O poparcie dla unijnego rozporządzenia dotyczącego odbudowy przyrody zaapelowało do Donalda Tuska: 140 organizacji pozarządowych, 215 naukowców z różnych instytucji badawczych i 11 europejskich ministrów środowiska. Za jego odrzuceniem opowiedzieli się zarówno europosłowie PiS jak i PO.

Pod listem otwartym do polskiego premiera podpisali się ministrowie: Danii, Estonii, Czech, Irlandii, Niemiec, Francji, Hiszpanii, Luksemburga, Litwy, Słowenii i Cypru. Gdyby Donald Tusk zmienił zdanie na temat wynegocjowanego z trudem kompromisu w sprawie prawa odbudowy przyrody, efekt dwuletniej pracy nie poszedłby na marne. Dziś sytuacja wygląda jednak tak, że Nature Resoration Law zostało zablokowane na ostatnim etapie procedury- nie uzyskało zgody Rady Unii Europejskiej.

Co się musi stać, żeby prawo o odbudowie przyrody przeszło?

Żeby mogło wejść w życie musi poprzeć je co najmniej 55 proc. państw członkowskich reprezentujących nie mniej niż 65 proc. społeczeństwa UE. Obecnie popiera je 19 krajów ( a więc 70 proc) 6 jest przeciw a 2 się wstrzymują. Ale te 19 krajów stanowi 64,05 proc. społeczeństwa UE, do akceptacji brakuje zatem niespełna 1 proc. biorąc pod uwagę wymóg ilości obywateli. Gdyby Donald Tusk zechciał poprzeć rozporządzenie sprawa byłaby przesądzona ( wśród krajów blokujących przyjęcie rozporządzenia są m.in. Węgry, Słowacja, Włochy, czy Holandia). Ponieważ „okienko pogodowe” na zmianę losu Nature Restoration Law jest niewielkie- to okres między wyborami europejskimi a objęciem prezydencji przez Węgry, wszyscy apelujący ostatnią szanse widzą w posiedzeniu Rady ds. środowiska 17 czerwca.

Ministrowie apelują, Tusk pierwszy nie mrugnie

Donald Tusk nie jest jednak kimś, kto pierwszy mrugnie- po pierwsze sprzeciw PO, podobnie jak sprzeciw PiS podczas prac nad regulacją był konsekwentny, po drugie premier nie chce otwierać nowego frontu z rolnikami. Nic nie wskazuje na to by miał zmienić zdanie, zwłaszcza, że to on podjął decyzję o blokowaniu rozporządzenia wbrew wywodzącej się z Polski 2050 minister klimatu. Ministrowie z 11 krajów ( w tym hiszpanka Teresa Ribera która nie kryje apetytu na stanowisko przyszłej komisarz środowiska) uderzają jednak w pryncypialne tony. „ Brak większości kwalifikowanej dla starannie wynegocjowanego porozumienia jest bardzo niepokojące. Takie wycofywanie się z wcześniej uzgodnionych kompromisów, efektu długich miesięcy negocjacji, zagraża naszym instytucjom demokratycznym i stawia pod znakiem zapytania proces kształtowania polityki UE”- napisali w liście. Argumentują też, że Nature Restoration Law jest spójne z innymi zobowiązaniami międzynarodowymi, na które państwa wcześniej się zgodziły.

Dlaczego prawo o odbudowie przyrody jest tak drażliwe?

Rozporządzenie o odbudowie przyrody zostało zaproponowane przez Komisję Europejską w lipcu 2022 roku i przeszło wyboistą drogę legislacyjną prześlizgując się do kolejnych etapów procedury „ o włos”. Po drodze wyszło pobijane z wielu unijnych dyskusji, w których regulacji zarzucano m.in. podkopywanie transformacji energetycznej, łamanie bezpieczeństwa żywnościowego a nawet ściąganie do Europy malarii. A mowa o rozporządzeniu, które miało za cel m.in. doprowadzenie do dobrego stanu chronionych już teraz typów siedlisk przyrodniczych, odwrócenie trendu spadkowego populacji zapylaczy, czy sadzenie drzew i zagwarantowanie że nie ubędzie ich w miastach.

Rozbiło się o szczegóły. Najbardziej drażliwym tematem w Polsce okazały się zapisy dotyczące odbudowy osuszonych torfowisk, które dzisiaj są przede wszystkim terenami użytkowanymi rolniczo (ale nie tylko, takie torfowiska znajdują się też np. w lasach). Konfederacja zaczęła wówczas kampanię pod hasłem „Unia chce zatopić polskich rolników”. W rzeczywistości chodziło o maksymalnie 420 tys. ha i to do roku 2050, przy powierzchni użytków rolnych sięgającej 18 mln ha. Rolnicy argumentowali, że dla nich oznacza to wyłączenie części terenu w produkcji, więc nie mogą się na to zgodzić. Ostatecznie nawadnianie osuszonych torfowisk zostało dobrowolną opcją dla rolników, a państwa członkowskie miały stworzyć zachęty by była to także opcja opłacalna. Zmniejszone zostały też cele ilościowe.

Czy rozporządzenie UE mogło znów rozniecić protesty rolników?

Torfowiska nie były jedynym punktem zapalnym, innym- choć w zasadzie niepodnoszonym w Polsce- było zobowiązanie do usunięcia sztucznych barier na 25 tys. km rzek. Część z nich to stopnie wodne na których zlokalizowane są hydroelektrownie stąd podniósł się krzyk o wywracanie Zielonego Ładu. Ostatecznie stanęło na dodaniu zapewnienia że nie stoi to na przeszkodzie rozwijaniu infrastruktury energetycznej, bo sam zapis, że państwa same miały sobie wybrać które bariery ( rozumiane szeroko) chcą usunąć, nie wystarczył. Co ciekawe część zapisów rozporządzenia o odbudowie przyrody brzmi bardzo znajomo w porównaniu do zachęt tworzonych dla rolników w Zielonym Ładzie, w tym do polskich ekoschematów. W ramach odbudowy ekosystemów rolniczych chodziło m.in. o wskaźnik motyli łąkowych, zasoby węgla organicznego w glebie i różnorodność krajobrazu. Sposobów na osiągnięcie części tych celów jest wiele, w tym zadrzewienia śródpolne, miedze, pasy kwietne, rośliny bobowate, oczka wodne. Brzmi znajomo? O podobne rzeczy chodziło w słynnym obowiązku ugorowania, na którym skupiły się protesty rolnicze w Polsce. I właśnie w tym kontekście warto czytać decyzję o zablokowaniu rozporządzenia na ostatniej prostej, kiedy jego akceptacja wydawała się już tylko formalnością.

Co zawiera unijne prawo o dobudowie przyrody?

Prawo o odbudowie przyrody zakłada tez m.in.:
- poprawę stanu określonego procenta siedlisk w określonym czasie ( przy czym zostały one pogrupowane i cele nie dotyczą każdego typu osobno)
- nie pomniejszanie powierzchni miejskich terenów zielonych w skali kraju oraz powierzchni koron drzew w granicach miast do końca 2030 roku
- przywrócenie do 2030 r. w skali Unii Europejskiej co najmniej 25 000 km rzek do stanu rzek o swobodnym przepływie
- opracowanie metodyki monitoringu i jego wdrożenie odnośnie owadów zapylających
- posadzenie dodatkowych 3 mld drzew w Unii do 2030 roku.