Rosnące ceny na rynku odpadów sprawiają, że samorządy coraz częściej stają pod ścianą. Muszą wybierać, czy wbrew prawu ulżyć mieszkańcom i dotować niewydolny system, czy obciążać ich wysokimi stawkami. Jeśli decydują się na pierwsze rozwiązanie, narażają się na kontrole regionalnej izby obrachunkowej, jeśli na drugie – na gniew lokalnych społeczności. Jakie jest wyjście z tej sytuacji? Gminy obniżają swoje wymagania względem firm do minimum. W efekcie mieszkańcy płacą mniej, ale odpady trzymają dwa razy dłużej.
Niecałe 34 zł miesięcznie za odbiór posegregowanych śmieci – tyle maksymalnie będzie można naliczyć na głowę mieszkańca w tym roku. Ta najnowsza, górna kwota (dokładnie 33,86 zł) wynika z algorytmu określonego w ustawie o utrzymaniu czystości i porządku w gminach (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 1454 ze zm.), który odwołuje się do przeciętnego miesięcznego dochodu rozporządzalnego wyliczonego ostatnio przez GUS.
Przepisy ustawy mówią wyraźnie, że opłata za śmieci nie może przekroczyć jego 2 proc. Mimo to wiele firm, które zgłaszają oferty w przetargach, żąda stawek przekraczających ustawowe limity o kilka złotych.
Pozostało
86%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama