Z Rafałem Janiszewski, właściciel kancelarii doradzającej placówkom medycznym rozmawia Agata Szczepańska.

DGP informował w zeszłym tygodniu, że rząd wycofuje się z kontrowersyjnego projektu dotyczącego centralizacji szpitali. Pan jednak od dawna przekonuje, że nie wymaga to spektakularnych zmian legislacyjnych, bo grunt pod takie zmiany jest już przygotowywany przez mniej lub bardziej znaczące korekty poszczególnych ustaw. Jednym z takich projektów jest ten dotyczący map potrzeb zdrowotnych, który w Sejmie wywołał bardzo duże kontrowersje. Czy pana zdaniem właśnie dlatego budzi takie emocje, że zmierza w kierunku centralizacji?
W tym projekcie chodzi o wpływ na zarządzanie, na to, żeby ustanawiać pewne priorytety, sterować przekształceniami zasobów. Mapy potrzeb zdrowotnych – które na mocy tej ustawy mają być opracowywane centralnie – to jeden z mechanizmów wpływu, którym sterujemy inwestycjami, a także płatnikiem, bo mapy to rozkład potrzeb zakupu świadczeń, potrzeb inwestycyjnych. Więc mając je w ręku, a do tego mając część instrumentów finansujących system, mamy komplet narzędzi do zarządzania, nie potrzeba nic więcej.
Nie trzeba innych zmian, by wprowadzić centralizację?
Zależy, co rozumiemy przez zarządzanie centralne. Przecież to wcale nie oznacza jednego „władcy”, który siedzi w Warszawie i ręcznie steruje wszystkimi szpitalami. Zarządzanie centralne ma na celu wpływanie na sposób działania placówek, na ich strukturę, na ich udział w systemie lecznictwa. Ten wpływ można mieć bezpośrednio poprzez rządzenie, czyli wydawanie poleceń, ale można mieć także poprzez zarządzenie całym otoczeniem tych szpitali, ich rzeczywistością prawną, finansową, systemową.
Z czego wynikają obawy związane z ustawą o mapach potrzeb?
Stąd, że mamy dwie strony interesariuszy względem tej ustawy. Jednym są świadczeniodawcy i ich organy prowadzące, które by chciały widzieć tę ustawę jako klucz do uzasadnienia ich koncepcji inwestycyjnych, czyli procedury, którą mają przejść, żeby zrealizować to, co się zaplanowało. A drugą stroną jest regulator – system, rząd, który nie chce, by w sposób nieplanowany i nieskoordynowany zmieniały się i rozbudowywały zasoby świadczeniodawców, tylko chce mieć na to wpływ. Mamy zatem jedną stronę, która oczekuje instrumentu do akceptacji jej zamierzeń inwestycyjnych, i drugą – która stawia warunki. A te warunki są bardziej spójne z interesem i możliwościami sfinansowania przez system niż z oczekiwanymi i potrzebami organów prowadzących oraz podmiotów leczniczych. To jest instrument, który ma powstrzymywać przed nadmiernymi inwestycjami, bo trzeba sobie powiedzieć, że niemal każda inwestycja w ochronie zdrowia skutkuje prędzej czy później wzrostem wydatków na świadczenia – przecież służy stworzeniu kolejnej przestrzeni do udzielania świadczeń, za które trzeba zapłacić.
Rafał Janiszewski, właściciel kancelarii doradzającej placówkom medycznym