– Bardzo łatwo jest wziąć sobie rodzinę na sztandar. „Rodzina jest piękna, rodzina jest święta”. Gorzej, jak okazuje się, że za tą fasadą czasem kryje się wyłącznie piękne hasło – mówi dr hab. Błażej Kmieciak, były przewodniczący państwowej komisji ds. przeciwdziałania pedofilii, od 2025 r. główny koordynator ds. ochrony zdrowia psychicznego w Biurze RPO.
Koniec 2024 r. nie był dla mnie łatwy. Zbyt dużo pogrzebów jak na jeden miesiąc. Pożegnałem m.in. moją mamę. Ale krok po kroku staram się wyjść z tego trudnego okresu. Winston Churchill powiedział kiedyś, że gdy idzie się przez piekło, nie można się zatrzymywać. Więc nie zatrzymuję się, idę dalej.
To była świadoma i przemyślana decyzja. Wie pan, zajmuję się na co dzień prawami człowieka i zdrowiem psychicznym. Wykładam na uczelni, rozmawiam ze studentami na trudne tematy. Zrozumiałem, że chyba muszę sam przed sobą przyznać, że pewien etap w życiu doszedł do końca.
To był bardzo intensywny i wymagający czas. Praca w PKDP przemeblowała moje codzienne funkcjonowanie. Czasem wracam do moich pierwszych wywiadów i wypowiedzi z 2020 r., gdy zostałem członkiem komisji. Byłem skory do łatwego wydawania diagnoz i ferowania wyroków. Dziś chyba częściej gryzłbym się w język.
Uświadomiłem sobie, że czasem warto poczekać z wypowiedzeniem swojej opinii. Ale też zrozumiałem, że nie można zajmować się wieloma rzeczami, być w kilku miejscach naraz, jeśli chce się robić coś odpowiedzialnie. Przez pewien czas udawało mi się łączyć bycie w komisji z pracą naukową, innymi obowiązkami zawodowymi i prywatnymi. Ale po reformie, kiedy komisja przybrała kształt quasi-sądu, trzeba być skupionym w pełni na postępowaniach, które są główną częścią prac jej członków.
Nie da się, ale myślę, że brak tej umiejętności świadczy o naszym człowieczeństwie. Czasem, kiedy wracałem późno do domu, wchodziłem do pokoju którejś z moich trzech córek, tylko żeby zobaczyć, jak śpi. Cieszyłem się po prostu, że nic jej nie jest, że może doświadczać ciepła rodzinnego i nie dzieje się jej krzywda. Ale o wiele częściej po pracy nawiedzały mnie zupełnie inne myśli. Najtrudniej było wyrzucić z głowy doświadczenia z pracy w samej komisji. Czasem wracają do mnie takie flashbacki... I najczęściej nie dotyczą one spraw karnych, bolesnych i ciężkich, którymi się zajmowaliśmy. Dużo głębiej w podświadomości zakopały się momenty kłótni, do których dochodziło pomiędzy członkami. Na pewnym etapie chciałem wręcz znaleźć czas, abyśmy usiedli do akt i zajęli się tym, za co podatnicy nam płacą. Ale nie było to w ogóle możliwe. Dzisiaj szczęśliwie jest inaczej.
Komisja była tworzona od zera. Proces jej formowania się trwał długo, a niektórzy chcieli od razu widzieć efekty. Tymczasem spory zabierały czas na pracę merytoryczną.
Wiele razy tak. Wynikało to z niedoskonałości ustawy, która nie stwierdza wprost, że przewodniczący jest przełożonym członków PKDP. Prowadziło to do takich sytuacji, w których część decyzji kierunkowych podejmowanych było bez mojej wiedzy. Dowiadywałem się na przykład, że moja zastępczyni wysyłała pisma bez mojej akceptacji. Pokątnie dochodziło do mnie, że pod moją nieobecność inna osoba z naszego grona upominała urzędników. Zresztą historie o złym traktowaniu naszych pracowników opisywały media.
Tuż przed moją rezygnacją z funkcji przewodniczącego (doszło do niej w kwietniu 2023 r. – red.) informowałem kierownictwo Sejmu o dużych nieprawidłowościach, których dopuszczała się jedna z tych pań. O szczegółach nie mogę mówić, bo nadal obowiązuje mnie tajemnica służbowa wynikająca z zapisów ustawy o PKDP. Niestety, nie spotkało się to z należytą reakcją.
Nie wiem. Nie miałem z nią kontaktu, odkąd złożyłem rezygnację. Widzieliśmy się tylko raz na konferencji w Sejmie. Wymieniliśmy krótko uprzejmości, na tym się skończyło.
Nie wiadomo, Ordo Iuris czy Lewica. (śmiech) Wie pan, że jedynymi politykami, którzy podziękowali mi, gdy odchodziłem z PKDP, byli parlamentarzyści z byłej już opozycji, którzy parę lat wcześniej płakali, kiedy wybierano mnie na przewodniczącego.
Nigdy nie mówiłem o swoich poglądach politycznych. I chyba zachowam w tej kwestii milczenie.
Tak, to prawda, zakładałem tam Centrum Bioetyki i kierowałem nim. Nie wykreślam tego z mojego CV.
Nie mam.
Swoich nie.
Musielibyśmy ich zapytać. Dzisiejszy sposób funkcjonowania instytutu jest mi po prostu bardzo daleki. Oczywiście są tam ludzie zdolni i inteligentni, to nie ulega żadnej wątpliwości. Bardzo doceniam działalność mec. Magdaleny Majkowskiej, adwokat o ogromnej wrażliwości, która wspiera rodziny, konkretne osoby, które doznały krzywd. Niemniej jednak trudno mi zaakceptować to, że Ordo Iuris zaangażowało się wyraźnie po jednej stronie sporu politycznego. Jest mi to obce. Kompletnie nie trafiają do mnie argumenty związane np. z edukacją zdrowotną. Lata w PKDP pokazały mi, że nie da się zaszufladkować całej rzeczywistości, oceniać zero-jedynkowo.
Wie pan, ja jestem słabowidzący, w ogóle mało widzę.
Więc poważnie – nie widzę zagrożenia. W publicznej dyskusji całkowicie zignorowano fakt, że edukacja zdrowotna zawiera 10 punktów programowych mówiących o kryzysie psychicznym, niepełnosprawności, spektrum autyzmu, żałobie. Skupiono się tylko na jednym punkcie – seksualności. Naprawdę nie wiem, kto i na jakiej podstawie zakłada, że w liceach i starszych klasach podstawówki będą uczyć ludzie, którzy chcą – cytując komunikat Konferencji Episkopatu Polski – „deprawować dzieci”. Po pierwsze, edukacji zdrowotnej mogą uczyć ci sami ludzie, którzy do tej pory uczyli wychowania do życia w rodzinie. Po drugie, cały czas mam w głowie pytanie, które jakiś czas temu zadała mi i mojej żonie nasza niespełna 15-letnia córka: „Czy wy naprawdę uważacie, że jedna rozmowa z nauczycielem o seksualności zablokuje mi pamięć o wielu godzinach rozmów z wami na ten temat?”.
Przekonuje mnie porównanie, którego użył prof. Marcin Matczak. Weźmy sobie małżeństwo płaskoziemców, które ma swoje przekonania co do kształtu Ziemi. Ich dziecko w pewnym momencie trafi na zajęcia z przyrody, później geografii. Pozna postaci Jana Heweliusza czy Mikołaja Kopernika, nauczy się podstaw fizyki i astronomii. To też będzie burzyło wartości wyznawane przez rodziców.
Ma pan rację. Nie można jednak odrywać całej tej dyskusji od realiów, w jakich funkcjonuje młodzież. Byłem ostatnio w kinie na filmie „Piep*zyć Mickiewicza 2”. Jest tam jedna kapitalna scena, która obrazuje, czym dziś stała się pornografia. W pewnym momencie postać grana przez Weronikę Książkiewicz mówi do głównego bohatera, nauczyciela granego przez Dawida Ogrodnika: „Powinieneś porozmawiać z całą klasą, jesteś ich wychowawcą. Powinniśmy ich uczyć odpowiedzialności, szacunku do kobiet. Oni w internecie widzieli już wszystko, ale tak naprawdę nie wiedzą nic. W środku to są małe dzieci”.
Tak właśnie jest. Badania psychospołeczne pokazują, że dzieci z treściami pornograficznymi spotykają się w wieku 11–13 lat. Nie można zamknąć oczu i zostawić ich z tym samych.
Przede wszystkim nie powinni być to anonimowi edukatorzy. Stałem na tym stanowisku lata temu i nadal tak uważam. Powinni być to nauczyciele, którzy pracują na co dzień w szkole i znają dzieci, znają ich wrażliwość.
A dlaczego nie? Znam wielu świetnych duchownych, którzy mają do tego świetne predyspozycje. Oczywiście muszą nie tylko mieć magisterium z teologii, lecz także być przygotowani z edukacji zdrowotnej, podstaw seksuologii, otwarci na perspektywy nauczania innego niż katolickie. Gotowi powiedzieć nie tylko, że masturbacja to, jak uważają, grzech, ale także element charakterystyczny dla pewnego etapu rozwojowego.
Nie chcę uczyć dzieci masturbacji ani naruszać niczyjej wrażliwości, ale jako pedagog specjalny opieram się na wiedzy z zakresu psychologii rozwojowej. Chcę, żeby w szkołach były osoby, do których uczeń może przyjść i w zaufaniu powiedzieć: „Chyba mam problem, nie umiem kontrolować pewnych swoich zachowań, trochę mnie to przeraża”, a ta osoba będzie wiedziała, co w tej sprawie zrobić. Tak samo jak z informacją, że np. jakieś dziecko poniżej 15. roku życia mogło zostać wykorzystane. Chodzi po prostu o to, aby umieć się zaopiekować tymi osobami. I absolutnie nie chcę pomijać rodziców. Tak, najlepiej będzie, jeśli dziecko w pierwszej kolejności przyjdzie do mamy czy taty, ale często tak się po prostu nie dzieje.
Bardzo łatwo jest wziąć sobie rodzinę na sztandar. „Rodzina jest piękna, rodzina jest święta”. Gorzej, jak okazuje się, że za tą fasadą czasem kryje się wyłącznie piękne hasło. Z pracy w komisji do dziś pamiętam historię rodziny, która z zewnątrz zapewne wyglądała przepięknie. Wspaniały dziadek, wspaniała babcia. I nagle okazuje się, że ten świetny dziadek wykorzystywał momenty, kiedy babcia zasypiała, i szedł do swojej wnuczki, i wyrządzał jej potworną krzywdę. Inny przykład – rozwody. W kochającej się rodzinie dochodzi do rozstania mamy i taty. Uruchamiają się najgorsze instynkty, koszmarne zachowania sądowe, w których dziecko traktowane jest jak przedmiot, o który toczy się zażarta walka. Więc tak – rodzina jest podstawową jednostką chroniącą dzieci przed krzywdą, ale tylko wtedy, kiedy jest zaangażowana, wspierająca, otwarta na słuchanie najmłodszych, bez względu na to, co mówią.
Nie potrzebujemy ośrodków, które będą bronić świętej koncepcji rodziny. Potrzebujemy kampanii społecznych, które głośno powiedzą: „Drodzy rodzice, bez względu na wasze kłótnie i spory jesteście niesamowicie ważnymi bohaterami opowieści waszych dzieci. Nie wolno wam zdezerterować w relacji z dzieckiem”.
W najgorszej sytuacji po prostu mocno się zarumienię (śmiech). Ale wie pan co? Jeśli przychodzi do mnie jedna z moich trzech córek i mówi: „Tato, bo ja chcę porozmawiać”, to dla mnie to jest jak wygrana w totka.
Ostatnio usłyszałem pytanie: „A co byś zrobił, jakbym przeszła na islam?”. Nie wiem, co bym zrobił, gadaliśmy długo, ale jeśli mogę ze swoim dzieckiem porozmawiać na wszystkie tematy – od islamu po seks – to znaczy, że jestem obecny w jego życiu. Kiedy pojawi się zagrożenie, to jest większe prawdopodobieństwo, że je zauważę i będę wiedział, jak zareagować.
Wie pan, jacy rodzice zgłaszają na policję i do prokuratury sprawy dotyczące przestępstwa pedofilii? Tacy, którzy znają swoje dzieci. Pierwszy raport PKDP pokazał jednak, że większość spraw zgłosiły same dzieci, gdy osiągnęły pełnoletność. I to nie jest dobry wniosek dla nas jako rodziców.
To nie jest kwestia pecha. Na całą tę sytuację złożyło się wiele czynników. Po pierwsze mieliśmy do czynienia z ogromnymi emocjami społecznymi po ważnych filmach braci Sekielskich. Presja – w połączeniu z wielkimi oczekiwaniami szybkich rozliczeń i ciągle niedokończonym procesem emocjonalnego rozdziału Kościoła od państwa – doprowadziła do dużych napięć i wewnątrz, i na zewnątrz komisji. Słyszeliśmy wiele zarzutów – że atakujemy Kościół, że jesteśmy zbyt łagodni wobec Kościoła. Sporo tego było. Inna sprawa, że w Polsce nie mamy systemu tworzenia całkiem nowych instytucji. Wiem, brzmi to strasznie nudno, ale polskie prawo administracyjne i konstytucyjne naprawdę nie przewiduje metodycznej instrukcji, jak tworzyć nowe organy państwowe.
Ona przede wszystkim była pisana na szybko. Były ciekawe pomysły, np. słynny rejestr sprawców…
Nie działał, bo nie mógł działać. Mogę powiedzieć wprost: gdybyśmy dokonywali wpisów w pierwszych latach, kiedy ja byłem przewodniczącym, te sprawy później by w sądach upadły. Ustawa nie gwarantowała równości stron. Było dużo luk proceduralnych. Dochodziło do takich absurdów, że np. sprawca mógł się odwołać od decyzji o wpisie, a osoba poszkodowana już nie. Dopiero nowelizacja ustawy w 2023 r. doprecyzowała wiele z tych kwestii.
Rozumiem ten apel. Gdyby formalna rola przewodniczącego została wzmocniona, wielu początkowych problemów dałoby się uniknąć.
Komisji udało się wyjść na prostą. Uważam, że jest to miejsce, w którym wiele osób może uzyskać konkretną pomoc. Pracujący w nim eksperci znają się na tym, co robią. Śmieję się zresztą, że jestem chyba jedynym byłym członkiem komisji, który ma z nią cały czas kontakt. Ale to wynika również z funkcji, którą obecnie piastuję – głównego koordynatora ds. ochrony zdrowia psychicznego w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
W porównaniu z ostatnimi latami? Oczywiście. Jesteśmy bardziej świadomi, że zdrowie psychiczne jest ważnym elementem naszego życia. Coraz częściej jako dorośli nie boimy się powiedzieć, że jest nam trudno, że doświadczamy kryzysu. Poza tym ochrona zdrowia psychicznego dzieci i młodzieży stała się czymś, co łączy nas ponad podziałami.
Podobnie na sprawę patrzy dr Aleksandra Lewandowska, konsultant krajowa w dziedzinie psychiatrii dzieci i młodzieży. W ciągu kilku lat pojawiło się kilkuset nowych psychoterapeutów dla najmłodszych. To są świetnie wykształceni eksperci – szkoleni w trybie zbliżonym do specjalizacji lekarskiej. Powstają nowe poradnie psychoterapeutyczne na pierwszym poziomie referencyjności, czyli te najszerzej dostępne. Najcięższe mamy już za sobą. Dziś największym wyzwaniem jest po prostu zapewnienie stałego finansowania dla psychiatrii.
RPO przedstawił w tej kwestii swoje uwagi, wskazując m.in., że to krok w dobrą stronę, ale nie rozwiązuje całego problemu. Potrzebne jest także systemowe uregulowanie zawodu psychoterapeuty i całej szarej strefy. Dziś bardzo łatwo jest zostać np. „specjalistą pomocy emocjonalnej”, „terapeutą”, „analitykiem behawioralnym”. Wystarczy kupić sobie tabliczkę, pieczątkę i już. Tymczasem nawet ukończenie jakichś studiów podyplomowych nie załatwia sprawy. Czym innym jest interwencja kryzysowa, czym innym pomoc psychologiczna, a czym innym psychoterapia. Ludzie to mieszają. Być może potrzebne jest rozwiązanie, które uregulowałoby wszystkie te profesje, stworzyłoby odpowiednie wymagania dla każdej z tych dziedzin. Musimy opierać się na wiedzy naukowej, na dowodach, nie na szarlatanerii.
Jeśli przychodzi do mnie jedna z moich trzech córek i mówi: „Tato, bo ja chcę porozmawiać”, to dla mnie to jest jak wygrana w totka
Pojawiają się projekty ustaw dotyczące zawodu psychoterapeuty. Jest w tym aspekcie silna dyskusja w środowisku. Ja zwrócę w tym kontekście uwagę na jedną kwestię. Ostatnia nowelizacja ustawy o ochronie zdrowia psychicznego wyraźnie lokuje psychoterapię w obszarze działań leczniczych. Skoro na to słusznie się umówiliśmy, to musimy wprowadzić mechanizm weryfikowania rzetelności takich czy innych oddziaływań kierowanych w stronę ludzkiej psychiki. Niestety, posiadanie dyplomu dzisiaj nie jest tożsame z byciem profesjonalistą. ©Ⓟ
Gdzie szukać pomocy
- 116 111 – całodobowy telefon zaufania Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę dla dzieci i młodzieży
- 116 123 – całodobowy telefon zaufania Instytutu Psychologii Zdrowia PTP dla osób dorosłych
- 800 70 22 22 – całodobowy telefon Fundacji Itaka dla osób dorosłych w kryzysie psychicznym
- 22 699 60 52 – telefon dla zgłaszających w Państwowej Komisji ds. przeciwdziałania pedofilii
- zwjr.pl – platforma pomocowo-edukacyjna poświęcona zapobieganiu samobójstwom