- Ratowanie pszczół służy naszemu wspólnemu dobru. Spadek populacji tych owadów w Polsce sięga 12 proc. rocznie, ale w Belgii już 30 proc. To zjawisko można jeszcze zastopować. I warto to robić, bo pestycydy, które szkodzą pszczołom, często szkodzą również ludziom - mówi w rozmowie z gazetaprawna.pl Katarzyna Jagiełło z Greenpeace.

Lidia Raś: Dlaczego powinniśmy adoptować pszczoły?
Katarzyna Jagiełło, Greenpeace: „Adoptuj pszczołę” to akcja crowdfundingowa, którą prowadzimy w Greenpeace od trzech lat. Powstała z chęci pomocy pszczołom, którym z winy człowieka, stosującego pestycydy, wiedzie się coraz gorzej. A pomagać warto, bo przynajmniej jedną trzecią żywności, która trafia na nasze talerze, zawdzięczamy owadom zapylającym. Nasze działania zaczynaliśmy w 2013 roku od pomysłu, by zadbać o dziko żyjące pszczoły, których mamy w Polsce 470 gatunków. Nie mają one opiekunów, pszczelarzy, którzy by się nimi zajęli, a są niezwykle ważne w procesie zapylania. Tymczasem poddawane są wszystkim tym negatywnym czynnikom, które szkodzą pszczołom miodnym: są trute pestycydami, brakuje im wartościowego pokarmu na skutek przekształcania rolnictwa w model monokulturowy, doskwierają im pasożyty i zmiany klimatyczne. Ale, paradoksalnie, i tak żyje im się lepiej w miastach niż na wsi, bo jednak wpływ środków chemicznych jest mniejszy, a dostęp do różnorodnej żywności łatwiejszy. Zastanawialiśmy się, jak możemy opowiedzieć ludziom o tych pszczołach i jak spowodować, żeby efekty akcji były znaczące. Postawiliśmy na model roju: wielką siłę (w dotychczasowych edycjach wzięło udział 20 tys. ludzi) zbudowaliśmy z połączenia małych kroków i małych uczynków pojedynczych uczestników akcji.

Co zrobić, żeby zaadoptować pszczołę?
Trzeba wejść na stroną adoptujpszczołe.pl i dokonać wirtualnej adopcji. Jedna pszczoła to jedynie 2 zł. Są tacy darczyńcy, którzy adoptują tylko jedną pszczołę 2 zł, ale i tacy, którzy dokonali adopcji za 1000 zł. Każda pszczoła się liczy! Ratowanie pszczół służy naszemu wspólnemu dobru. Spadek populacji tych owadów w Polsce sięga 12 proc. rocznie, ale w Belgii już 30 proc. To zjawisko można jeszcze zastopować. I warto to robić, bo pestycydy, które szkodzą pszczołom, często szkodzą również ludziom. W przyrodzie chemiczne środki mieszają się i tworzą tzw. koktajl pestycydowy. Nikt nie jest w stanie ocenić, jak w warunkach polowych te procesy przebiegają i będą przebiegać. Niektóre składniki wzmacniają się nawet dziesięciokrotnie.

A jakie są argumenty ekonomiczne?
Myślę, że kiedy chcemy ratować inne gatunki, nie powinniśmy kierować się jedynie wyliczeniami ekonomicznymi. Ale takie rachunki są. To oczywiście tylko szacunki, bo ekosystem jest bardzo złożony i nie wszystko da się wyliczyć, ale policzyliśmy wartość zapylania dokonywanego przez pszczoły. Wykorzystaliśmy kalkulator FAO (agenda ONZ) oraz dane z GUS . W przypadku Polski otrzymaliśmy sumę ponad 4 mld zł! Tak ogromne pieniądze oszczędzamy rocznie dzięki darmowej pracy owadów. W całej Unii Europejskiej praca pszczół warta jest 22 mld euro, a globalna wartość zapylania przez pszczoły wynosi 265 mld euro. Najnowsze badania przynoszą coraz wyższe kwoty.

A czy gdyby pszczoły zniknęły, dałoby się zastąpić ich pracę, pracą ludzi?
Gdyby chcieć zapylać rośliny ręcznie, byłoby to bardzo kosztowne. Można sobie wyobrazić pszczoły mechaniczne, ale pojawia się pytanie, czy zgadzamy się na kolejne obciążenie finansowe rolników, którzy musieliby płacić za taką technologię. Poza tym – kto będzie zapylał dziko żyjące rośliny? Zmieniłby się nie tylko krajobraz, utracilibyśmy zarówno walory estetyczne, ale też ogromne zasoby ekosystemu. Pewno przetrwalibyśmy jako ludzkość, bo jemy też rośliny niewymagające zapylania przez owady, zapewne trafiałyby się nam owoce, warzywa i mięso (pasza trzody chlewnej to również rośliny owadopylne!), ale te produkty byłyby niewyobrażalnie drogie.

Na co przeznaczaliście fundusze zebrane w poprzednich edycjach?
Dzięki wpłatom, pierwsza edycja akcji pozwoliła zbudować 100 hoteli dla pszczół w 16 miastach Polski. Wiele z nich przetrwało do tej pory, a wokół nich doszło do innych wspaniałych zdarzeń: powstały scenariusze lekcyjne, rozmowy z administratorami przestrzeni publicznej skutkowały nieopryskiwaniem parków preparatami przeciwko komarom, zawierającymi pestycydy, silnie trujące także dla pszczół i ludzi.

A po co pszczołom hotel?
Pszczoła żeby żyć, potrzebuje jak każda żyjąca istota miejsca do spania i założenia rodziny. W miastach pszczoły dziko żyjące mają dość dobre warunki - jest tu dużo różnorodnych miododajnych roślin, stosunkowo mało pestycydów, jest kilka stopni cieplej. Brakuje jednak miejsc do zamieszkania. Dlatego postanowiliśmy budować hotele dla dzikich pszczół czyli skrzynki wypełnione słomą, drewnianymi blokami z otworami albo trzciną. W takich miejscach dzikie pszczoły chętnie zakładają gniazda. Te hotele mają wymiar praktyczny, bo zostały zasiedlone przez owady, ale też edukacyjny, bo coraz więcej ludzi dowiaduje się o dziko żyjących pszczołach. Zainstalowanie hoteli pomogło nam też domagać się wprowadzenia zakazu stosowania pestycydów na terenach z dziko żyjącymi pszczołami. Do tej pory były nim objęte tylko tereny interesujące dla pszczoły miodnej. Pamiętajmy, że cokolwiek jest dobre dla pszczół, jest dobre też dla człowieka.

I stąd pomysł, by w drugiej edycji dokonać transformacji przestrzeni miast?
Tak, bo postanowiliśmy iść o krok dalej. Chcieliśmy tworzyć sieć 12 ogrodów miejskich, które byłyby przestrzenią edukacyjną i rekreacyjną także dla ludzi, bliską modelowi znanemu na Zachodzie. Niestety w trakcie tej edycji doszło do katastrofy – w Przyczynie Dolnej koło Wschowy jednej nocy w wyniku zatrucia pestycydami zginęło ponad 100 rodzin pszczelich. Szybko zmieniliśmy cel naszej akcji i postanowiliśmy zbierać środki na odbudowę pszczelej populacji w Przyczynie. Staraliśmy się uzmysłowić ludziom, że nie była to jedynie tragedia pszczelarza, ale całej gminy. Pszczelarze, często starsi ludzie, dostali dzięki zbiórce pieniędzy pszczoły, otworzyli pasieki do zwiedzania. Prowadziliśmy szkolenia dla rolników, zasadziliśmy wiele miododajnych drzew i krzewów. Z kolei w trzeciej edycji wystartował Wielki Spis Zapylaczy - naukowe badania, które uzupełniają nasze braki w danych na temat dziko żyjących pszczół.

W tym roku koncentrujecie się na wzmocnieniu działań na rzecz rolnictwa wolnego od pestycydów. Jak?
W pierwszej połowie 2017 European Food Safety Authority (EFSA) czyli europejska agencja ds. bezpieczeństwa żywności wyda bardzo ważną decyzję w sprawie stosowania trzech najbardziej toksycznych dla pszczół pestycydów – nikotynoidów. Od 2013 roku obowiązywało na nie dwuletnie moratorium, które teraz będzie rewidowane. Krótko mówiąc, decydenci będą się zastanawiać co z tym zakazem zrobić.

Powinno się go utrzymać?
Zdecydowanie. Nikotynoidy są bardzo niebezpieczne dla pszczół. Są zbudowane w taki sposób, że nawet jeśli rolnik jest bardzo staranny i odpowiedzialny, to przy aplikowaniu ich w formie zaprawy nasiennej i tak dostaną się one do każdej komórki. Nikotynoidy upośledzają zdolności komunikacyjne pszczół, powodują wady rozwojowe, obniżenie odporności, zwiększają zapadalność na choroby i pasożyty, bo zależność pomiędzy stosowaniem pestycydów a występowaniem nowych pasożytów, została już wykazana. Propagujemy rolnictwo ekologiczne, wolne od pestycydów. Rozwijanie neonikotynoidów to droga do nikąd.

Brzmi dobrze, ale wymaga jednak wysiłku. Tymczasem zastosowanie pestycydów jest łatwiejsze.
Tracimy z tego powodu pszczoły, tracimy żywą glebę. Coraz więcej niezależnych think tanków wskazuje, że rolnictwo przemysłowe, powinno być zastępowane agroekologicznym. Zbliżamy się do momentu, gdy nie będziemy mieć wyjścia, jeśli chcemy ratować środowisko. W Polsce cały czas wzrasta zużycie pestycydów, podczas gdy Zachód już od tego odchodzi. Francja zapowiada całkowity zakaz ich stosowania od 2020 roku, a my nadal się nimi fascynujemy. Tylko że w ten sposób podcinamy gałąź, na której siedzimy. Randap, powszechnie u nas stosowany, jest bardzo trującym preparatem; nie zdajemy sobie sprawy z faktu, że każdy z nas ma z nim kontakt, bo wiele roślin, które spożywamy, przygotowanych do efektywnego zbioru jest traktowana właśnie tym środkiem. Ma on też wpływ na żywe procesy zachodzące w glebie, bo czas rozkładu nikotynoidów sięga nawet dwóch lat.

Jak Pani ocenia połączenie się firm Bayer i Monsanto?
Producent sprzedający materiał nasienny udostępnia go niejako w pakiecie z pestycydem. To łączenie się gigantów agrochemicznych jest przerażające. Teraz jest ich sześć, a są projektowane trzy takie połączenia więc powstaną trzy firmy agrochemiczne, które zdominują rynek produkcji żywności. Sytuacja, w której firma produkuje materiał nasienny i jest związana z rolnikami szeregiem instrumentów prawnych, zobowiązujących ich do korzystania z kwalifikowanego materiału siewnego powoduje, że rolnicy skazani są na wykorzystanie tych środków. A przecież w UE mamy wspaniały system, który zachęca do wykorzystania wszystkich dostępnych biologicznych środków, zanim zastosuje się pestycydy. Zagrażają nam też przygotowywane międzynarodowe umowy handlowe, które mogą przemodelować to, co uważaliśmy za niezbywalne prawo. Moim zdaniem umowy te muszą zawierać zapisy dotyczące zachowania zasady przezorności, czyli niewprowadzania na rynek produktów, zanim nie udowodni się, że są one bezpieczne.

Będziecie działać w tej sprawie jako Greenpeace?
Będziemy walczyć o rozwiązania prawne, dzięki którym polskie rolnictwo będzie się rozwijać bez użycia substancji szkodliwych dla pszczół i ludzi. Chcemy dotrzeć do Ministerstwa Rolnictwa, do przedstawicieli organizacji, które będą reprezentować Polskę na arenie unijnej, dostarczyć im raporty, badania, dane, słowem cały zestaw narzędzi, który nie tylko spowoduje, że Polska stanie po stronie pszczół, będzie też w stanie przekonywać inne rządy, że taki zakaz warto wprowadzić. Lobbing jest potężny. Pamiętajmy, że decyzję UE o wprowadzeniu moratorium na nikotynoidy zaskarżyło Monsanto. Proces nadal trwa. Na globalizującym się rynku, to w jaki sposób zachowa się UE, będzie wskaźnikiem, czy chcemy zachować europejską wyjątkową zasadę przezorności i wyższe standardy. Akcja „Adoptuj pszczołę” da nam, mamy nadzieję, możliwość realnego wpłynięcia na ten proces.

Czy przyjęcie umów CETA i TTIP pogorszyłoby sytuację?
Specjaliści z Council of Canadians przestrzegają Europę przed przyjęciem tych umów, ponieważ doświadczyli jak zmieniło się rolnictwo i obniżyły standardy po przyjęciu umowy NAFTA. Mamy pewność, że po wprowadzeniu CETA i TTIP, równanie w dół będzie trudno powstrzymać, bo to samonapędzający się mechanizm. Wiara w to, że jesteśmy w stanie kontrolować negatywne zjawiska, to naiwność. Jest o co walczyć, szkoda zaprzepaścić to, co osiągnęliśmy. Polecam też uwadze stanowisko Krajowej Rady Izb Rolniczych, która wskazuje na zagrożenia związane z tymi umowami. Nasi rolnicy będą skazani na obniżanie standardów, by przetrwać. Nie życzę Europie wejścia w życie tych umów, bo zmienią na gorsze naszą rzeczywistość.