Wprawdzie nie wiadomo jeszcze, co zostanie zawarte w majowym raporcie, niektórzy prominentni eksperci wykorzystali już powrót tematu OFE do nawoływania do likwidacji funduszy. Wśród krytyków znajdują się osoby skądinąd promujące liberalną wizję gospodarki, takie jak doradca premiera - Bogusław Grabowski czy prezydent Centrum im. Adama Smitha - Robert Gwiazdowski. Choć mam wrażenie, że rozumiem ich argumenty, to jednak nie podzielam entuzjazmu wobec pomysłu rezygnacji z budowy systemu kapitałowego w Polsce.
W wywiadzie udzielonym w połowie stycznia Dziennikowi Grabowski mówił: „Filar kapitałowy to oszczędności budowane z kredytu, one zwiększają tylko deficyt i dług. Jeśli ktoś się ze mną nie zgadza, uważa, że to dobry system, to przywróćmy składkę na OFE do poprzedniej wysokości. Ale by to zrównoważyć, musimy podnieść o 4 proc. VAT i o 4 proc. obniżyć poziom konsumpcji albo zwiększyć deficyt i dług publiczny”. Gwiazdowski w rozmowie opublikowanej niedawno na portalu WNP przekonuje, że „system kapitałowy jest lepszy, ale w określonym kontekście. Nasz jest taki, że jedna czwarta mieszkańców Polski żyje z emerytur, na których wypłatę przeznaczamy lwią część naszego budżetu. Nie jesteśmy w stanie przejść z systemu repartycyjnego do kapitałowego, bo obecni emeryci nie będą mieli z czego żyć”. Zdaniem Gwiazdowskiego zmuszenie ludzi do tego, by jednocześnie utrzymywali swoich rodziców, dziadków i odkładali na własną emeryturę jest możliwe tylko w kraju niedemokratycznym, jakim były w latach 80. Chile.
Co jest lepsze dla emeryta?
Nim zastanowimy się, czy stać nas na system kapitałowy, odpowiedzmy sobie na pytanie, dlaczego w ogóle warto myśleć o jego budowie. Najważniejszym powodem jest wyższa stopa zwrotu uzyskiwana ze zbieranej od przyszłych emerytów składki. Przez 13 lat funkcjonowania OFE fundusze pomnażały środki swoich klientów średnio w tempie 9,2% rocznie. Indeksacja na indywidualnych kontach w ZUS w tym samym czasie wyniosła średnio 7,5% w skali roku (zakładając, że w 2012 będzie taka, jak średnio w poprzednich 12 latach; dokładną wartość za miniony rok poznamy dopiero w czerwcu). Różnica 1,6% rocznie na korzyść OFE może nie wydawać się duża, jednak w skali czterdziestu pięciu lat powoduje, że każda złotówka odkładana przez ten czas w OFE będzie dwa razy więcej warta niż ta odprowadzana do ZUS.
Ponadto nie sposób nie zauważyć, że różnice między średnimi stopami zwrotu z OFE i ZUS będą istotnie rosnąć. Nie stanie się to bynajmniej za sprawą rosnących wyników funduszy, które nawet pewnie obniżą się, ze względu na niskie oprocentowanie polskich papierów skarbowych. Główną przyczyną będzie spadek wskaźnika indeksacji ZUS, który zależy od tempa napływu nowych składek do państwowego systemu. Tempo to zaś w najbliższych latach będzie spadać, ze względu na spadek liczby osób w wieku produkcyjnym. Innymi słowy, im mniej będzie w danym czasie pracujących, tym niższe będą ich przyszłe emerytury. Takie rozwiązanie ma na celu zadbanie o długoterminową stabilność finansów ZUS w obliczu wyzwań demograficznych.
Rozsądny kompromis
Widzimy więc, że oszczędzanie na emeryturę w systemie kapitałowym jest korzystniejsze z perspektywy przyszłych emerytów. Czy jednak ich interesy nie stoją w sprzeczności z dobrem całej gospodarki? Moim zdaniem – nie. Grabowski ma wprawdzie rację, że oszczędności emerytalne finansowane wzrostem długu publicznego nie są dobrym pomysłem. Podobnie jak znaczące podniesienie składek emerytalnych albo obcięcie wydatków publicznych tak, by znaleźć ponad 100 miliardów złotych rocznie na wypłatę emerytur z ZUS. Sadowski słusznie zauważa, że nas na to nie stać. Jednak nie wybieramy wyłącznie między rezygnacją z ZUS a rezygnacją z systemu kapitałowego.
System mieszany, który obecnie mamy, został pomyślany jako rozsądny kompromis między interesami obecnych i przyszłych emerytów. Ci pierwsi mieli nadal cieszyć się relatywnie wysokimi w stosunku do zarobków (zwłaszcza tych z czasów PRL) emeryturami. W zamian za to czekała ich rezygnacja z przywilejów emerytalnych. Młodsze pokolenie z kolei miało dalej pracować na emerytury swoich rodziców i dziadków, z tą jednak nadzieją, że likwidacja emerytur specjalnych i wpływy z prywatyzacji pozwoli wygospodarować środki na budowę kapitałowej części systemu, koniecznej, by emerytury były na przyzwoitym poziomie w obliczu pogarszającej się sytuacji demograficznej.
Reformę trzeba kontynuować
Niestety warunków umowy nie dotrzymano. Składka na OFE została dwa lata temu obniżona, a cały czas spora część społeczeństwa cieszy się przywilejami emerytalnymi, których zmiany postępują bardzo opieszale lub nawet nie zostały rozpoczęte (jak w przypadku KRUS). Zamiast dalszego demontażu systemu kapitałowego trzeba pomyśleć o znalezieniu oszczędności w budżecie i w systemie emerytalnym tak, by składki na drugi filar mogły płynąć bez konieczności dalszego zadłużania państwa. Warto też pomyśleć, jak poprawić funkcjonowanie funduszy emerytalnych tak, by lepiej służyły interesom swoich członków.
Mam nadzieję, że majowy raport Ministerstwa Pracy będzie zmierzał właśnie w tym kierunku. Do poprawienia w ustawie o OFE jest bowiem sporo rzeczy. Cały czas za wysokie są opłaty dystrybucyjne, a inwestycje funduszy podlegają limitom zupełnie niesłużącym interesom przyszłych emerytów. Dobrze też pomyśleć o dostosowaniu profilu ryzyka do wieku członka funduszu. Zmiany te wyrastałyby z doświadczenia reformy, w żadnym stopniu nie przekreślając jej sensu. Ponowne zaś sięgnięcie przez budżet po składki na OFE byłoby zaś czymś zupełnie przeciwnym – poświęceniem interesów przyszłych emerytów na rzecz konserwacji niesprawiedliwej struktury wydatków publicznych.