19 marca Komisja Europejska ma przedstawić kolejny plan dla przemysłu, tym razem skupiony na stali i metalach. W Clean Industrial Deal brakuje konkretów – uważa branża.

We wtorek minęło 100 dni od drugiego objęcia kierownictwa w Komisji Europejskiej przez Ursulę von der Leyen. Zgodnie z zapowiedzią, wystarczyły one do zaprezentowania 26 lutego Paktu dla czystego przemysłu (Clean Industrial Deal), który ma wzmocnić konkurencyjność czystych technologii i przemysłu energochłonnego. „Równolegle skupiamy się na sektorach, które są kluczowe dla europejskiej bazy przemysłowej i przechodzą największe zmiany” – wskazuje przewodnicząca KE w podsumowaniu 100 dni, wspominając o dialogu z przemysłem stalowym.

Spotkanie z jego przedstawicielami odbyło się w zeszłym tygodniu, a na 19 marca zaplanowana jest prezentacja Planu działania dla Stali i Metali (Action Plan on Steel and Metals). Wiceprzewodniczący KE Stéphane Séjourné ma przedstawić propozycje dotyczące zapewnienia opłacalności niskoemisyjnej stali, która miała stać się europejską przewagą konkurencyjną.

Producenci stali potrzebują więcej konkretów

Branża podkreśla, że potrzebne są bardziej konkretne propozycje niż te zawarte w Pakcie dla Czystego Przemysłu, ponieważ jest to „zdecydowanie za mało i za wolno”. – Europejski przemysł potrzebuje nie tylko wielkich wizji na przyszłość, ale także natychmiastowych działań, które poprawią jego sytuację tu i teraz – mówi DGP Mirosław Motyka, prezes zarządu Hutniczej Izby Przemysłowo-Handlowej. Według niego potrzebne są działania, które zagwarantują konkurencyjne ceny energii, zabezpieczą rynek przed nieuczciwą konkurencją i zapewnią stabilny dostęp do surowców.

Prezes HIPH wskazuje też, że „tempo prac nie nadąża za rzeczywistością, w jakiej funkcjonuje europejski przemysł hutniczy”. – Minął już rok od przekazania Ursuli von der Leyen Deklaracji Antwerpskiej (wzywającej do ustanowienia Europejskiego Ładu Przemysłowego – red.), w której przemysł jasno określił, czego oczekuje od polityki unijnej. W tym czasie świat się zmienił – Stany Zjednoczone wdrożyły potężny pakiet wsparcia dla przemysłu w ramach Inflation Reduction Act, a teraz zaczynają wprowadzać też obostrzenia celne, Chiny konsekwentnie subsydiują swoją produkcję, a Europa dopiero zaczyna dyskusję o szczegółach – dodaje.

W podobnym duchu wypowiada się Michał Hetmański, prezes Fundacji Instrat. Według niego Bruksela rozumie i ma wizję dotyczącą dekarbonizacji transportu czy energetyki, ale nie przemysłu. – Sytuacja finansowa hutnictwa czy producentów nawozów jest obecnie naprawdę zła, więc nie wypada co pół roku zapowiadać nic niewnoszących planów czy strategii, ale podjąć konkretne kroki – mówi. O jakie kroki chodzi?- Domknąć nieszczelny CBAM (graniczny podatek węglowy – red.), od nowa napisać kryteria zielonego wodoru RFNBO, i wreszcie uruchomić unijne finansowanie dużej skali na inwestycje w każdym kraju, a nie tylko wśród liderów – uważa Hetmański.

Pomysły na obniżenie cen energii nie podobają się przemysłowi

Najważniejsze problemy, na które skarży się branża, to wysokie koszty energii, rosnące obciążenia regulacyjne i agresywna konkurencja z krajów, które nie mają takich restrykcji jak Unia Europejska. Do tego dochodzi globalna nadpodaż oraz zapowiedź amerykańskich ceł na stal.

Na znaczenie stali wskazywała w zeszłym tygodniu Ursula von der Leyen. – UE została zbudowana na Wspólnocie Węgla i Stali. Stal jest wszędzie, od energii wiatrowej po obronność – mówiła. KE wskazuje, że huty stali zapewniają w UE ponad 2,5 mln miejsc pracy, jednak będą się mierzyć z globalną nadwyżką mocy produkcyjnych, która w 2026 r. wyniesie ok. 630 mln t.

Branża nie jest usatysfakcjonowana dotychczasowymi propozycjami KE w zakresie obniżenia cen energii. – Proponowane przez KE mechanizmy elastyczności poboru energii, choć dobre dla innych branż, to prosta droga do dalszego osłabienia sektora. Niestety, tak lubiane przez KE kontrakty PPA (długoterminowa umowa dotycząca dostawy energii elektrycznej – red.) też nie są kluczem do niskich cen energii. Stal nie może być produkowana wtedy, gdy świeci słońce, tylko wtedy, gdy jest na nią zapotrzebowanie. To fundamentalne niezrozumienie funkcjonowania przemysłu – mówi nam Mirosław Motyka.

Aleksander Śniegocki, prezes Instytutu Reform, wskazuje z kolei, że obniżki cen energii dla przemysłu energochłonnego, które byłyby oderwane od realnych oszczędności systemowych, musiałyby zostać sfinansowane z budżetu kosztem innych sektorów. – Wiązałoby się to z ryzykiem niedoboru paliw i kolejnych skoków cen energii dla pozostałych odbiorców. Dlatego KE w swoich propozycjach zachęca do działań na rzecz zwiększania elastyczności popytu i podaży oraz przenoszenia obciążeń podatkowych między nośnikami energii, KE odchodzi zaś prostego dosypania środków do energochłonnych branż – tłumaczy Śniegocki.

Zielone zamówienia publiczne zwiększą konkurencyjność europejskich producentów?

Według Instytutu Reform do poprawy sytuacji może się przyczynić zapowiedź uwzględnienia kwestii związanych ze zrównoważonym rozwojem oraz pochodzeniem w zamówieniach publicznych. – Stymulowanie dekarbonizacji po stronie popytu w przypadku przemysłów energochłonnych jest znacznie prostsze niż przez dopłaty do produkcji. Przykładem może być wykorzystanie zeroemisyjnego cementu i stali, które podnoszą koszty projektów infrastrukturalnych o zaledwie kilka procent. Dzięki temu stosunkowo łatwo zachęcić wykonawców do współpracy z hutami i cementowniami, które stosują czyste technologie – mówi Aleksander Śniegocki, choć dodaje, że kluczowym wyzwaniem będzie wdrożenie zielonych zamówień publicznych w praktyce.

Według Mirosława Motyki sukces zależy jednak od wdrożenia zmian w sposób spójny i konsekwentny. – Kluczowe jest, aby nie przedobrzyć, czyli przykładowo nie uzależniać oznaczania zrównoważonej stali od miksu energetycznego danego kraju – mówi i dodaje, że liczy się całkowity ślad węglowy i efektywność technologii, a nie to, jakie źródła dominują w danym kraju. Obawy są uzasadnione; o podobne zapisy w przypadku produkcji baterii zabiegała Francja.

Komisja Europejska zapowiada też utworzenie Banku Dekarbonizacji Przemysłu, którego budżet ma wynieść 100 mld euro. Mirosław Motyka podkreśla jednak, że nie wiadomo, jak będzie funkcjonować ani na jakich zasadach środki będą dostępne. – I tak jest z większością zaprezentowanych postulatów Clean Industry Deal. A nasza branża nie potrzebuje kolejnych biurokratycznych mechanizmów, które będą wymagały lat na wdrożenie i skomplikowanych procedur aplikacyjnych – podkreśla. ©℗