Robienie z Wisły szlaku handlowego będzie nieopłacalne i nie znajdą się na to klienci. Dużo większe dochody przynosi turystyka

Z Jackiem Marczewskim rozmawia Magdalena Rigamonti
W „Krzyżakach” nie ma nic o łódkach wiślanych.
Najwyraźniej Sienkiewicz nie doczytał.
Gdzie miał czytać?
U Jana Długosza. W „Rocznikach…” opisuje, jak król Jagiełło wykorzystywał łodzie wiślane do walki z Krzyżakami. Takie same, jak moja – łyżwy.
Grunwald to pole, żadnej rzeki nie ma w najbliższej okolicy.
Ale wojska królewskie przeszły kawał Polski. Jagiełło miał plan, wprowadził w niego jakiegoś swojego zausznika, który miał włości pod Kozienicami nad Wisłą. Tam zimą 1410 r. zostały zbudowane łodzie łyżwy.
Ile?
Nie wiadomo konkretnie. Na pewno kilka. Na pewno też zostały wiosną 1410 r. spławione Wisłą do Czerwińska. Były mniej więcej takiej długości jak moja, 12–13 m, i szerokie na 3 m. I nie, nie służyły do walki. Były podstawą do zbudowania mostu łyżwowego na Wiśle. Łyżwa jest ostro zakończona z przodu i z tyłu, przez co dobrze stoi w nurcie rzeki. Stawia się te łodzie właśnie w nurcie, jedna obok drugiej, rzuca kotwice, przykrywa dechami, balami i robi się most. Montaż błyskawiczny, nie trzeba nawet dnia, żeby go zrobić. I już całe wojsko może przejść na drugi brzeg rzeki. Wojska Jagiełły przeszły przez Wisłę właśnie takim mostem i zaskoczyły Krzyżaków.
I pan postanowił być takim współczesnym rycerzem wiślanym.
Pani się śmieje, że ja postanowiłem być flisakiem. Materiałów archiwalnych o Wiśle, o łodziach, które po tej rzece pływały, jest wbrew pozorom niezbyt dużo. Dopiero hrabia von Losenau, Austriak, w czasie rozbiorów opisał tutejsze łodzie. Niezbyt precyzyjnie, ale jednak. W jego opisach łyżwa była już łodzią transportową, w dodatku dwa razy większą niż te z czasów Jagiełły. Mieściło się na niej 70–80 ton zboża. I takie rzeczne ciężarówy płynęły do Gdańska.