- Przy obecnych cenach gazu czy prądu mieszkańcy nie są skłonni przechodzić na ekologiczne paliwa, bo ich na to nie stać. Konieczne są dopłaty i takie ustawienie kryteriów, by jak najwięcej osób mogło z nich skorzystać - mówi dr Jan Golba burmistrz Muszyny, prezes Stowarzyszenia Gmin Uzdrowiskowych RP.

Muszyna jest gminą uzdrowiskową. Czy nie obawiacie się państwo pozwów o zanieczyszczone powietrze?

Oczywiście, taki proces może się zdarzyć, ale bardzo trudno byłoby nam udowodnić, że nie dokładamy starań o poprawę jakości powietrza. Choć wiadomo, że górskie uzdrowiska mają z tym naprawdę poważny problem. Bo kwestia smogu, to także kwestia ukształtowania terenu i pogody. W dni bezwietrzne trudno jest dotrzymać odpowiednich norm. W ubiegłym roku u nas też, mimo podejmowanych działań przekroczenia miały miejsce.

To w jaki sposób możecie się państwo ewentualnie bronić?

Zakupiliśmy urządzenia pomiarowe i dzięki temu na bieżąco monitorujemy stan środowiska, na obiektach użyteczności publicznej zainstalowaliśmy kolektory słoneczne, gmina z własnych funduszy dopłaca do wymiany pieców na takie, które spełniają normy ekologiczne. Większa część miejscowości, w tym Muszyna, ogrzewa domy gazem. Prowadzimy działania edukacyjne. Nie wszystkie z tych działań są jednak jednakowo skuteczne.

Co więc należałoby zrobić, żeby rzeczywiście zapobiec smogowi, żeby ewentualne pozwy nie były zasadne?

Przede wszystkim skupić się na wprowadzeniu dopłat do ekologicznego paliwa, tak jak zrobiono to w Austrii czy w Niemczech. I to nie tylko dla osób określanych obecnie jako wykluczone energetycznie. Podejrzewam, że kryteria finansowe ustawione są zbyt nisko, by przy obecnych cenach gazu czy prądu mieszkańcy byli skłonni przechodzić na ekologiczne paliwa, by było ich na to stać. Paradoksalnie kilkadziesiąt lat temu było z tym lepiej. Kiedy w latach 90. byłem burmistrzem Krynicy, gazyfikowaliśmy ją. I wówczas mieszkańcy chętnie ogrzewali domy gazem, dziś wrócili do węgla. Ze względów ekonomicznych.

Jako Stowarzyszenie Gmin Uzdrowiskowych RP proponowaliśmy kilkakrotnie, by na początek przeprowadzić pilotażowy program takich dopłat w kilku uzdrowiskach i sprawdzić efekty, nie zostaliśmy jednak wysłuchani.

Bo może koszty okazałyby się nie do przyjęcia…

Ale przecież na walkę ze smogiem też mamy wydawać ogromne pieniądze! Jeśli tak, to trzeba się zastanowić, jak to zrobić rozsądnie. Bo kosztowne solary czy ogniwa fotowoltaiczne w naszych warunkach klimatycznych mają niewielki sens, jeżeli chodzi o walkę ze smogiem powodowanym przez ogrzewanie, występującym przede wszystkim zimą. Wtedy dni słonecznych jest jak na lekarstwo. Natomiast urządzenia te sprawdzają się najlepiej przez cztery miesiące, od późnej wiosny do wczesnej jesieni. Często np. solary instalowane są na szkołach, sami też takie mamy. Ale pytanie, kto z tej ciepłej wody w szkole ma korzystać latem, skoro są wtedy wakacje. To, jak przekonaliśmy się na własnym przykładzie, się nie sprawdza. Nie jestem też przekonany, czy wymiana pieców na te piątej generacji uchroni leżące w górskich kotlinach gminy uzdrowiskowe od smogu, zwłaszcza że nie możemy być pewni, jakie paliwo zostanie do nich użyte, czy na pewno takie, przy którym piece spełniają wymogi dla jakości spalin.

A przecież poza programem „Czyste Powietrze” dopłacamy też miliardy złotych rocznie do dotowania wydobycia złej jakości węgla. Gdyby z tego zrezygnować, byłyby pieniądze na dopłaty do ekologicznych paliw.

Czyli uzdrowiska powinny stawiać przede wszystkim na gaz?

Należałoby przynajmniej w uzdrowiskach doprowadzić gaz do większości budynków, także mieszkalnych. A tam, gdzie nie jest to możliwe, stosować ogrzewanie olejowe, elektryczne albo inne ekologiczne (np. pellet). Ale z doprowadzeniem gazu też mamy problemy. Bo PGNiG jest zainteresowane przyłączeniami tam, gdzie są skupiska dużych obiektów, np. hotelowych czy sanatoryjnych. Tam, gdzie są pojedyncze obiekty, a poza tym domy jednorodzinne, tak jak np. u nas w Żegiestowie, już takiego zainteresowania nie ma.

Zakopane, które przegrało proces o opłatę miejscową, obroniło się nie walką ze smogiem, a na drodze prawnej i nadal pobiera pieniądze od turystów. Czy uzdrowiska, zamiast realnie walczyć ze smogiem też nie wybiorą takiej drogi?

Przed 2005 r. to wojewodowie ustalali, które miejscowości mogą pobierać opłatę miejscową. Wówczas spełnienia norm dotyczących jakości powietrza nie brano pod uwagę. Później kompetencje te oddano gminom, a w przepisach pojawiły się wymogi, co do jakości powietrza. Zakopane skorzystało na tym, że ustawodawca nie określił, jak długo działają uprawnienia ustalone w poprzednim stanie prawnym. Mogą one więc obowiązywać nadal, chyba że sama gmina zmieni uchwałę. Ale w przypadku Zakopanego mówimy o opłacie miejscowej, potocznie, choć niesłusznie, zwanej klimatyczną. Muszyna, podobnie jak inne uzdrowiska, pobiera natomiast opłatę uzdrowiskową, która niewiele ma wspólnego z klimatem. Chcąc pobierać opłatę uzdrowiskową, trzeba najpierw uzyskać status uzdrowiska. A to nie jest łatwe. Jednym z wymogów jest bowiem posiadanie klimatu o właściwościach leczniczych, potwierdzonych na zasadach określonych w ustawie. A w przypadku właściwości leczniczych klimatu jednym z wymogów, oczywiście ważnym, jest spełnianie wymogów dotyczących jakości powietrza. Uzdrowiska dokładają wszelkich starań, by je spełnić, choć chwilowe przekroczenia się zdarzają. Potwierdzają to badania prowadzone w uzdrowiskach i wykonywane na zlecenie gmin. Ale wciąż nie potwierdzają tego oficjalne wyniki ustalane na podstawie modelu matematycznego w ramach monitoringu państwowego, przypisane do danej strefy, a nie zmierzone w konkretnej miejscowości. Te przepisy wciąż nie zostały zmienione i mogą doprowadzić do tego, że uzdrowiska utracą swój status, nawet przy stosowaniu dużych nakładów na poprawę jakości powietrza