Przysłuchiwałem się ostatnio w mojej uczelni debacie na temat systemu emerytalnego. Na sali zdecydowana większość studentów, którzy o swoich emeryturach zaczną myśleć pewnie nie wcześniej niż za czterdzieści, a może i za pięćdziesiąt lat, jeśli oczywiście wiek emerytowany nie zostanie im podniesiony za jakiś czas do osiemdziesiątki...
Przysłuchiwałem się ostatnio w mojej uczelni debacie na temat systemu emerytalnego. Na sali zdecydowana większość studentów, którzy o swoich emeryturach zaczną myśleć pewnie nie wcześniej niż za czterdzieści, a może i za pięćdziesiąt lat, jeśli oczywiście wiek emerytowany nie zostanie im podniesiony za jakiś czas do osiemdziesiątki...
W panelu sami przeciwnicy OFE – jedynie prowadzący dyskusję próbował nieśmiało zwracać swoimi pytaniami uwagę na niektóre drażliwe kwestie, ale niespecjalnie się z nimi przebijał, bo chór grzmiał unisono.
Była pani minister pracy na przykład dowodziła, że pomysł na nasz drugi filar ubezpieczenia emerytalnego został skopiowany z systemu chilijskiego, a tam już wiele lat temu okazało się, że błąd tkwił w samym założeniu wprowadzonego systemu kapitałowego, ponieważ przy pierwszym krachu na giełdzie wszystkie oszczędności giełda przejadła i trzeba było na gwałt tworzyć ad hoc ratujący emerytów system głodowych dla nich zasiłków.
Przykład chilijski często jest przywoływany przez zwolenników likwidacji naszego systemu kapitałowego i trzeba przyznać, że propagandowo jest bardzo nośny – szczególnie jak się go okrasi opowieściami o diabolicznej roli Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego, które to agentury globalnego kapitalizmu przekupywały w tych opowieściach naszych urzędników wycieczkami do Ameryki Południowej po to, by czym prędzej system chilijski został w Polsce zaadaptowany – oczywiście wyłącznie w celu nabicia portfeli zachodnim spekulantom giełdowym, a naszych emerytów w butelkę.
Nikt nie zdążył słuchaczom wyjaśnić, że nasz system drugiego filaru kapitałowego w gruncie rzeczy nie ma nic wspólnego z systemem chilijskim, ponieważ tamtejszy FUS został po prostu zlikwidowany, a cały dopływ składki ubezpieczeniowej przekierowano do systemu kapitałowego – nic więc dziwnego, że przy pierwszym krachu na giełdzie cały system legł w gruzach.
Jeśli zaś nasi urzędnicy do Chile jeździli, to bardzo dobrze, bo po zapoznaniu się na miejscu z tamtymi rozwiązaniami szczęśliwie uniknęli chilijskiego strukturalnego błędu i naszego ZUS-u/FUS-u nie zlikwidowali, przeznaczając blisko dwie trzecie składki emerytalnej w pierwszej fazie reformy na I (ZUS-owski) filar. Po zmianach w 2011 r. wynosi ona obecnie 2,8 pkt proc., przy całości wynoszącej w sumie 19,52 proc. podstawy jej wymiaru.
Nawet gdyby więc jakiś kataklizm na giełdzie pochłonął cały polski II filar, to część FUS-owska bez żadnych bezpośrednich zawirowań trafiłaby i tak do kieszeni emeryta. Jednak emeryta nawet taka wizja przeraża, bo obniżenia emerytury obawia się on, jak wiadomo, zdecydowanie bardziej niż choroby i śmierci. Jest więc go czym straszyć...
Na tym polegała właśnie polska innowacyjność w stosunku do pomysłu chilijskiego, że ZUS-u nie zlikwidowano, że część repartycyjna dotychczasowego systemu została w dużym, ba, w przeważającym stopniu zachowana. I całe szczęście, że nasi urzędnicy tam jeździli, za oceanem na miejscu rzecz badali i uniknęli przy pomocy Polaków pracujących w Banku Światowym błędu Chilijczyków.
Swoją drogą nie przypominam sobie, żeby do Ameryki Południowej jeździł w tej sprawie prof. Jerzy Hausner, który wraz z rządem Cimoszewicza dźwigał w sierpniu 1997 r. (data uchwalenia ustawy o OFE) na swoich barkach cały ciężar ustawodawczej i politycznej odpowiedzialności za reformę emerytalną, wdrożoną 1 stycznia 1999 r. przez rząd Jerzego Buzka.
Jeśli dobrze pamiętam, to media nie podawały też, by po wyborach na jesieni 1997 r. z pielgrzymką do Chile udawał się Jerzy Buzek czy Leszek Balcerowicz.
Z kolei pamiętam doskonale, że w 1990 r. Jerzy Regulski, Walerian Pańko, Michał Kulesza, a wraz z nimi niżej podpisany gremialnie byli krytykowani, że jeżdżąc przed 1990 r. do Francji na ichniejsze zaproszenie, wprowadziliśmy w Polsce francuskie rozwiązania samorządowe państwa silnie scentralizowanego – prawda zaś jest taka, że nasz samorząd w niczym francuskiego nie przypomina, i to literalnie w niczym, a jeśli w ogóle coś ma przypominać, to rozwiązania niemieckie, a dzisiaj Francuzi nam silnej niezależności samorządu zazdroszczą... uważając, że im regionalizacja całkowicie się nie udała.
Lepiej też w propagandzie przygotowującej nas na likwidację OFE nie powtarzać o popełnionym w 1999 r. błędzie systemowym.
Błąd to można popełnić w rachunkach, ale nie na tym poziomie decyzji ustrojowych i systemowych, a do takich decyzji należy reforma emerytalna z lat 1997–1999.
Nie należy wrzuć jej do pakietu nieudanych rzekomo czterech reform rządu Jerzego Buzka, ponieważ więcej miał tu w istocie do powiedzenia rząd Cimoszewicza, a sama reforma została wypracowana w latach 1991–1999 ponad politycznymi podziałami. Obecny minister finansów powinien to bardzo dobrze jeszcze pamiętać.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama