Wiosną 2015 r. jedno z pytań w konkursie na stanowisko prezesa ZUS dotyczyło liczby emerytów. Prawidłowa odpowiedź wskazywała, że w styczniu 2015 r. było ich nie więcej niż 5 mln osób. Dzisiaj na to samo pytanie właściwa odpowiedź brzmi: 5,7 mln osób. Barierę 6 mln przekroczymy w tym roku, a 7 mln – w 2023 r. Starzenie się społeczeństwa to już nie tylko prognoza demografów, ale też rzeczywistość, którą możemy sami obserwować.
Na emeryturę przechodzą obecnie urodzeni w latach 1953–1958, czyli najliczniejszych rocznikach w historii Polski. W okresie tym na świat przychodziło w Polsce od 755 tys. do 793 tys. osób (w 2017 r. 402 tys. ), które dzisiaj są już uprawnione do otrzymania świadczenia. W niedalekiej przyszłości w stan bezczynności zawodowej będą przechodzić osoby urodzone pod koniec lat 50. oraz w latach 60. – liczebność tych roczników sięgała od 521 tys. do 722 tys. osób, co będzie się przyczyniać do dalszego szybkiego wzrostu liczby świadczeniobiorców. W 2018 r. na same tylko emerytury ZUS wydał 155,8 mld zł. W tym roku kwota ta sięgnie 170 mld zł.
Sposobem na odłożenie w czasie szybkiego wzrostu liczby emerytów miało być podniesienie i stopniowe zrównywanie wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. Z prognoz załączonych do ustawy o podniesieniu wieku emerytalnego wynikało, że już w 2018 r. budżet FUS miał zaoszczędzić prawie 6 mld zł, w wyniku czego w 2021 r. roczne koszty świadczeń z FUS miały być aż o 12 mld zł niższe. Jednak obniżenie wieku spowodowało, że liczba emerytów w trakcie tylko jednej kadencji parlamentu w latach 2015–2019 wzrośnie o ponad 1 mln. Trzeba podkreślić, że mówimy jedynie o emerytach z ZUS, nie biorąc pod uwagę niemal 1,5 mln osób pobierających emerytury z KRUS, ZER MSWiA, WBE MON oraz BE SW.
Jednak to nie koniec. W latach 2019–2023 będziemy mieli do czynienia z kolejną znaczącą falą osób nabywających uprawnienia emerytalne. Można się spodziewać, że każdego roku prawie 300 tys. osób będzie składać wnioski o świadczenie z ZUS. Co prawda dla finansów publicznych rosnąca liczba emerytur przyznawanych według nowych zasad jest zjawiskiem korzystnym. Zakładają one bowiem ustalanie wysokości świadczenia na podstawie odprowadzonych składek – zamiast na podstawie fikcyjnych wskaźników, jak to było wcześniej.
Istotnie obniża się także wartość kapitału początkowego nowych emerytów, a większość ich świadczenia jest już pochodną odprowadzonych składek. To jednak oznacza, że przyszłe świadczenia będą znacząco niższe, a stopa zastąpienia, liczona jako iloraz wysokości emerytury i wysokości ostatniego wynagrodzenia, w 2023 r. spadnie poniżej 40 proc. Jednak wprowadzane obecnie zmiany w systemie emerytalnym zaburzają powiązanie świadczeń z odprowadzonymi daninami, które są zaszyte w mechanizmie zdefiniowanej składki.
Poprzez waloryzację kwotową oraz przywileje uprawniające do otrzymywania najniższej emerytury przyszłe zobowiązania emerytalne ulegają nieproporcjonalnemu zwiększeniu i oderwaniu od odprowadzonych dotychczas składek. Wobec potrzeb rynku pracy związanych z brakiem chętnych do podjęcia zatrudnienia oraz koniecznością sfinansowania świadczeń dla 7 mln „zusowskich emerytów” niezbędne będzie ponowne rozpoczęcie debaty publicznej o wieku emerytalnym oraz kryteriach nabywania prawa do świadczeń.