Stałym tematem dowcipów z unijnych gremiów jest ich chęć kompleksowej regulacji wszystkiego. W Brukseli pokutuje przekonanie, że mnożąc przepisy, da się rozwiązać większość problemów Europy. Polscy decydenci chętnie powielają błędną, unijną praktykę nadregulacji. Przejawia się ona na dwa sposoby: albo jako chęć szczegółowej regulacji praktyk, które tego nie wymagają, albo jako dążenie do skomplikowania, a nawet wypaczenia dobrze działającego systemu.

Wspólnym mianownikiem dla tych szkodliwych praktyk jest wiara, że ustawami i rozporządzeniami można zmieniać rzeczywistość i ludzkie przyzwyczajenia. A jeśli okaże się, że przepisy nie zdały egzaminu, to zamiast rzetelnie przeanalizować przyczynę niepowodzenia, po prostu przygotowuje się kolejne. Mnożeniu zbędnych regulacji sprzyja również traktowanie przez państwowe instytucje konsultacji społecznych jako formalności, a dialogu z przedsiębiorcami - często jako wysłuchania argumentów środowiska bez skonfrontowania ich z własnymi pomysłami.
Katarzyna Rumiancew, Główny Analityk Warsaw Enterprise Institute (WEI) / Fot. materiały prasowe
Wszystkie te niebezpieczeństwa nadregulacji bardzo dobrze ilustruje przykład planowanej ustawy, która ma w Polsce wprowadzić system kaucyjny.
Przypomnijmy: zgodnie z przepisami wspólnotowymi państwa członkowskie UE są zobowiązane do zapewnienia odpowiednich poziomów selektywnej zbiórki wybranych odpadów opakowaniowych, np. poprzez wprowadzenie systemu kaucyjnego, co pozwoli znacząco zwiększyć odsetek tworzyw poddawanych recyklingowi. Założenie jest słuszne. Należy jednak podkreślić, że regulacja ta dotyczy tylko opakowań plastikowych, które stanowią największy problem dla środowiska. Unia nie wymaga wprowadzania systemu kaucyjnego dla szkła. Pozostawia decyzję krajom członkowskim, które same powinny ocenić, czy systemy zbiórki opakowań szklanych są efektywne.
Unijni urzędnicy wykazali się zatem w tym przypadku zdrowym rozsądkiem, nie zmuszając do demontowania dobrze działających systemów. Jednak urzędnicy polscy, mimo chłodnych relacji na linii Warszawa-Bruksela, postanowili być bardziej papiescy od papieża. W założeniach ustawy, nad którą pracuje Ministerstwo Klimatu i Środowiska, przewidziano włączenie do systemu kaucyjnego opakowań szklanych. I to na zasadach, które budzą zrozumiałe protesty przedsiębiorców oraz handlowców. W Polsce olbrzymią rolę odgrywają małe sklepy - wygospodarowanie przez nie powierzchni na zbiórkę trzech frakcji będzie wręcz niemożliwe. Ponadto, o ile segregacja plastiku pozostawia wiele do życzenia, o tyle Polacy chętnie segregują szkło. Po części wpływ na to mają dobrze działające systemy zbiórki komunalnej, po części to, że możemy oddawać w sklepach butelki za kaucją. Siedem na dziesięć jest zwracanych albo trafia do pojemników na szkło. Logiczne byłoby zatem udoskonalenie nieźle funkcjonującego systemu, a nie budowanie nowego. Niestety, w proponowanych rozwiązaniach logiki próżno szukać, na co zwracał uwagę m.in. Warsaw Enterprise Institute.
Przez ponad rok nie było wiadomo, na jakim etapie są prace nad projektem ustawy o systemie kaucyjnym, toczące się w czterech ścianach ministerstwa. Projekt pojawił się w styczniu, jednak z niedopracowanymi rozwiązaniami, które budzą protesty organizacji producentów i handlowców. Ministerstwo zapewnia, że jest otwarte na rozmowę, że zmiany są możliwe. Bardzo pięknie, tylko nie ma ani propozycji kompromisowych rozwiązań, ani nawet publicznego ustosunkowania się do bardzo konkretnych zarzutów handlowców i wytwórców. Co więcej - jak donosiły ostatnio media - resort nie deklaruje dokonania żadnych konkretnych zmian. Urzędnicy wydają się być niezwykle zadowoleni ze swoich pomysłów, w przeciwieństwie do tych, którzy będą musieli ponosić ich konsekwencje.
Eksperci podkreślają, że forsowany system - zbiórka opakowań w sklepach powyżej określonej powierzchni - faworyzuje placówki wielkopowierzchniowe. A w tym sektorze dominują zagraniczne sieci handlowe. Mali sklepikarze nie będą musieli uczestniczyć w systemie. To, co resort przedstawia jako pójście na rękę polskim handlowcom, wyrządzi więcej szkody niż pożytku. Owszem, sklepikarz nie będzie musiał rezygnować ze sprzedaży części asortymentu, by w sklepiku wygospodarować miejsce na zbierane opakowania. Ale też część jego klientów nie będzie szła osobno po zakupy do tegoż sklepiku, a osobno do hipermarketu, gdzie może oddać butelki. Po prostu zrobi zakupy i odda butelki w większym sklepie. Ministerstwo zdaje się w ogóle ignorować ten problem.
Niezwykle silne kontrowersje budzi zamiar dopuszczenia do zbiórki opakowań wielu operatorów. Producenci opowiadają się za jednym, który nie będzie działał dla zysku. Ich zdaniem zapobiegnie to chaosowi i nie będzie wymagało zawierania przez jeden sklep wielu umów z różnymi operatorami. Wyobraźmy sobie, że w dużym mieście komunikację miejską obsługuje kilka firm, a każda z nich stosuje własne bilety, różne stawki opłat; w pojazdach jednego operatora można kupić bilet tylko u kierowcy, u innego - tylko w biletomacie, część dopuszcza płatności online, część nie. Podróż autobusem stałaby się udręką. A coś takiego ustawodawca szykuje właścicielom sklepów. Dodajmy do tego ryzyko wywożenia zebranego szkła przez operatorów za granicę - i zamiast zbiórki będziemy mieli biznes surowcowy. Nie o to i Unii, i Ministerstwu, chodzi. Na razie jednak resort nie odpowiedział na te poważne zarzuty.
I wreszcie chętnie usłyszelibyśmy od urzędników Ministerstwa Klimatu i Środowiska, jak sobie wyobrażają równoległe funkcjonowanie dwóch systemów - kaucyjnego i komunalnego. Jakie są argumenty przemawiające za takim rozwiązaniem, bo to, że stworzy ono niewiarygodny chaos, jest niemal pewne. Mam wrażenie, że wszystko sprowadza się do wspomnianej wiary w cudowną moc przepisów. Przepisów, które w tym przypadku zrzucają problemy na barki handlowców i producentów, by urzędnicy nie musieli się nimi kłopotać. Cel ustawy - zwiększenie liczby opakowań poddawanych recyklingowi - zniknął w gąszczu (nad)regulacji.
Materiał partnerski z serwisu Biznes i Klimat