Szanse na osiągnięcie celów wyznaczonych w unijnej ramowej dyrektywie wodnej są minimalne. Termin upływa w 2027 r.

Polsce nie uda się spełnić kryteriów Ramowej Dyrektywy Wodnej (RDW) w zakładanym terminie – oceniają eksperci. Zgodnie z dyrektywą kraje europejskie powinny osiągnąć dobry stan wód do 2027 r. W Polsce większość z nich nadal jest w złym stanie. Inne kraje europejskie również mają problem z osiągnięciem tego celu. W Polsce dodatkowym wyzwaniem jest niski poziom retencji, czyli zatrzymywania wody.

Niska jakość i niedobór wody stanowią wyzwania nie tylko dla ludzi, którzy będą się mierzyć ze skutkami susz i powodzi, lecz także dla ekosystemów. Było to widoczne podczas zeszłorocznej tragedii na Odrze, która spowodowała śmierć dziesiątek ton ryb w rzece. Interesariuszem jest także biznes, który wykorzystuje wodę w codziennych operacjach.

– Nasz kraj znajduje się na przedostatnim miejscu w Europie pod względem zasobów wodnych. Na jednego mieszkańca w Polsce przypada ok. 1600 m sześc. wody na rok, natomiast w Europie średnio trzy razy więcej – mówił kilka dni temu w trakcie kongresu zorganizowanego przez Wody Polskie wiceminister infrastruktury Marek Gróbarczyk. Kontrowersje dotyczą tego, jak zarządzać zarówno ilością, jak i jakością wody, by iść w stronę celów RDW.

– Nie przybliżamy się do realizacji Ramowej Dyrektywy Wodnej, tylko się od niej oddalamy – mówi DGP Krzysztof Smolnicki z Koalicji Czas na Odrę!, jeden z organizatorów symbolicznego protestu pod budynkiem, w którym odbywał się Kongres Wodny. W trakcie kongresu do betoniarki z napisem „hydrobetonoza” wrzucono trzy dokumenty przyjęte w ostatnim czasie przez rząd: specustawę odrzańską, program przeciwdziałania niedoborowi wody oraz tzw. ustawę ocenową. Zakładają one realizację kolejnych inwestycji hydrotechnicznych.

– Z ekonomicznego i ekologicznego punktu widzenia znacznie lepsze od przegradzania i spiętrzania rzek są rozwiązania oparte na naturze, ale w polskiej gospodarce wodnej dalej pokutuje anachroniczne podejście: „Trzymajmy się koryta i pogłębiajmy dno” – mówi Smolnicki.

W ramach programu przeciwdziałania niedoborowi wody na lata 2022–2027 ma powstać 727 inwestycji, z czego 94 to zbiorniki, a 633 – budowle piętrzące, regulacyjne i inne obiekty.

Część panelistów zaproszonych przez Wody Polskie uważa, że tego typu inwestycje hydrotechniczne negatywnie wpływają na stan rzek i oddalają nas od celów unijnych. – Za mało robimy, żeby wody naturalne były wodami naturalnymi – mówił w trakcie panelu prof. dr hab. Robert Czerniawski. Dodał, że każda uregulowana lub sztuczna część jednolitych wód powierzchniowych wpływa na jakość wody i jej stan ekologiczny na całym odcinku. – Powinniśmy się skupić na naturalności, a nie sztuczności – dodał.

Także Małgorzata Marciniewicz-Mykieta z Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska wskazywała, że wśród najważniejszych czynników wpływających na to, że polskie rzeki nie spełniają RDW, są budowle hydrotechniczne, piętrzące, prace utrzymaniowe mające pogłębić koryto czy umocnienia brzegu.

Wody Polskie wskazują, że coraz częściej skupiają się na renaturyzacji, np. w ramach programu przeciwdziałania skutkom suszy. – My wałów też nie chcemy budować. Chcemy wodę rozlać. Ale to wszystko wymaga konsultacji społecznych, a społeczeństwo nas weryfikuje bardzo szybko, dlatego musimy działać rozważnie – mówił podczas kongresu Wojciech Skowyrski, wiceprezes Wód Polskich.

Rozbudowa infrastruktury wodnej umożliwia wykorzystanie dróg śródlądowych do transportu. Z tej możliwości korzystał ostatnio Orlen. – W Płocku realizujemy etap budowy kompleksu Olefiny III. W naszej instalacji 500 krytycznych elementów to elementy wielkogabarytowe, dla ponad 150 nie udało znaleźć się alternatywnej drogi lądowej, dlatego skorzystaliśmy z drogi wodnej – mówił podczas kongresu Arkadiusz Kamiński z największej polskiej firmy. Informował, że koncern zrealizował 80 transportów. Wodą przewieziono m.in. element instalacji – kolumnę Watchtower o długości 95 m i wadze 850 t.

Ministerstwo Infrastruktury i Wody Polskie liczą na więcej tego typu operacji. Na razie znaczenie transportu śródlądowego maleje. W 2022 r. przetransportowano tak 2 mln t ładunków, o 40 proc. mniej niż w 2021 r. Udział żeglugi w ogólnej masie przetransportowanych w kraju ładunków wynosił 0,09 proc.

Tomasz Kocoń z resortu infrastruktury wskazał, że dla odwrócenia trendu spadkowego będą potrzebne inwestycje uzupełnione o działalność utrzymaniową. Pomogłoby to w realizacji innych zobowiązań Polski – związanych z unijną białą księgą transportową, zakładającą zmniejszenie emisji gazów cieplarnianych.

Sprawa nie jest jednak prosta. – Mamy dochować tych ustaleń z powodów ekologicznych, a potem słyszę, że z powodów ekologicznych nie powinniśmy budować infrastruktury na rzekach – mówił Jacek Cichocki, wiceprezes Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Według niego powinniśmy wykorzystać rozwiązania, które zadziałały ponad 100 lat temu w górnej części Odry. – W Odrze nie ma na tyle wody, żeby uzyskać głębokości umożliwiające stworzenie międzynarodowej drogi śródlądowej. Trzeba więc piętrzyć wodę.

Tomasz Kocoń podsumował, że łączna wartość trzech projektów związanych z rozwojem infrastruktury śródlądowej (w tym krajowy program żeglugowy do 2030 r.) to ok. 11 mld zł. ©℗