Do 50 mln zł bezzwrotnej pomocy otrzymają instalacje termicznego przekształcania odpadów. To nowe koło ratunkowe dla branży, której kondycja finansowa będzie wkrótce wystawiona na ciężką próbę.
Spalarnie odpadów, podobnie jak inne instalacje komunalne, są dziś w przededniu legislacyjnej burzy. Na horyzoncie rysują się już propozycje gruntownych reform opracowanych przez Ministerstwo Klimatu, które – jak obawiają się eksperci – mogą przekreślić szansę na powstanie wielu nowych inwestycji i uderzyć w opłacalność już istniejących instalacji. A w dalszej, choć wcale nieodległej, perspektywie stycznia 2021 r. na kondycję całej branży odpadowej, w tym właśnie na spalarnie, mocno wpłynie nowy unijny podatek od plastiku, który zatwierdziła już Rada UE.
W takich warunkach Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej postanowił rzucić koło ratunkowe branży, którą w nadchodzących miesiącach czekać może poważny wstrząs. Spalarnie załapią się na dodatkowe finansowanie z kasy funduszu: zarówno te dopiero planowane, jak i już działające, jeżeli zgłoszą chęć rozbudowy i zwiększenia swoich mocy przerobowych. Nabór na nowych, dopiero co zmienionych zasadach, w ramach programu „Racjonalna gospodarka odpadami”, ruszy 24 sierpnia. Inwestorzy mogą liczyć na wysokie dotacje – do 50 proc. kosztów kwalifikowanych, choć kwota bezzwrotnego wsparcia nie może przekroczyć 50 mln zł.

Nowe rozdanie funduszy

Takie wsparcie to odważny ruch, zważywszy jak wiele kontrowersji wzbudza każda planowana inwestycja, która jest głośno oprotestowywana i krytykowana przez stronę społeczną jako wyrzucanie pieniędzy w błoto. Podkreśla się, że UE odchodzi od spalania odpadów, a polityka klimatyczna związana z redukcją emisji CO2 dodatkowo sprawi, że instalacje termicznego przekształcania będą obarczane coraz większymi obciążeniami finansowymi.
Mimo tych fiskalnie niekorzystnych trendów rządzący wielokrotnie podkreślali w ostatnim czasie, że spalarnie są w Polsce potrzebne. – Dziś spalamy ponad 1,1 mln ton odpadów, co stanowi ok. 10 proc. całego strumienia. Przepisy pozwalają nam jednak zagospodarować 30 proc., co jest lepszym rozwiązaniem niż kierowanie odpadów na składowiska, co będziemy musieli znacząco ograniczyć w 2030 r. – mówi Dominik Bąk, prezes Narodowego Funduszu.
Również Jacek Ozdoba, wiceminister klimatu odpowiedzialny za gospodarkę odpadami, przekonuje, że paliwo z odpadów, z którego nadmiarem dziś zmagają się samorządy, powinno częściej trafiać do lokalnych ciepłowni, gdzie z ich spalenia powstawałoby ciepło i prąd. – To kierunek, który chcemy rozwijać – zapowiadał w rozmowie z DGP.
Uruchomiony program wsparcia wpisuje się w ten trend. Ustalone przez NFOŚiGW kryteria będą bowiem premiować mniejsze instalacje oraz już istniejące zakłady, które po przejściu odpowiedniej modernizacji kotłów mogłyby przestawić się na współspalanie odpadów, obok węgla. Mowa właśnie o lokalnych ciepłowniach, które nie mają tak dużych mocy przerobowych jak największe spalarnie przetwarzające od 100 do ponad 200 tys. ton odpadów rocznie.
Zgodnie z uaktualnionymi warunkami wsparcia minimalna wielkość instalacji musi wynieść 15 tys. ton. Co ważne, na pomoc załapią się tylko jednostki działające w kogeneracji, czyli takie, które oprócz wytwarzania ciepła ze spalania śmieci generują też prąd. Ponadto jeżeli w instalacjach przetwarzane byłyby – poza docelowym paliwem alternatywnym lub osadami ściekowymi – inne odpady, intensywność dofinansowania zostanie zmniejszona proporcjonalnie do udziału pozostałych frakcji w łącznej masie.

Niepewna przyszłość

Wsparcie może się okazać niezbędne, biorąc pod uwagę, jak zmiany – i to zarówno na szczeblu unijnym, jak i krajowym – wpłyną na sytuację branży. Niepokój wzbudza zwłaszcza nowy podatek od nieprzetworzonego plastiku, który może wywindować konkurencyjne dziś koszty spalania odpadów. Przy obowiązkowej dopłacie do każdej tony tworzyw sztucznych (szacunkowo od 3 do 3,5 tys. zł), która trafi do spalarni, ich opłacalność może drastycznie spaść.
Przewrotnie może się okazać, że na kondycji branży najmocniej odcisną się jednak zmiany w krajowym prawodawstwie. Chodzi o planowane zniesienie zakazu składowania odpadów kalorycznych, który ma być jednym z fundamentów najnowszej reformy śmieciowej. Tymczasowe uchylenie zakazu otworzy drugą, tańszą drogę zagospodarowania odpadów: zamiast do spalarni będą one mogły trafiać na składowiska.
– Naturalną tendencją będzie wysyłanie tam wszystkiego, co się da, włącznie z tą częścią odpadów, która dziś trafia do spalarni lub jako paliwo alternatywne do cementowni. Szacujemy, że w branży cementowej możemy spodziewać się spadku ilości paliw alternatywnych o 30 proc. w stosunku do tego, co ze strumienia odpadów komunalnych trafiło do nas w 2019 r., a to jest ok. 0,5 mln ton. Taka ilość dodatkowo trafi na składowiska zamiast do odzysku energetycznego. A to tylko jeden z odbiorców – mówi dr inż. Bożena Środa ze Stowarzyszenia Producentów Cementu.
Zaznacza przy tym, że taka nieprzewidywalność prawa i zmiana reguł w trakcie gry nie będzie zachętą dla potencjalnych dalszych inwestycji, a co gorsza, spowoduje też załamanie się dotychczasowych procesów inwestycyjnych, które z dnia na dzień staną się dużo mniej rentowne.
Rządzący liczą jednak, że instalacje mimo wszystko powstaną, a zmiana zasad pozwoli zweryfikować opłacalność wielu inwestycji. Tym sposobem na ponad 100 wniosków o budowę spalarni zgłoszonych do resortu klimatu zostaną tylko te projekty, które są najbardziej uzasadnione finansowo i najbardziej zaawansowane. Miałoby to zagwarantować, że instalacje powstaną możliwie jak najszybciej, przez to zakaz składowania będzie jedynie doraźną ulgą dla samorządów, a nie protezą dla kulejącego systemu na długie lata, czego wielu się obawia.
9 tyle spalarni o łącznej mocy 1,1 mln ton funkcjonuje w Polsce
ok. 500 tyle spalarni funkcjonuje w całej UE
ponad 100 tyle wniosków o budowę spalarni zgłosili: samorządy i inwestorzy
ok. 12,5 mln ton tyle odpadów komunalnych produkujemy każdego roku