W orzeczeniu o niepełnosprawności dziecka jest magiczny punkt 7. Mówi, czy konieczne jest zapewnienie mu stałej opieki. To w przypadku opiekunów kluczowe, bo otwiera drogę do świadczeń, z pielęgnacyjnym na czele.

Syn Moniki Woźniak, choć jest nastolatkiem, takiej właśnie opieki wymaga. Kobieta zrezygnowała z pracy. Stawała z nim już wcześniej przed powiatowym zespołem ds. orzekania o niepełnosprawności i taki dokument dostała. Najpierw, gdy miał cztery lata. Syn jednak uparcie nie zdrowiał. Gdy więc mijał termin orzeczenia (wydawanego czasowo), złożyła wniosek o kolejne. Jednak zespół dotąd się nie zebrał. Efekt? Od września nie otrzymuje świadczenia pielęgnacyjnego. Takich przypadków w kraju jest wiele. Ona postanowiła swój nagłośnić, by pokazać, jak system (nie) działa w praktyce. Gdyby nie mąż, zostałaby bez pieniędzy na życie dla siebie i syna. A co mają powiedzieć samodzielni rodzice? Powiatowy Zespół ds. Orzekania o Niepełnosprawności w Grodzisku Mazowieckim, bo tego sprawa dotyczy, tłumaczy DGP, że ostatnio jest zalewany takimi wnioskami, dostaje ich nawet 600 miesięcznie. Ale to nie zamyka sprawy.

Termin komisji "jeszcze nie teraz"

Syn pani Moniki ma autyzm i niepełnosprawność intelektualną w stopniu umiarkowanym. W okresie dorastania problemy się nasiliły, doszły akty autoagresji. Nie pisze, nie czyta, nie mówi, nie rozumie też dobrze tego, co się do niego mówi. Spuszczenie go z oka na chwilę grozi tragedią. Bo jeśli np. wyjmie nóż, by pokroić jabłko, najpewniej skaleczy się w rękę. Opieka nad nim to wzywanie 24 godziny na dobę.

Termin ważności ostatniego orzeczenia syna pani Moniki upływał 6 września 2023 r. Wniosek o jego przedłużenie, zgodnie z przepisami, złożyła wcześniej – 18 sierpnia. Po miesiącu przyszło pismo. Powiatowy zespół zawiadamiał, że wniosek w sprawie wydania orzeczenia o stopniu niepełnosprawności nie może być rozpatrzony w terminie, o którym mówi art. 35 par. 3 k.p.a. (czyli w ciągu miesiąca), z powodu długiej listy oczekujących na komisję z lekarzem specjalistą odpowiednim dla danego schorzenia. Jednocześnie wyznaczono nowy termin – 17 października. Gdy się zbliżał, kobieta dzwoniła, aby się upewnić, czy jest aktualny. Najpierw usłyszała: „damy znać”. A potem: „nieaktualny, proszę się dowiadywać”. W listopadzie, że ma dzwonić na początku grudnia i być może będą terminy na „po nowym roku”. To oznaczało kolejne dni bez orzeczenia, a więc i bez środków ze świadczenia, ok. 2,5 tys. zł miesięcznie. – Pieniędzy nie mam do dziś, a dziecko rehabilitować trzeba. Zaczęliśmy zjadać oszczędności i zapożyczać się – mówi.

A potem wydarzyło się coś, co w powieściach bywa nazywane punktem zwrotnym. Na spotkaniu organizacji skupiającej osoby z niepełnosprawnościami i ich opiekunów opowiedziała swoją historię. Wśród zebranych była osoba z kontaktami do polityków. Historią pani Moniki zainteresowała się jedna z posłanek nowej sejmowej większości. I, choć tego nikt oficjalnie nie potwierdza, zainterweniowała. Dość, że 48 godzin po tym spotkaniu kobieta odebrała telefon z zespołu z informacją, że wyznaczono jej termin na 8 grudnia. Cud? Dla tej rodziny z pewnością. Ale na pewno nie tak powinno się to odbywać.

Zatory w komisjach - dlaczego?

Skąd zatory w zespołach? To kumulacja kilku czynników, które były jednak do przewidzenia. Przybywa osób występujących o orzeczenie. Tę grupę zasilili też obywatele Ukrainy. Do tego od dawna brakuje chętnych do pracy w zespołach. Nie będzie lepiej, bo kończą się orzeczenia, które były przedłużane w czasie pandemii.

Za kilka dni, 3 grudnia, jest Międzynarodowy Dzień Osób z Niepełnosprawnościami. Tuż przed wyborami rząd Mateusza Morawieckiego finiszował z pracami nad ustawą, która wprowadza nowe świadczenie wspierające dla samych niepełnosprawnych. Istniejące świadczenie pielęgnacyjne jest powiązane z opiekunem. Zapowiadana zmiana została okrzyknięta przez polityków PiS rewolucją w myśleniu o niepełnosprawności. I choć ustawa wchodzi z początkiem nowego roku, rozporządzenie zawierające m.in. narzędzie, według której będzie naliczane nowe świadczenie, zostało opublikowane dopiero przedwczoraj.

Zdaniem strony społecznej ustawa, jak i sama skala są do zmiany. Obietnice, że tak się stanie, otrzymywano jeszcze w kampanii ze strony siły, która dziś w Sejmie stanowi nową większość. Z ust polityków koalicji słyszeliśmy także zastrzeżenia, że płynne wejście w życie nowych rozwiązań stoi pod znakiem zapytania. Wąskim gardłem są bowiem owe zespoły. Bo skoro już dziś są zatory i brakuje ludzi do pracy, to skąd wziąć nowych do orzekania o potrzebie wsparcia, które jest podstawą do uzyskania nowego świadczenia wspierającego.

Jak się dowiadujemy, przedstawiciele środowiska zaproponowali właśnie politykom m.in. Lewicy rozwiązanie, które może pomóc osobom takim jak pani Monika. Chodzi o nowelizację ustawy o ochronie konkurencji i konsumentów. Tak, tak – tam właśnie zostały ukryte zapisy, które przedłużały w pandemii obowiązywanie orzeczeń. I tak np. te, których termin upływałby 31 grudnia 2020 r., utrzymałyby ważność do 30 czerwca 2024 r. (czyli pół roku dłużej niż obecnie). A te, których ważność kończyła się po 6 sierpnia tego roku, zachowałyby ją do 30 września 2024 r. To dałoby szansę na rozładowanie kolejek, przywrócenie środków do życia ludziom i oddech, by wypracować systemowe wyjście z sytuacji. Z całą pewnością to są kwestie, którymi powinien pilnie zająć się nowy parlament. ©℗