Rozważanie dziś sensowności (lub braku) uchwalania ustawy o pracowniczych planach kapitałowych mija się z celem. Rządzący wykazują się w tej sprawie na tyle dużą determinacją, że bez wielkiego ryzyka możemy założyć, iż ustawa zostanie przyjęta.
Dość oczywiste jest również, że w porównaniu z projektem skierowanym do Sejmu parlament nie wprowadzi do niego specjalnych poprawek (nie dlatego, że projekt jest tak dobry, raczej z powodu błyskawicznego trybu prac). Dziś można natomiast zastanawiać się nad tym, jak duża będzie popularność nowego sposobu oszczędzania na emeryturę. I oczywiście szukać argumentów za przystępowaniem do PPK lub też za rezygnacją.
Rafał Hirsch przed tygodniem postawił na to drugie. Jasno wskazuje to już tytuł jego tekstu: „PPK? Dziękuję, nie chcę być inwestorem ratunkowym” (Magazyn DGP z 21 września). „[W]ątpliwości mam ogromne i mają one liczne źródła” – napisał. Ostatecznie omówił dwie: „Pierwsza wątpliwość dotyczy tego, kto ma finansować ową zamożność Polaków na emeryturze”. „Moja druga wątpliwość dotyczy losów naszych składek. Oto zdaniem premiera Morawieckiego PPK ma pomóc rozkręcać inwestycje w Polsce”.