Czym są OFE, czemu miały służyć i co dla przyszłych emerytów oznaczają zmiany w ich funkcjonowaniu? Oto nasz krótki przewodnik
Być może jeszcze przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi rząd zrealizuje jeden z najważniejszych punktów Programu Budowy Kapitału ogłoszonego na początku kadencji. To tzw. prywatyzacja OFE (dobrowolne odkładanie pieniędzy na emeryturę). Celem zmiany jest zwiększenie puli oszczędności, które mogłyby posłużyć do finansowania rozwoju gospodarczego. Niezależnie od tego, jaką ostatecznie formę przybierze ta operacja, skutek będzie jeden: otwarte fundusze emerytalne przejdą do historii. Dokładne w dwudziestą rocznicę ich powołania.

Czym są otwarte fundusze emerytalne?

W 1999 r. rząd Jerzego Buzka przeprowadził gruntowną reformę systemu emerytalnego. Zmieniono jego najważniejszą zasadę: wysokość emerytury przestała zależeć wyłącznie od wieku i stażu pracy, ważniejsza stała się wartość wpłacanych składek (to system zdefiniowanej składki). Reforma wprowadziła też nowość do polskiej gospodarki – otwarte fundusze emerytalne, wzorowane na rozwiązaniach wdrożonych wcześniej w innych krajach, m.in. w Chile. Założenie było takie, że OFE, zarządzane przez prywatne powszechne towarzystwa emerytalne, będą uzupełnieniem dla ZUS jako drugi filar systemu emerytalnego. Państwowy ubezpieczyciel nadal miał wypłacać bieżące świadczenia ze swojej części składek od pracujących i przedsiębiorców, a na ich kontach jedynie zapisywać należność na poczet przyszłej emerytury. Z kolei OFE otrzymaną część składek miały pomnażać, umiejętnie inwestując je na rynku. A dostawały niemało. Bywały lata, że rocznie trafiało do nich ponad 22 mld zł.

Co to są aktywa otwartych funduszy emerytalnych?

Okładka. Magazyn. 12.04.2019 / Dziennik Gazeta Prawna
To majątek zgromadzony przez OFE od momentu ich utworzenia w 1999 r. do dziś, czyli efekt inwestowania składek otrzymywanych od ubezpieczonych. Początkowo fundusze za te pieniądze kupowały głównie obligacje skarbowe. Ale od 2014 r., po wprowadzeniu przez rząd PO-PSL zakazu inwestowania w dług Skarbu Państwa, OFE nabywają przede wszystkim papiery wartościowe notowane na giełdzie. Obecnie mają łącznie ponad 162 mld zł, z czego większość – prawie 123 mld zł – w akcjach polskich spółek. Do 2014 r. aktywa funduszy były mniej więcej dwukrotnie większe niż dziś, ale posiadane przez nie obligacje skarbowe przejął ZUS.

Premier Mateusz Morawiecki zapowiada „oddanie aktywów OFE Polakom”. A czyje teraz są te pieniądze?

Na każdego ubezpieczonego członka OFE przypada „jego” część aktywów. Ale to nie znaczy, że jest ich właścicielem. Gdyby tak było, mógłby tymi pieniędzmi swobodnie dysponować. A nie może. Do tego wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 2015 r. wyraźnie stwierdza, że aktywa OFE to środki publiczne, a nie prywatne. Dzisiaj trzeba więc je traktować jako należności ubezpieczonych, z których w przyszłości będą wypłacane ich emerytury.

Czy likwidacja OFE mnie w ogóle dotyczy? Przecież od 2014 r. moja składka w całości trafia do ZUS.

Rzeczywiście, zmiany wprowadzone przez rząd PO-PSL pozbawiły OFE znacznej części wcześniej otrzymywanych składek. Okrojono nie tylko jej nominalną wielkość (na początku do funduszy trafiało prawie 40 proc. składki emerytalnej, obecnie jest to około 15 proc.), lecz także zastosowano sprytny zabieg, który praktycznie odciął OFE od napływu świeżej gotówki. Aby pozostać członkiem funduszu, należało złożyć specjalną deklarację. W tym celu trzeba było pofatygować się do ZUS – na co zdecydowała się tylko garstka ubezpieczonych. Efekt? Jeszcze w 2013 r. wartość wpłat do OFE wynosiła około 10 mld zł. A w roku 2015 spadła do 2,6 mld zł.
To wcale nie oznacza, że tych, którzy nie złożyli deklaracji, nie będzie dotyczyć szykowana „operacja OFE”. Fundusze nadal mają przecież zgromadzone wcześniej pieniądze, zarządzają nimi i je inwestują. W sumie dysponują aktywami niemal 16 mln Polaków.

Czy dostanę całość „moich” aktywów z otwartego funduszu emerytalnego?

To się właśnie rozstrzyga. Wstępne plany rządu zakładały, że trzy czwarte aktywów otrzymają członkowie OFE. Operacja ta miałaby polegać na przekształceniu obecnych funduszy emerytalnych w zwykłe fundusze inwestycyjne, które stałyby się częścią trzeciego filaru emerytalnego, czyli dobrowolnego oszczędzania na emeryturę. Planowano też, że jedna czwarta aktywów trafi do państwowego Funduszu Rezerwy Demograficznej (FRD). Takie proporcje wynikały ze struktury aktywów OFE na początku rządów PiS: wtedy akcje spółek giełdowych stanowiły 75 proc., reszta to była gotówka i papiery firm notowanych na zagranicznych rynkach. Te ostatnie FRD mógłby przejąć bez problemu, ale z akcjami krajowych firm byłby kłopot. Oznaczałoby to bowiem częściową nacjonalizację prywatnych przedsiębiorstw. Na dodatek państwowy fundusz w niektórych małych i średnich spółkach miałby na tyle duży udział w kapitale akcyjnym, że zgodnie z prawem musiałby wzywać pozostałych akcjonariuszy do sprzedaży posiadanych przez nich udziałów.
Problem w tym, że proporcje z początku kadencji są już nieaktualne, bo dziś akcje stanowią 78 proc. aktywów OFE. Ile więc pieniędzy z funduszy trafi do ubezpieczonych? Być może nawet całość. Z punktu widzenia obywateli to rozwiązanie najbardziej korzystne. Ale nie jest wykluczone, że ubezpieczony będzie mógł wybrać, czy chce przeniesienia „swoich” aktywów z funduszu emerytalnego na indywidualne konto emerytalne (IKE), czy woli zostać w OFE.

Czym jest Fundusz Rezerwy Demograficznej?

FRD, kolejny potencjalny beneficjent „operacji OFE”, ma być awaryjnym zasobem w czasach, gdy emerytów będzie w Polsce przybywać szybciej niż ludzi pracujących. Jak wskazuje jego nazwa, powinien służyć jako koło ratunkowe dla systemu w dobie coraz gorszej demografii. Pieniądze, jakie zgromadzi, mają awaryjnie zasilać Fundusz Ubezpieczeń Społecznych, który wypłaca emerytury. Obecnie FRD dysponuje około 40 mld zł. Większość z nich ma w obligacjach Skarbu Państwa.

Czy gdy już dostanę swoją część aktywów OFE, to będę mógł z nimi zrobić, co zechcę? Na przykład kupić za nie samochód?

To jeszcze nie jest do końca jasne. Jeśli rzeczywiście OFE zostałyby przekształcone w zwykłe fundusze inwestycyjne i stałyby się częścią działających dziś IKE albo indywidualnych kont zabezpieczenia emerytalnego (IKZE), to w zasadzie nie byłoby przeszkód, żeby je spieniężyć i przeznaczyć, na co się chce. Ale uwaga! Wypłata pieniędzy z IKE przed terminem (czyli przed przejściem na emeryturę) będzie oznaczać, że fiskus zainkasuje z tej kwoty 19-proc. podatek od zysków kapitałowych. Mówiąc inaczej, nasze dopiero co odzyskane aktywa z funduszy uszczuplą się o prawie jedną piątą. Jeśli z kolei nasze konto w OFE zostało przekształcone w IKZE i nie chcemy czekać na skorzystanie z nich do emerytury, to taką wypłatę trzeba będzie doliczyć do dochodu wykazywanego w rozliczeniu rocznym PIT i zapłacić od niej podatek według skali (18 lub 32 proc.).
Trzeba się też liczyć z tym, że rząd, przygotowując „operację OFE”, opracuje jeszcze jakieś dodatkowe pomysły, żeby zniechęcić ubezpieczonych do przedterminowych wypłat otrzymanych właśnie środków.

Czy „prywatyzacja OFE” będzie miała wpływ na wysokość mojej emerytury?

Tak – świadczenie, jakie otrzymamy z systemu powszechnego, będzie odpowiednio niższe. Dziś na 10 lat przed przejściem na emeryturę pieniądze z OFE są systematycznie przelewane na konto ubezpieczonego w ZUS. To suwak. Po przekazaniu wszystkich środków stają się one częścią kapitału emerytalnego, z którego następuje wypłata świadczeń gwarantowanych przez państwo. Przekształcenie OFE w jakąś dobrowolną formę oszczędzania na starość oznacza w praktyce, że ZUS zostanie pozbawiony pewnej puli pieniędzy, a więc kapitał będzie odpowiednio mniejszy. Oczywiście środki te nie znikną. OFE w nowej formule nadal będą pracować na emeryturę – ale to będzie już emerytura dodatkowa, której państwo nie będzie gwarantować. Jej wysokość zależeć będzie w stu procentach od skuteczności zarządzających tymi pieniędzmi.

Co to są pracownicze plany kapitałowe (PPK)? Czy mają coś wspólnego ze zmianami w OFE?

Nie bezpośrednio. Wprawdzie PPK też mają być dodatkową, dobrowolną formą oszczędzania emerytalnego, ale zaangażowanie państwa w budowę tego programu będzie większe. Choćby dlatego, że zafunduje ono uczestnikom opłatę powitalną. Oba pomysły mają wspólny cel: zwiększenie oszczędności krajowych, które mogą potem posłużyć do finansowania gospodarki. Mamy z tym duży kłopot. Oszczędności jest dziś mało, co zmusza do szukania kapitału za granicą, a do tego ich struktura jest niezbyt korzystna. Większość wolnych środków Polacy trzymają na nisko oprocentowanych kontach w bankach. A banki nie zawsze są zainteresowane udzielaniem kredytów na przedsięwzięcia, które są ryzykowne, ale ważne dla rozwoju gospodarczego.

Po co w ogóle ruszać OFE? Nie może zostać tak, jak jest?

Może, ale otwarte fundusze emerytalne w obecnym kształcie będą stopniowo ulegać marginalizacji. Dopływ nowych środków do OFE jest niewielki, a z biegiem lat coraz bardziej będzie im ciążył wspomniany suwak. Taka perspektywa raczej wyklucza aktywne zarządzanie przez fundusze posiadanym majątkiem, a dodatkowo oznacza problemy dla giełdy: OFE, żeby dokonać przelewu, będą musiały wcześniej sprzedawać posiadane akcje.