Tydzień temu na konferencji w Monachium premier Mateusz Morawiecki był pytany nie tylko o ustawę o IPN. Słynne wystąpienie Ronena Bergmana wokół sporu z Izraelem poprzedziło pytanie niemieckiego biznesmena. „Jan Klatten, jestem inwestorem w sektorze energetycznym.
Premierze, bardzo doceniam pana dążenia do modernizacji i rozwoju polskiego przemysłu. Ale w latach 2016–2017 mieliśmy do czynienia z legislacją, która powoduje ryzyka dla zagranicznych inwestycji w sektorze odnawialnych źródeł energii (OZE) warte kilka miliardów. A może nawet grozi im wywłaszczenie. Polska stawia sobie za cel odegranie roli na rynku elektromobilnym, a to wymaga infrastruktury. Zastanawiam się, jak zamierza pan odbudować zaufanie do inwestowania w Polsce?” – brzmiało.
Dlaczego zwracam uwagę na to pytanie? Po pierwsze – w kraju trwa dyskusja na temat nowelizacji ustawy o OZE, która według nieoficjalnych informacji ma wejść w życie jeszcze w marcu. Po drugie – jesienią 2017 r. Energa uznała za nieważne ok. 20 umów z farmami wiatrowymi. Po trzecie – 31 stycznia opublikowaliśmy w DGP artykuł „Co ma BMW do wiatraków” pokazujący, dlaczego straciliśmy szansę na zbudowanie wraz z Niemcami ładowarek do e-aut.
Jan Klatten to mąż Susanne Klatten, która jest współwłaścicielką BMW. Są oni akcjonariuszami niemieckiego koncernu Nordex, który ma udziały w spółce C&C Wind, której to Energa umowę unieważniła. Nordex nie zdecydował się na tak radykalne ruchy jak np. amerykański Invenergy, który pozwał Polskę w arbitrażu międzynarodowym, domagając się ok. 2,5 mld zł odszkodowań, ale nie wykluczam, że może pójść tą drogą.
Co na pytanie Klattena odpowiedział premier Morawiecki? Stwierdził, że zagraniczni inwestorzy ufają Polsce, bo w ubiegłym roku ilość ich inwestycji w naszym kraju była rekordowa. „Jeśli są jakiekolwiek zmiany legislacyjne, które zdarzają się od czasu do czasu w każdym kraju, muszą być wyjaśnione. Z tego, co wiem, są już zmiany, jeśli chodzi o OZE. I mam nadzieję, że znaleziony zostanie kompromis z tymi inwestorami, którzy mają wątpliwości. Po drugiej wojnie światowej Polska niestety była po złej stronie żelaznej kurtyny i nie mogliśmy pracować np. nad elektrowniami jądrowymi. Musieliśmy oprzeć nasz system energii na węglu” – powiedział szef Rady Ministrów. Czy uspokoił Jana Klattena, który według informacji DGP wraz z amerykańską firmą Charge Point (w którą zainwestował) chciał budować ładowarki do aut elektrycznych przy współpracy z białostockim Electrum? Nie sądzę. Kilka dni po konferencji usłyszałam od moich niemieckich rozmówców, że zagraniczni inwestorzy w Polsce są wciąż narażeni na ryzyko.
– Premier Morawiecki musiał się odnieść do swoich komentarzy do nowelizacji ustawy o IPN z powodu ostrej krytyki społeczności żydowskiej. Po konferencji w Monachium nie ma jednak żadnych komentarzy na temat wywłaszczenia zagranicznych aktywów w Polsce – mówią mi źródła zbliżone do rodziny Klattenów. Od innych rozmówców usłyszałam z kolei, że PiS niemieckich inwestorów w Polsce traktuje „jak próbę ograniczania suwerenności kraju”.
Jeśli rząd poważnie rozważa budowę elektrowni atomowej albo morskich farm wiatrowych na Bałtyku, musi zdawać sobie sprawę, że w tej dziedzinie nie mamy know-how. Pozostaje więc tylko mieć nadzieję, że biznes się nie obraża.