o tym, żeby zabezpieczyć i potrzeby strony społecznej, dobro pracowników, ale także o tym, aby dalej Polska Grupa Górnicza mogła się rozwijać. Te dwie rzeczy są najważniejsze. Chcemy, żeby doszło do tego, aby między zarządem (PGG – PAP), a załogą znalazła się wspólna płaszczyzna porozumienia w tej sprawie” - wskazał minister.
„Dzisiaj chcemy usłyszeć, co strony mają do powiedzenia na tym etapie, abyśmy mogli zdążyć do końca czerwca z układem zbiorowym” - dodał.
Na początku marca br. działające w PGG centrale związkowe wystąpiły do zarządu z postulatem 10-procentowej podwyżki - w formie sporu zbiorowego. W odpowiedzi zarząd zaprosił we wtorek związkowców do rozmów, proponując spotkanie na 26 marca.
W poniedziałek rano o postulatach płacowych związków mówił na antenie Radia Katowice wiceminister Tobiszowski. Powtórzył m.in. wcześniejsze deklaracje, że ministerstwo za uzasadniony uznaje wzrost płac w PGG, lecz jednocześnie ewentualne podwyżki trzeba pogodzić z realizacją planu inwestycyjnego spółki.
„Z jednej strony podzielamy i mamy to w tegorocznym biznesplanie, aby płace się podniosły. Sugerowaliśmy, że siądziemy w marcu do rozmów i te rozmowy rozpoczęliśmy. Natomiast w trakcie rozmów o zbiorowym układzie pracy (…) pojawiła się propozycja 10 proc. To ze wszystkimi narzutami ok 0,5 mld zł, które trzeba zaangażować w tę podwyżkę. Dzisiaj PGG, która ma utrzymać poziom inwestycji, nie jest w stanie zrealizować tego założenia” - wskazał Tobiszowski.
„We wcześniejszych rozmowach sugerowaliśmy zatrzymanie się na poziomie 5-6 proc. i ponowne zastanowienie się pod koniec roku, gdy będziemy mieli już podsumowanie, większość kontraktów porozstrzyganych, jeśli chodzi o ich realizację; będziemy mieli wiedzę o zdarzeniach szczególnych” - wyjaśniał.
„Stąd mamy problem, żeby móc racjonalnie zrealizować te 10 proc. To m.in. jest związane z tym, że mamy założony biznesplan i założenia biznesplanu w Brukseli. Ale trzeba też wiedzieć, że dzisiaj w spółce akcyjnej, jaką jest PGG, są też spółki energetyczne notowane na giełdzie – one monitorują sytuację z innej pozycji, już nie z pozycji jedynego właściciela, jakim kiedyś było ministerstwo” - przypomniał wiceminister.
Pytany, jaką kwotę spółka byłaby w stanie zaangażować w ew. podwyżki Tobiszowski odpowiedział, że jest to kwota na poziomie 200-250 mln zł. Podkreślił też, że zarządowi PGG i ministerstwu zależy na wyrównaniu różnic w poszczególnych kopalniach, jeśli chodzi o podstawę wynagrodzenia. Wskazał na potrzebę premiowania większej dyscypliny, efektywności pracy – poprzez system o charakterze motywacyjnym.
Minister zastrzegł, że z jednej strony w branży nie było podwyżek i zależy mu na większym dowartościowaniu pracowników PGG, z drugiej strony „bardzo szybko zapominamy, z jakiej pozycji wychodziliśmy”. „Dwa lata temu mieliśmy de facto w upadłości kopalnie” - podkreślił Tobiszowski wskazując, że w branżę trzeba było zaangażować „miliardy złotych”, uzyskać zgody Komisji Europejskiej na działania restrukturyzacyjne. Przypomniał też o perspektywie rozpoczęcia w najbliższych latach spłat przesuniętego w czasie ogromnego zadłużenia.
Wiceminister wskazał w tym kontekście na konieczność przeprowadzenia zaplanowanych inwestycji i przygotowania kopalń do realizacji wieloletnich kontraktów.
„Jest to bardzo ważny rok. Jeżeli nie utrzymamy pewnego poziomu inwestycyjnego, nie przygotujemy i nie wyciągniemy kopalń – chociażby Wesołej, Halemby, Staszica – z trudnej sytuacji, nie ustabilizujemy Piasta-Ziemowita, to możemy zderzyć się ze ścianą i ponownie wrócimy do bardzo trudnych procesów rynkowych. Będą one o tyle trudniejsze, bo nie będzie już z czego dosypać” - przestrzegł Tobiszowski.
„Widzę potrzebę i szansę zwiększenia wynagrodzeń, natomiast ten poziom powinien być jednak... To jest pewna roztropność ze strony zarządzających i nas w ministerstwie, aby umieć z jednej strony zwiększać wynagrodzenia, ale nie dokonywać rozdania środków, które spowodowałyby, że przez rok będzie lepiej, a potem będziemy mieć gorszą sytuację” - dodał.
Jak informował na początku marca prezes PGG Tomasz Rogala, w ub. roku średnie wynagrodzenie w PGG wyniosło 6538 zł, wobec zakładanego wcześniej na poziomie 6225 zł. Wzrost - jak mówią związkowcy - wynikał jednak nie z podwyżek płac zasadniczych, a z ujęcia w funduszu wynagrodzeń 30 proc. nagrody rocznej za 2017 rok oraz wynagrodzeń za dodatkową pracę w soboty.