Można szacować, że 10 tys. zł miesięcznego dochodu to jest granica, poniżej której da się delikatnie zmniejszyć wymiar ponoszonych obciążeń, o ile wybierze się skalę podatkową - mówi w rozmowie z DGP Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich.

Według ZUS przeciętne miesięczne składki przedsiębiorców na zdrowie w zeszłym roku wyniosły 408 zł na osobę w przypadku osób płacących podatki według skali. Ryczałtowcy płacili ponad 430 zł, a rozliczający się według stawki liniowej aż 1200 zł. Ten rozkład pana zaskoczył?
Zasadniczo nie, bo spośród prowadzących działalność gospodarczą największy dochód osiągają osoby płacące podatek liniowy. Z rozliczenia za 2021 r. wynika, że ich łączny wykazany dochód wyniósł 229,5 mld zł, podczas gdy przedsiębiorcy płacący według skali osiągnęli 43,5 mld zł, choć to liczniejsza grupa. Jak widać, działalność osób na podatku liniowym jest bardziej zyskowna, niż tych na skali. Więc gdy wprowadzono 4,9 proc. składki od dochodu, bardziej wzrosły obciążenia w tej grupie. Okazuje się, że ta pierwsza grupa płaci przeciętnie mniejszą składkę zdrowotną niż gdyby obowiązywał stary system. Wynika to m.in. z faktu, że ryczałtowa składka zdrowotna była ustalona na wyższym poziomie niż składka na ubezpieczenia społeczne. Była liczona od 75 proc. przeciętnego wynagrodzenia i to w sektorze przedsiębiorstw, a nie od 60 proc. średniej w gospodarce narodowej, jak w przypadku składek na ZUS. Więc podstawa do obliczania była wyższa. Do tego nie ma żadnych preferencji dla startujących w biznesie mających niższy przychód. Nie uwzględnia się też większej liczby umów; w każdym przypadku płaci się składkę. Obciążenie więc było spore. Z danych Narodowego Funduszu Zdrowia wynika, że przed wprowadzeniem Polskiego Ładu osoby prowadzące działalność gospodarczą były drugą grupą pod względem wielkości odprowadzonych składek zdrowotnych.
Kto był na pierwszym?
Funkcjonariusze służb mundurowych.
Jednak część przedsiębiorców zyskała na nowych regułach.
Pewna grupa tak. Jeśli ktoś był dotąd na skali i osiągał np. dochód 5 tys. zł miesięcznie, to w stosunku do wcześniejszego stanu prawnego zyskał 180 zł miesięcznie. O tyle zmniejszyły się jego obciążenia na składkach, nie tylko zdrowotnej, ponieważ mamy wyższą kwotę wolną od podatku oraz 12-proc. stawkę PIT w pierwszym przedziale skali składkowej. Jest spora grupa przedsiębiorców, którzy na tym zyskali, ale nie można patrzeć tylko na składkę zdrowotną. Dla niektórych jest ona mniejsza, ale i tak obciążenie okaże się większe, bo składka nie jest już odliczana od podatku.
Ile osób zyskało na nowych regułach?
Można szacować, że 10 tys. zł miesięcznego dochodu to jest granica, poniżej której da się delikatnie zmniejszyć wymiar ponoszonych obciążeń, o ile wybierze się skalę podatkową.
ikona lupy />
Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich / Materiały prasowe / fot. Materiały prasowe
Ci poniżej 10 tys. zł w mniejszym stopniu zrzucają się na zdrowie?
Nie do końca. Zostańmy przy przykładzie osoby z 10 tys. miesięcznego dochodu. Dla niej wcześniej optymalny był podatek liniowy z klinem podatkowym wynoszącym 31,2 proc. Teraz w ramach Polskiego Ładu optymalną formą opodatkowania jest skala podatkowa z klinem 29,2 proc. Taka osoba płaci wprawdzie składkę zdrowotną większą o ponad 270 zł miesięcznie, ale PIT jest o 490 zł mniejszy niż wcześniej. Czyli więcej wpłaca na zdrowie, a mniej do budżetu państwa. Te proporcje mogą zależeć od indywidualnego przypadku i sposobu rozliczania. Może być i odwrotnie – płaci się mniej na zdrowie, a więcej do budżetu.
Jak sobie przypomnimy założenia, to przedsiębiorcy mieli płacić jeszcze więcej. Liniowcy – 9 proc.
Ta propozycja była nierealna, bo oznaczała gigantyczny wzrost obciążeń. W 2021 r. liniowcy mieli dochody w wysokości ok. 230 mld zł. 9 proc. oznaczałoby prawie 21 mld zł składki. Czyli oni sami musieliby zapłacić dwa razy więcej niż wcześniej łącznie wszyscy przedsiębiorcy (11 mld zł). Taka skala podwyżki zaburzyłaby rachunek działalności gospodarczej, czego efektem byłoby masowe przechodzenie na ryczałt i przekształcenia w spółki kapitałowe.
I w tym kierunku szły zmiany, żeby składka była uzależniona od zarobków. Może to jednak bardziej sprawiedliwy system?
Uważam, że nie. Składka zdrowotna jest tą daniną publicznoprawną, przy której występują najsłabsze przesłanki, by była proporcjonalna do dochodu.
Składka ma być solidarna?
Jeśli mówimy o osobach prowadzących działalność gospodarczą, składka zdrowotna powinna być ostatnim elementem, w którym powinna być mowa o proporcjonalności.
W przypadku pracowników etatowych jest ona uzależniona od dochodu. Dlaczego przedsiębiorcy mieliby mieć inaczej?
Zmiana tzw. ryczałtu na naliczanie składki od dochodu nie była interesująca z budżetowego punktu widzenia, dopóki składka była odliczana od podatku. Gdyby ją podniesiono z zachowaniem tej zasady, byłoby to przekładanie z kieszeni do kieszeni w budżecie. Czyli to była ciągle walka między budżetem państwa a NFZ. Przy okazji Polskiego Ładu zlikwidowano to odliczenie. Problem z tym ruchem polega na tym, że to właśnie składkę zdrowotną uzależniono od dochodu.
Czyli?
Każdy podatek ma to do siebie, że jest nieekwiwalentny, czyli niezależnie od tego, ile kto płaci, zakres świadczeń, do których ma dostęp, jest taki sam. Mimo nazwy, składka zdrowotna działa na podobnej zasadzie, a od wysokości dochodów uzależniono właśnie ją, a nie inne składki, jakie płaci przedsiębiorca. To niekonsekwencja, bo w przypadku pozostałych składek, które akurat mają przełożenie na to, ile dostajemy z powrotem np. w formie emerytury, składka nie zależy od wysokości zarobków. Analizowaliśmy Polski Ład i zależność składek ekwiwalentnych i nieekwiwalentnych. Okazuje się, że w przypadku umowy o pracę faktycznie mamy do czynienia z większym klinem, na który składają się w większości składki ekwiwalentne. To znaczy państwo uzyskuje większe wpływy, ale jednocześnie ma większe zobowiązania.
Ale przedsiębiorca może płacić wyższą składkę, jeśli chce. Przy zrzutce na zdrowie działa zasada solidaryzmu. Płacimy różne składki, ale prawa mamy te same, a to przedsiębiorcy na ogół mają wyższy dochód niż etatowcy.
W przypadku składki zdrowotnej opłacanej od 100 proc. dochodów, nieodliczonej od podatku, ogranicza się możliwości w zakresie płacenia pozostałych składek…
…bo przedsiębiorcy nie będzie stać na wyższe składki na emeryturę?
Optymalnie dla prowadzących działalność gospodarczą podstawą naliczania składki zdrowotnej powinna być mniej więcej połowa dochodu. Takie było założenie propozycji jednolitej daniny. Tak jest np. w Czechach. Natomiast płacenie od 100 proc. dochodu wszystkich składek oznaczałoby ściąganie od przedsiębiorców o 35–40 mld zł więcej, co jest nierealistyczne i byłoby skrajnym fiskalizmem. Jednocześnie wprowadzenie naliczania składki zdrowotnej od 100 proc. dochodów ogranicza zdolność przedsiębiorców do płacenia pozostałych składek, dzięki którym będą mieli wymierne efekty, np. wyższą emeryturę.
To jaki jest optymalny model z perspektywy przedsiębiorcy, budżetu, gospodarki czy innych obywateli, którzy na tej solidarnej składce na zdrowie korzystają?
Jako optymalne traktuję coś, co jest realne i nie zmusi przedsiębiorców do rezygnowania ze swoich biznesów czy zmiany modelu działania. To ma wpływ na całą gospodarkę. Nie może być tak, że przedsiębiorcy mieliby płacić 40 mld zł więcej w skali roku. To niepoważna, szokowa propozycja. Przestrzeń, w której się poruszamy, to kilka miliardów złotych. O tyle więcej byliby w stanie zapłacić w zamian za uporządkowanie systemu i wyższe emerytury w przyszłości.
Może wydaje się to niesprawiedliwe, ale jak chcemy zwiększyć nakłady na zdrowie, to chyba logiczne jest sięgnięcie do portfela kogoś, kto ma relatywnie duże dochody, ale płacił relatywnie mniej?
Ale nie jest logiczne, aby wprowadzając proporcjonalność do dochodu, ograniczyć ją wyłącznie do składki zdrowotnej, bo zaburza to proporcje w stosunku do innych danin.
Inne daniny też powinny być proporcjonalne?
Tak, ale – jak mówiłem – podstawą do ich naliczania powinno być maksymalnie 50 proc. dochodu z działalności gospodarczej.
Jak to zrobić, by nie zaczęła się ucieczka do szarej strefy.
Jeśli skupiamy się na składce zdrowotnej, to najłatwiej dociążyć przedsiębiorców – i to już dzieje w ramach Polskiego Ładu. Pytanie, czy to jest rozsądne, by obarczać ich teraz kosztami podwyżki nakładów na zdrowie, gdy ignorujemy inne aspekty ubezpieczeń społecznych. Dziś są osoby zarabiające kilkadziesiąt tysięcy, które nie wypracują minimalnej emerytury, bo odprowadzają tak niskie składki na ubezpieczenie emerytalne. To powinno się zmienić. Teraz taki przedsiębiorca może sobie odkładać oszczędności w skarpetce, ale równocześnie nabędzie prawo do emerytury na poziomie minimalnym z dopłatą od budżetu państwa, chociaż na nią nie odłoży. To też nie jest solidarne.
Ile średnio wpłaca teraz do NFZ etatowiec, a ile przedsiębiorca?
W 2021 r. osoba na działalności płaciła średnio 387 zł miesięcznie, a etatowiec – 417 zł.
Czyli przedsiębiorca płacił mniej.
Przed pandemią płacił więcej od etatowców. Tylko czy na pewno powinniśmy rozmawiać o tym tylko w kontekście składki zdrowotnej? Dlaczego ignorujemy pozostałe aspekty? To prowadzi do sytuacji, gdy informatyk z 20 tys. dochodu z tytułu wszystkich danin płaci rocznie 68,6 tys. zł rocznie na rzecz państwa.
A ten sam informatyk z 20 tys. pracujący na etacie?
Ok. 130 tys. zł rocznie. Ale jednocześnie na przyszłą emeryturę wpłaci prawie pięciokrotnie więcej niż przedsiębiorca.
W reformie chodziło o zwiększenie nakładów na zdrowie. Na ile to się udało osiągnąć?
W założeniach do ustawy było 7 mld zł więcej, natomiast w oparciu o aktualne dane wychodzi 6,6 mld zł. To może niewielka różnica, ale jeśli spojrzymy na to długofalowo i weźmiemy skalę dodatkowych wydatków na zdrowie, by zrealizować ustawowy cel 7 proc. PKB – a dziś mamy nieco ponad 5 proc. PKB – to w 2027 r. zabraknie nam jeszcze ok. 60 mld zł rocznych dochodów. Czyli to, co teraz płacą przedsiębiorcy, zaspokaja 10 proc. potrzeb związanych z Polskim Ładem. Pytanie, skąd wziąć pieniądze na ten cel, jest nadal otwarte. Przepisy ograniczają wykorzystanie pieniędzy budżetowych z takim przeznaczeniem. Zwiększono bowiem liczbę zadań, które mają być finansowane ze składki zdrowotnej. Czeka nas więc w kolejnych latach dyskusja o tym, skąd wziąć pieniądze na realizację obietnicy większych pieniędzy na zdrowie.
Rozmawiali Klara Klinger, Grzegorz Osiecki i Tomasz Żółciak