„Cyfrowy system kaucyjny (digital deposit-return system – DDRS) to nowoczesne rozwiązanie, które uzupełnia i wykorzystuje już działające mechanizmy zbiórki opakowań, a nie je zastępuje. To najbardziej elastyczny i dopasowany do lokalnych uwarunkowań, w tym potrzeb klientów, system zbiórki odpadów – mówi Duncan Midwood, współzałożyciel i Chief Executive w DDRS Alliance.
W Polsce trwają właśnie przygotowania do wdrożenia systemu kaucyjnego, który będzie oparty na zbiórce manualnej i poprzez recyklomaty. Czym w takim razie jest DDRS? I czy ma on służyć, jak przekonują niektórzy jego przeciwnicy, opóźnieniu wejścia w życie tradycyjnych systemów kaucyjnych?
ikona lupy />
Duncan Midwood, współzałożyciel i Chief Executive w DDRS Alliance / fot. materiały prasowe

W żadnym wypadku! Jest zgoła odwrotnie – DDRS wzbogaca konwencjonalny DRS o nowe, jeszcze wygodniejsze dla mieszkańców możliwości zwrotu opakowań – i to w miejscach, gdzie bezpośrednio je opróżnili. Nie ma przy tym znaczenia, czy w pobliżu jest sklep ze zbiórką manualną, z automatem, prostym koszem na chodniku, czy też selektywnie wyrzuci się te opakowania we własnym domu w ramach funkcjonujących już systemów gminnych. Kluczowe do tego będzie tylko zeskanowanie specjalnego kodu QR umieszczonego na każdym opakowaniu. Pozwoli to odnotować je w systemie i wypłacić uiszczoną wcześniej kwotę. Celem jest, by oddanie opakowań nie wiązało się dla klientów z jakąkolwiek uciążliwością.

W czym tkwi przewaga tego systemu nad konwencjonalnym DRS?

Cyfrowy DRS to rzadki przykład sytuacji, w której praktycznie wszyscy interesariusze mogą zyskać – producenci, mieszkańcy, handel, środowisko. Jedyną grupą, która potencjalnie może negatywnie odczuć proponowane zmiany, są dostawcy recyklomatów, które po wprowadzeniu DDRS prawdopodobnie nie byłyby już potrzebne w tak dużej ilości (i nie musiałyby być tak zaawansowane technicznie). Korzyści dla całego systemu, w tym jego finansowej efektywności, są jednak wymierne. Po pierwsze, cyfrowy system pozwoliłby uniknąć wielu kosztów związanych z jego budowaniem i późniejszym funkcjonowaniem. Zmniejszyłyby się wydatki na remonty i dostosowanie sklepów na potrzeby instalacji maszyn, a także koszty administracyjne i obsługi centrów zliczania opakowań. Większa liczba punktów, w których możemy oddać opakowanie, przełoży się również na efektywność samej zbiórki, a ta z kolei pomoże w odzyskaniu surowców i poprawie wskaźników recyklingu. Na rozwiązaniu tym szczególnie skorzystałyby gminy o mniejszej gęstości zaludnienia, w których dystans dzielący mieszkańców od najbliższego punktu zbiórki może zniechęcać do uczestnictwa w systemie kaucyjnym.

A co na to przedsiębiorcy wprowadzający produkty w opakowaniach i sektor handlu? Co dla nich oznaczałoby wprowadzenie DDRS?

Na pewno byłaby to ulga dla części sklepów, które nie musiałyby już przyjmować tak wielu opakowań. To wymierna oszczędność dla tych placówek, które nie muszą ani wyodrębniać tak dużej przestrzeni na magazynowanie odpadów, ani obsługiwać i konserwować ustawionych w nich maszyn, co jest przecież dodatkowym obowiązkiem pracowników. DDRS, czyli cyfrowe rozliczanie, zapewniłoby też lepszą transparentność i kontrolę całego łańcucha dostaw. Skorzystaliby na tym również producenci, którzy zyskaliby łatwy i tani sposób nawiązania kontaktu z konsumentami. Mogliby informować na temat spożywanych produktów (ich pochodzenia, składników i alergenów, śladu węglowego), a także prowadzić nieszablonowe promocje i kampanie marketingowe. DDRS dostarczy też najbardziej precyzyjnych danych dotyczących sposobu konsumpcji produktu i miejsca oraz czasu wyrzucenia pustego opakowania.

Dlaczego zatem, w obliczu tych wszystkich zalet, DDRS nie jest wdrażany szerzej w UE?

Nie wszyscy są zwolennikami tego rozwiązania. Szczególnie ci, którzy zbudowali swoje biznesy na sprzedaży kaucjomatów i boją się, że trzon ich działalności nie będzie niezbędny, by osiągnąć wysokie poziomy zbiórki i przygotowania do recyklingu. A jak wtedy będzie można uzasadnić tak duże wydatki na zakup maszyn? Niestety te grupy ciężko pracują, aby zdyskredytować DDRS i wyolbrzymić obawy wokół niego. Tymczasem lobby wspierające DDRS jest wciąż niewielkie i nie ma takich wpływów.

Mimo wszystko jestem przekonany, że wprowadzenie cyfrowego systemu będzie wyłącznie kwestią czasu. Dziś największą barierą nie jest wcale technologia. Ta jest już gotowa na wdrożenie takiego systemu na szeroką skalę. Nieprzygotowani są przede wszystkim producenci, którzy postrzegają DDRS jako zbędny wydatek, a przy tym obawiają się utraty kontroli nad gromadzonym materiałem i tego, że będą płacić za niego więcej. Sęk w tym, że bez inwestycji i zmian z ich strony cyfrowy system kaucyjny nie zadziała. Wszystkie produkty nim objęte będą bowiem potrzebowały nowych oznaczeń, czyli kodów QR. Oczywiście ich wprowadzenie w całej gamie różnorakich produktów może być wyzwaniem logistycznym i organizacyjnym, ale długofalowo przyniesie wymierne korzyści wszystkim uczestnikom rynku.

Skąd więc to przekonanie, że DDRS jest wyłącznie kwestią czasu?

Wystarczy bowiem, by choć jedno państwo w UE zdecydowało się wdrożyć DDRS i skłoniło producentów – lub zobowiązało ich prawnie – do wprowadzenia stosownych oznaczeń, a lawina ruszy. Jeżeli wszyscy producenci na terenie danego państwa będą musieli się dostosować, to nic nie będzie stało na przeszkodzie, by przenieśli oni funkcjonujące mechanizmy DDRS i stosowali je w innych krajach. Innymi słowy kiedy tylko jeden kraj zdecyduje się na cyfrowy system, wszystkie pozostałe pójdą za nim.

ikona lupy />
Cyfrowy (digitalny) system kaucyjny - jak to działa? / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe

Nie ruszajmy, zanim cały rynek nie będzie gotowy

ikona lupy />
Dominika Noskiewicz, ekspert ds. systemów kaucyjnych i rozszerzonej odpowiedzialności producenta, współzałożycielka inicjatywy beADvised / fot. materiały prasowe

Przesunięcie terminu to nie koniec świata i zdarzało się już w innych krajach. Chociażby w Szkocji wejście w życie systemu kaucyjnego odłożono na cztery lata – i to na kilka miesięcy przed oficjalnym startem. Jakie były tego skutki i czy rząd się nie obawiał, że to uderzy w firmy, które w kaucję już zainwestowały? W ciągu dwóch dni zwolniono większość osób po stronie operatora – w sumie 34. Został tylko zarząd, który – w obliczu braku finansowania i odległego terminu wdrożenia – szybko zakończył działalność. Wydaje się, że największym poszkodowanym była firma logistyczna, która wygrała przetarg na obsługę logistyczną systemu w całym kraju i przygotowała się do niego, a on po prostu nie wystartował. Część już zakupionych przez sieci handlowe automatów jest nadal używana w programach pilotażowych. Podobnie jak w Polsce wielu czekało do ostatniej chwili z decyzjami biznesowymi

Dla kontekstu warto zaznaczyć, że Szkocja – na dwa miesiące przed startem systemu, gdy decydowano o przesunięciu – była dużo lepiej przygotowana do startu systemu niż obecnie Polska. Operator miał już umowy z większością producentów napojów, a także punktów zbiórki, był opracowany system IT, przeprowadzono testy zwrotów butelek oraz gotowość systemu logistycznego, a spotkania z kluczowymi interesariuszami trwały od wielu miesięcy. Chociaż wielu było przygotowanych, to rząd i tak zadecydował o przesunięciu. Nie była to jednak impulsywna decyzja w duchu „przesuńmy i zobaczymy”. Poprzedził ją niezależny audyt. Przeprowadzono wywiady wśród wszystkich uczestników rynku. Sprawdzano przygotowanie jednostek handlu. Zweryfikowano dokładnie, ile umów i z kim podpisał operator obsługujący system.

Kiedy ukazał się raport podsumowujący, okazało się, że prawdopodobieństwo tego, że cały system został źle przygotowany, jest zbyt duże. Wdrożenie przesunięto. To pokazuje, jak różne są standardy i podejście do systemu i tworzenia prawa w Polsce. By nie wspomnieć w tym wszystkim o braku sensownych mechanizmów ROP oraz o łatanej ustawie opakowaniowej, z którą problem mają chyba wszyscy interesariusze. Nasza sytuacja jest szczególnie trudna, bo w przeciwieństwie do większości państw UE, które zdecydowały się na powołanie jednego operatora, my będziemy ich mieli wielu. W praktyce to oznacza, że nie wiemy, kto jest na jakim etapie przygotowań ani czy wszyscy uczestnicy rynku mają udostępnione specyfikacje, np. dla oznakowania opakowań. Może się więc okazać, że któryś z producentów wyprodukuje i wprowadzi na rynek opakowanie niespełniające specyfikacji jednego z operatorów, co w ogóle nie powinno mieć miejsca. Niestety to tylko komplikuje i podwyższa koszty wdrożenia i tak już drogiego systemu kaucyjnego. Eksperci alarmują o wielu dziurach, ale czy ktoś ich słyszy?