Prezydent zawetował ustawę ratyfikującą poprawkę do protokołu z Kioto. W ten sposób Pałac wysyła sygnał przed zbliżającą się konferencją klimatyczną.
Weto Andrzeja Dudy dotyczy ustawy przyjętej przez parlament 11 września. Upoważniała ona prezydenta do ratyfikacji poprawki dauhańskiej do protokołu z Kioto. Dokument przedłuża obowiązywanie protokołu do 2020 r., kiedy powinno wejść w życie nowe porozumienie klimatyczne.
W krótkim komunikacie Kancelarii Prezydenta czytamy, że „wiązanie Rzeczypospolitej Polskiej umową międzynarodową, która poprzez nakładane zobowiązania wpływa na funkcjonowanie gospodarki i wiąże się z kosztami społecznymi, powinno być poprzedzone szczegółową analizą skutków prawnych i ekonomicznych”. Zdaniem Pałacu takiej analizy nie przedstawiono.
Prezydenckie weto jednak niczego nie zmienia w zobowiązaniach Polski w zakresie polityki klimatycznej. W tej kwestii jesteśmy związani ustawodawstwem unijnym pod postacią uzgodnionego w 2009 r. w ramach Wspólnoty pakietu klimatyczno-energetycznego. Zobowiązuje nas on m.in. do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych o 20 proc. Poprawka z Ad-Dauhy nie nakłada na państwa unijne dodatkowych zadań, bowiem nie zobligowały się one w stolicy Kataru do niczego więcej ponad to, co trzy lata wcześniej uzgodniono w ramach pakietu.
Weto w intencji Pałacu ma zapewne stanowić sygnał przed zbliżającą się konferencją klimatyczną w Paryżu. Osoby z otoczenia prezydenta już wcześniej sygnalizowały zresztą sceptyczne podejście wobec porozumienia, które ma być wypracowane nad Sekwaną. – Tylko wtedy będzie miało sens, jeśli nie będzie się opierało jedynie na europejskich redukcjach, ale także światowych. To także jest stanowisko Polski – mówił po spotkaniu głów państw Grupy Wyszehradzkiej prezydencki doradca ds. zagranicznych Krzysztof Szczerski.
– Zawetowanie ustawy w przededniu szczytu klimatycznego będzie odebrane jako brak poparcia Polski na rzecz wypracowania wiążącego porozumienia w Paryżu, które przyczyniłoby się do redukcji CO2 i ograniczenia wzrostu średniej temperatury globalnej – mówi rzecznik pozarządowej Koalicji Klimatycznej Krzysztof Jędrzejewski. Polska wywiązała się już z nawiązką ze zobowiązań zawartych w protokole z Kioto; zredukowaliśmy nasze emisje o blisko 30 proc. w stosunku do 1988 r. (to był nasz rok bazowy; dla większości krajów był to rok 1990).
Poprawka dauhańska została wypracowana podczas konferencji klimatycznej w stolicy Kataru w 2012 r. Wprowadziła ona nowe cele redukcyjne w emisji gazów cieplarnianych (dopisując do ich listy jedną substancję) i wydłużyła czas na ich osiągnięcie do 2020 r., kiedy w życie powinno wejść nowe porozumienie klimatyczne. Dodatkowo w Ad-Dausze uzgodniono nowy mechanizm negocjacyjny, który sprawi, że o walce ze zmianami klimatu będą rozmawiać kraje rozwinięte z rozwijającymi się – dotychczas rozmowy te odbywały się w osobnych gremiach.
Na gruncie międzynarodowym poprawka dauhańska jeszcze nie stanowi obowiązującego prawa. Zgodnie z art. 20 protokołu z Kioto nastąpi to 90 dni od ratyfikacji dokumentu przez 3/4 sygnatariuszy. Tym samym poprawkę muszą zatwierdzić co najmniej 144 państwa, tymczasem według ONZ do 9 października ratyfikowało ją 50 krajów.
W Paryżu polityka klimatyczna ma się stać globalna
Gigantyczne – tak można w skrócie określić oczekiwania wobec zbliżającej się Konferencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu. Odbędzie się ona między 30 listopada a 11 grudnia w Paryżu, a jej celem będzie wypracowanie po raz pierwszy polityki klimatycznej, która obejmie cały świat. Dotychczasowe zobowiązania do zmniejszenia emisji gazów cieplarnianych były podejmowane bowiem wyłącznie przez państwa rozwinięte. Chociaż pod protokołem z Kioto widnieją podpisy przedstawicieli 193 państw, to dokument nie nakładał na większość z nich (w tym Chiny i Indie) żadnych celów redukcyjnych.
Tym razem ma być inaczej. Francuska dyplomacja już zaczęła prace nad finalną wersją dokumentu, który w idealnym wariancie trzeba byłoby po prostu w Paryżu podpisać. Stopień mobilizacji pracowników francuskiego MSZ jest podobno niesłychany; każdego członka korpusu dyplomatycznego przeszkolono w zakresie zagadnień klimatycznych. Paryż jest więc zdeterminowany osiągnąć porozumienie. Problem polega na tym, że to może nie być proste. Mimo że 150 krajów już zadeklarowało własne cele (państwa UE na szczycie pojawią się z zobowiązaniem redukcji emisji gazów cieplarnianych o 40 proc. w porównaniu z 1990 r.).
Jedną z najbardziej drażliwych kwestii poruszanych na szczycie będzie mechanizm pomocy finansowej przy zielonych projektach dla krajów rozwijających się. Na konferencji w Kopenhadze w 2009 r. uzgodniono bowiem, że nowy pakt klimatyczny powinien zawierać takie rozwiązanie, na które będą się zrzucać kraje rozwinięte. Problemem może być suma tej zrzutki – potrzeby szacowane są na 100 mld dol. rocznie.