"Ustawa o rynku mocy przewiduje kontraktowanie elektrowni, które będą czekały na to, by dać energię elektryczna w tym momencie, kiedy spada zużycie z odnawialnych źródeł energii" - powiedział Tchórzewski w wywiadzie dla TVP Info.
"Za czekanie im [tj. wytwórcom energii] trzeba zapłacić. Jeżeli wprowadzimy rynek mocy, to gdzieś na poziomie roku 2021-2022 - bo dopiero wtedy będzie trzeba płacić, ponieważ ta energia jest kontraktowana 5 lat do przodu - wtedy będą pierwsze aukcje i pierwsze kontrakty realizowane. Wtedy może to oznaczać dla odbiorcy w gospodarstwie domowym 1,5-2 zł miesięcznie w rachunku, ale nie na obecnym etapie" - dodał minister.
Pierwsze czytanie projektu ustawy o rynku mocy miało się odbyć dziś w Sejmie, jednak resort energii podał, że rozpoczęcie parlamentarnych prac zostało przesunięte ze względu na potrzebę dodatkowych uzgodnień z Komisją Europejską.
W uzasadnieniu do projektu ustawy podkreślono, że w Polsce może w przeciągu dwóch dekad wystąpić znaczący niedobór mocy wytwórczych, wynikający z jednej strony z przewidywanego wzrostu zapotrzebowania szczytowego na moc i energię elektryczną, z drugiej - znacznego zakresu planowanych wycofań jednostek wytwórczych z eksploatacji.
Tchórzewski powiedział też w TVP Info, że nie spodziewa się w 2018 r. podwyżek cen energii elektrycznej spowodowanej wyższymi cenami węgla.
"Wzrost cen węgla w tej chwili jest pewnym naturalnym ruchem, który się dzieje na całym świecie, jednak u nas węgiel jest kontraktowany przez elektrownie na dłuższe okresy niż 1-2 lata. Obecnie więc nasza energetyka płaci za węgiel ok. 1 mld zł mniej rocznie niż musiałaby płacić według obecnych cen na świecie. W związku z tym - mimo, że węgiel zdrożał i kopalnie uzyskują wyższe ceny za węgiel, ale nie na tyle wyższe, żeby musiały doprowadzić do tego, żeby np. od przyszłego roku zdrożała energia elektryczna. Z tego powodu energia elektryczna w najbliższym czasie - a najbliższy czas to przyszły rok - na pewno nie zdrożeje" - wskazał minister.