Miał być okres przejściowy dla systemu opustów w rozliczaniu energii z fotowoltaiki, a wydaje się, że rządzący po cichu wycofują się z wcześniejszych deklaracji i wracają do modelu bezpośredniego i gwałtownego przejścia na system sprzedażowy. Znacznie mniej opłacalnego dla prosumentów.

Jeszcze przed wakacjami, pod wpływem sprzeciwu ze strony odpowiedzialnego za gospodarkę ówczesnego Ministerstwa Rozwoju, Pracy i Technologii, resort klimatu zapowiedział zmiany w przygotowanym projekcie prawa energetycznego i ustawy o OZE. Miały one uwzględnić okres przejściowy przed wejściem w życie mniej korzystnego systemu zakupu i sprzedaży energii z indywidualnych instalacji prosumenckich (w miejsce tzw. systemu opustów). Zapowiedziano, że aby nie generować nerwowości na rynku, nowe regulacje nie wejdą w życie wcześniej niż 1 lipca 2022 r., a także, że do 1 stycznia 2024 r. obowiązywał będzie okres przejściowy rozliczeń, czyli tzw. net metering, za którym opowiadało się MRPiT.
Rynek się uspokoił, wszystko wróciło do normy. Nie na długo jednak. W ostatnim wywiadzie dla DGP wiceminister klimatu i środowiska, a zarazem pełnomocnik rządu do spraw odnawialnych źródeł energii, Ireneusz Zyska, zapowiedział, że żadnego okresu przejściowego nie będzie, a nowe nieatrakcyjne systemy rozliczeń w oparciu o sprzedaż i zakup energii wejdą w życie jak najszybciej, może nawet od 1 stycznia 2022 r. Takiego obrotu spraw chyba nikt się nie spodziewał.
W resorcie rozwoju, właściwym do spraw energetyki rozproszonej i prosumentów, od dłuższego czasu pracowano nad gruntowną reformą systemu opustowego. Celem było stopniowe wdrożenie tzw. dyrektywy rynkowej, czasowo, obok dotychczas obowiązujących, bardzo korzystnych zasad rozliczeń prądu przez prosumentów, czyli właścicieli indywidualnych instalacji OZE w swoich domach. Jedną z podstawowych przyczyn prac nad reformą było to, że obecny system rozliczeń opłat za dystrybucję energii jest niezgodny z dyrektywą rynku energii UE, gdyż prosument nie ponosi opłaty za dystrybucję energii „zmagazynowanej” w sieci i to jest fakt.
Ale trzeba pamiętać, że to właśnie system opustów stanowił silny impuls do budowy mikroinstalacji fotowoltaicznych w naszym kraju, bardzo rozwiniętych w ostatnich latach, także dzięki sukcesowi programu „Mój prąd”. Mimo że system opustowy był wielokrotnie krytykowany, miał wiele zalet. Był zrozumiały dla prosumenta, m.in. dlatego, że traktował koszt energii jako całość, nie rozdzielając cen energii od cen dystrybucji. Poza tym idea wymiany barterowej jest prosta, nie wymaga znajomości rynku energii, w tym systemu taryfowania, cen hurtowych i detalicznych, bilansowania itd. System był łatwy dla oceny kosztów kredytu, czyli „bankowalny”.
W związku z koniecznością zmian, jeszcze przed wakacjami ówczesne MRPiT postulowało wprowadzenie, jako obowiązkowe minimum, dwóch systemów dostępnych dla prosumentów. Jednego opartego na wartości energii, drugiego – na jej ilości. Koncepcja ta miała być naturalnym przedłużeniem obecnie funkcjonującego modelu, z pewnymi modyfikacjami wynikającymi z dyrektyw i stanu rynku.
Nowy model rozliczeń miał polegać na tym, że prosument przekazuje do sieci niewykorzystaną energię i w całości może ją odebrać, z tym, że ponosząc pełne opłaty za dystrybucję. Czyli wymienia towar za towar (1kWh za 1kWh), ponosząc opłaty za transport. Aby nie płacić za transport (czyli dystrybucję), musiałby magazynować energię lub też wykorzystywać energię w trakcie jej produkcji. Miało to być nieco bardziej opłacalne dla przeciętnego prosumenta, a co więcej – nie wymagać od niego wiele wiedzy o rynku energii. To sprzedawca energii na nim operuje. W dodatku system miał umożliwiać przeniesienie energii z letniego szczytu produkcji na zimowy szczyt popytu – rozwijając dalej rynek ogrzewania elektrycznego, w tym pomp ciepła.
Wpływ mikroinstalacji na całość systemu elektroenergetycznego oczywiście jest istotny, ale pamiętajmy, że jednocześnie w wyniku aukcji i kontraktów bezpośrednich pojawia się w nim coraz więcej dużych farm fotowoltaicznych uzyskujących zgodę na przyłączenie. Z czego jednoznacznie wynika, że miejsce w systemie jeszcze się znajduje. A należy pamiętać, że nawet niewielka autokonsumpcja u prosumentów (szacowana na 20–30 proc.) zmniejsza ilość energii oddawanej do sieci, podczas gdy farmy zawodowe wyłącznie przekazują całą wyprodukowaną energię.
Niewątpliwie model opustów musi być zmieniony. Prawdopodobnie też należałoby zmniejszyć tempo rozwoju mikroinstalacji napędzone sukcesem programu „Mój prąd”. Zresztą także zmiana tego programu jest konieczna – przede wszystkim w kierunku wspierania autokonsumpcji. Nowy system musi zatem zachęcać do zwiększania autokonsumpcji i magazynowania energii, gwarantować wnoszenie pełnej opłaty za usługi dystrybucji energii, powinien być bankowalny, czyli termin zwrotu z inwestycji powinien być możliwy do oszacowania. Musi być opłacalny dla prosumenta, ale i dla niego prosty i zrozumiały.
Niestety wygląda na to, że wraz ze zmianami personalnymi nie tylko w samym MRPiT, ale też i w rządzie oraz koalicji, na kolejnym etapie prac rządowych zabrakło adwokata zielonego konserwatyzmu i przedsiębiorczości. Proponowany przez jeszcze MRPiT nowy model rozliczeń oraz reforma systemu opustowego, mimo pierwotnej akceptacji przez MKiŚ, nie został docelowo uwzględniony w proponowanych przepisach, a projekt ustawy bardzo podobny do tego opracowanego w MRPiT, a złożony jako poselski projekt ustawy przez Jadwigę Emilewicz, został przez rząd zignorowany. Kompromis osiągnięty przed wakacjami okazał się być fikcją i dziś rząd powrócił do swoich wcześniejszych, źle odebranych społecznie, zapowiedzi.
A rynek energii czeka kolejna – bardzo duża – zmiana. To efekt wdrożenia tzw. Pakietu Zimowego, a zwłaszcza dyrektywy o rynku energii i dyrektywy RED II (o odnawialnych źródłach energii). Zmieniają się role na rynku, znoszone są niektóre bariery. Coraz większą rolę mają odgrywać społeczności energetyczne, pojawia się rozszerzenie roli agregatorów, pojawia się rola aktywnego konsumenta energii, taryfy dynamiczne. Energetyka odnawialna wchodzi w nową fazę – ma stać się bardziej rynkowa, sama budowa źródeł już nie wystarczy. Słowa kluczowe tej zmiany to rynek, autokonsumpcja energii, bilansowanie produkcji energii. Celem jest m.in. umożliwienie przyjęcia większej ilości energii elektrycznej przez krajowe systemy energetyczne i zwiększenie współpracy międzynarodowej. Zmiany te dotyczyć będą także prosumentów.
Na tym tle wyraźnie widać, że wraz z rekonstrukcją rządu szybko powrócono do pierwotnych założeń, mocno uderzających w rynek fotowoltaiki, na którym przez ostatnie lata wiele firm prężnie działało i planowało dalszy rozwój. I to w dynamicznym tempie i po cichu. A jednocześnie wciąż czekamy na regulacje prawne dotyczące prosumenta zbiorowego czy wirtualnego oraz rozwoju społeczności energetycznych funkcjonujących w oparciu o OZE. Nie sposób nie reagować na takie działania w obszarze rynku energii, zwłaszcza, gdy w tle mamy awanturę z Czechami o Turów. Musimy wreszcie zacząć myśleć o przyszłości naszej energetyki kompleksowo, a nie tylko wyrywkowo i reaktywnie.