Jeszcze więcej tego, co proponowaliśmy do tej pory – to, jak się wydaje, filozofia, która stoi za podejściem rządzących do problemu suszy. – Przygotowywaliśmy się do tej sytuacji – zapewnił w rozmowie z DGP minister gospodarki morskiej i żeglugi śródlądowej Marek Gróbarczyk, prezentując założenia rządowej specustawy antysuszowej.
Ma ona przyspieszyć procesy związane m.in. z wydawaniem pozwoleń na inwestycje w retencję, wzmacniając zarazem wpływ władz centralnych na ich kształt, m.in. poprzez obowiązek uzgadniania inwestycji przez samorządy.
Zmiany idące w tym kierunku można byłoby uznać za krzepiące, gdyby rząd reprezentował w tej dziedzinie myślenie długofalowe i bliskie konsensusowi naukowemu. Czy tak jest w istocie? Jak wynika ze słów szefa kluczowego – z punktu widzenia sytuacji hydrologicznej kraju – resortu do inwestycji antysuszowych zalicza on stopniowanie i podpiętrzanie rzek, choć specjaliści od lat podkreślają, że priorytetem Polski powinna być renaturyzacja rzek i terenów podmokłych, bo to ona skutecznie zwiększa absorpcję wody przez grunty, podczas gdy betonowanie koryt ją jeszcze bardziej ogranicza.
O tym, że renaturyzacja jest niezbędnym składnikiem skutecznej profilaktyki antysuszowej, a sama budowa zbiorników retencyjnych nie wystarczy do odbudowania zasobów wód gruntowych, mówił DGP jeszcze w styczniu hydrolog, dr Janusz Żelaziński. W wypowiedziach Gróbarczyka nie zabrakło też sugestii, że długofalowe działania na rzecz złagodzenia zmian klimatu to „łudzenie społeczeństwa”, a ograniczanie emisji – jeśli w ogóle poprawi sytuację, to dopiero za kilkaset lat.
Zrzeszająca organizacje ekologiczne i ekspertów Koalicja Ratujmy Rzeki ocenia, że rządowe propozycje to „przepis na katastrofę”. „Doświadczenia z poprzednich specustaw podpowiadają, że przyspieszenie i uproszczenie procesu decyzyjnego oznacza ograniczenie uprawnień obywateli w postępowaniach administracyjnych dotyczących środowiska i brak kontroli społecznej działań organów państwa” – alarmuje koalicja. „Tylko kilka z 94 inwestycji centralnych na liście rządowych Założeń do Programu Rozwoju Retencji może pomóc rolnikom. Reszta to hydrotechniczne trupy wyjmowane z szaf przy każdej okazji. Natomiast zapowiadane przez ministra Gróbarczyka roboty utrzymaniowe i udrażnianie rzek to prosta droga do przyspieszenia odpływu i pozbawienie nas resztek wody” – czytamy w stanowisku organizacji.
Minister Gróbarczyk nie pozostaje dłużny środowiskom obrońców przyrody. Oskarża on „ekologów czy raczej pseudoekologów”. Według niego sprzeciw wobec regulacji rzek to już nie tylko hamowanie rozwoju, ale też pośrednia przyczyna… niedawnego pożaru w Biebrzańskim Parku Narodowym i możliwych latem problemów z produkcją energii elektrycznej. Minister w ogóle chętnie przerzuca odpowiedzialność. Nie tylko na ekologów (nie przeszkadza mu to chwalić się współpracą rządu z WWF przy renaturyzacji), lecz także na obywateli, którzy, przyjmując „ekologiczne podejście do życia”, oszczędnie korzystając z wody i budując małe zbiorniki retencyjne – mieliby stanąć na pierwszej linii walki z suszą. Spójna z tak zrekonstruowaną wizją wydaje się skala działań zaplanowanych w ramach specustawy. Według zapowiedzi rządu na inwestycje w retencję ma zostać przeznaczonych dodatkowe 154,7 mln zł. Dla porównania przypomnijmy, że pomoc państwa, o jaką zawnioskowali rolnicy w związku z zeszłoroczną suszą – wyraźnie mniej drastyczną od spodziewanej w tym roku – przekroczyła 2,3 mld zł. Przy całym zrozumieniu dla trudnej sytuacji budżetu państwa można mieć wątpliwości, czy planowane wydatki są adekwatne do znaczenia problemu.
Marek Gróbarczyk chwali się, że o trudnej sytuacji hydrologicznej rząd mówił już na początku roku. To przesadna skromność! Rząd, a raczej kolejne rządy wiedzą o negatywnych rokowaniach dla Polski w kwestii poziomu wód gruntowych oraz pustynnienia od lat. O niepokojących prognozach m.in. dla województwa łódzkiego czy Kujaw pisano choćby w przyjętej w zeszłym roku „Polityce ekologicznej państwa 2030”. Rolnicy zmagają się z suszą kolejny rok z rzędu (a rząd – z wypłaceniem im pomocy za zeszły rok). Jest to zatem moment raczej na rozliczenie się z już podjętych działań, a nie na pokaz samozadowolenia.