Arthur Schopenhauer, wielki XIX-wieczny filozof niemiecki, pewnego dnia wykładał swoim uczniom o zasadach, jakimi powinien się kierować godziwy człowiek. Jak głosi anegdota, uczniowie ze wzburzeniem wypomnieli mistrzowi, że sam głoszone zasady łamie, korzystając np. z usług prostytutek i często zaglądając do kieliszka. – A czy drogowskaz musi wejść do miasta? – odciął się Schopenhauer, udowadniając, że posiadł w życiu nie tylko mądrość, ale i poczucie humoru.
Przewrotna logika Schopenhauera pasuje do współczesnych działań Luisy Neubauer. Urodzona w Hamburgu 23-latka stoi w Niemczech na czele ruchu Fridays for Future. Zamysł jego jest prosty. Młodzież co piątek opuszcza zajęcia szkolne i organizuje demonstracje, podczas których nawołuje polityków do większego zaangażowania w walkę ze zmianami klimatycznymi. Obecnie tysiące młodych ludzi w wielu krajach Europy robi sobie w piątek labę i udaje się na protesty. Zaangażowania gratulowała młodym kanclerz Merkel.
Akcję zainicjowała szwedzka nastolatka Greta Thunberg. Gromiąc zaniechania dorosłych m.in. na Forum w Davos, przyciągnęła uwagę światowych mediów i zainspirowała do działania przedstawicieli najmłodszego pokolenia na całym świecie. Sama Thunberg przy okazji swojej działalności dba, aby jak najmniej szkodzić planecie. Wybrała mającą najmniejszy wpływ na środowisko dietę wegańską, a w podróż ze Sztokholmu do Davos udała się pociągiem, choć eskapada tam i z powrotem trwała, bagatela, 65 godzin.
Neubauer, niemiecka odpowiedniczka Thunberg, jest równie sprawna w mobilizowaniu rówieśników i połajankach pod adresem dorosłych trujących planetę. Natomiast w przeciwieństwie do Szwedki sama nie świeci na co dzień przykładem. Po przejrzeniu jej profilu na Instagramie niemieccy dziennikarze stworzyli listę jej licznych podróży samolotem po całym świecie. Już pojedynczy lot międzykontynentalny młodej Niemki wytworzył ślad CO2 większy niż roczne użytkowanie samochodu.
Jeśli można jeszcze wybaczyć niekonsekwencję młodej osobie, która dopiero zaczyna swoją działalność publiczną, to już trudniej przymknąć oko na podobne przewiny dojrzałych polityków. Niemieccy Zieloni od lat walczą o zmniejszenie ilości plastikowych opakowań w naszym życiu. ”Plastik to plaga XXI wieku„ – głoszą wielkimi literami na swojej stronie. Ugrupowanie ogłosiło w temacie plan działania, który zakłada m.in. dodatkowe opodatkowanie, a w dłuższej perspektywie wyeliminowanie plastikowych torebek, jednorazowych kubków i opakowań.
Problem plastiku Zieloni akcentowali także przy okazji wyborów lokalnych w Bawarii w ubiegłym roku. Partia osiągnęła w nich świetne drugie miejsce. Zrozumiałe, że bawarska liderka Zielonych Katharina Schulze po trudach wyborczej kampanii zapragnęła odpoczynku. W osłupienie wprawiło natomiast jej wakacyjne zdjęcie wrzucone na Instagrama, na którym prezentuje sporą porcję lodów w oficjalnie zwalczanym przez partię jednorazowym kubku i z dużą plastikową łyżką wetkniętą w zmrożony przysmak. Dodatkowo ten nieekologiczny zestaw Schulze kupiła w Kalifornii. W celu spędzenia krótkiego urlopu musiała zatem przelecieć samolotem niemal pół globu.
Po wpadce bawarskiej polityk do partii Zielonych, na którą obecnie chce oddać głos co czwarty obywatel Niemiec, powróciła metka partii ”besserwisserów„, którzy moralnie usprawiedliwiają potrzebę wprowadzania zakazów, do których sami niechętnie się stosują. ”Zieloni wychwalają wodę, a sami piją wino„ – podsumował dziennik ”Frankfurter Allgemeine Zeitung„.
Jak wynika z badań, wyborcy Zielonych latają znacznie częściej niż wyborcy chadecji czy socjaldemokracji. Wyniki wskazują, że miejski, kreatywny i otwarty na świat elektorat, który najczęściej oddaje głos na Zielonych, produkuje o wiele większy ślad CO2 niż np. doły społeczne, które często są wytykane palcem jako grupa mająca ekologię w głębokim poważaniu. Tych drugich na latanie po prostu nie stać.
Niemcy cierpią na schizofrenię w podejściu do ochrony środowiska. Bycie liderem w wytwarzaniu energii z odnawialnych źródeł nie zmienia faktu, że kraj ten wciąż produkuje najwięcej CO2 w całej UE. Liczne certyfikaty, które podkreślają ekologiczność sprzedawanych produktów, nie wpływają na sytuację, w której Niemcy produkują najwięcej odpadków z plastiku w Europie. Problem tylko usuwa się sprzed oczu konsumenta.
Dziennikarze dotarli do nielegalnych wysypisk śmieci w Malezji, na których składuje się ogromne ilości odpadów m.in. z supermarketów Aldi i Edeka. Jak ustalono, tylko od stycznia do października ubiegłego roku trafiło tam z Niemiec 114 tys. ton śmieci. Wypełniłyby ciąg ciężarówek ustawionych obok siebie na długości 50 km – obrazowo przedstawiają problem reporterzy. A takich miejsc jest więcej. Śmieci bogatych lądują np. także w Rumunii. W taki sposób problem tylko się przenosi, a nie rozwiązuje.
Kondycja naszej planety wymaga natychmiastowych działań. Dlatego domaganie się przez młodzież, organizacje i polityków zmiany w codziennych, często szkodliwych przyzwyczajeniach jest godne pochwały. Jednak wymagając od innych, trzeba wymagać też od siebie. Nic nie wzbudza większej irytacji niż podszyte hipokryzją moralizatorstwo. Schopenhauer mógł ulgowo traktować swoje ascetyczne zasady. Łamiąc je i wychodząc na wódkę, szkodził tylko swojemu wizerunkowi i wątrobie. Głosząc potrzebę walki o środowisko, trzeba zrobić coś więcej.