„Laptop dla nauczyciela" zawiera restrykcyjne wymagania sprzętowe a część pedagogów została pominięta. " Jeśli określone wymagania eliminują nowoczesne i cenione urządzenia, oznacza to, że kryteria powinny zostać ponownie przeanalizowane"
Kolejni nauczyciele mogą się ubiegać o wart 2,5 tys. zł brutto bon na zakup laptopa. Wnioski można składać do 26 lutego. W tej edycji program rozszerzono o nauczycieli klas I–III szkół podstawowych i szkół ponadpodstawowych.
Ceny laptopów pozostały stabilne
Czy uruchomienie programu „Laptop dla nauczyciela” wpłynęło na ceny urządzeń na rynku? – Sprzedawcy i producenci elastycznie reagują na wprowadzenie rządowego wsparcia, zmieniając strategie cenowe – zauważa Amadeusz Bathelt z Dealavo Global, monitorującego ceny na rynku e-commerce. Zdaniem firmy ceny laptopów w przedziale do 3 tys. zł w ostatnich miesiącach pozostawały stabilne lub nieznacznie spadły. W przypadku droższych urządzeń (nieco powyżej 3 tys. zł) zaobserwowano wyraźny trend obniżek, mający na celu dostosowanie się do wartości bonu.
Nauczyciele i tak dopłacają z własnych pieniędzy
Nauczyciele wskazują na ograniczenia programu, w tym kłopot ze znalezieniem sprzętu w cenie do 2,5 tys. zł. W efekcie zazwyczaj dopłacają do urządzeń z prywatnych pieniędzy. Co więcej, choć laptop zakupiony z dofinansowania pozostaje prywatną własnością nauczyciela, to nie może on go odsprzedać ani przekazać przez pięć lat. W przypadku awarii po upływie gwarancji koszty naprawy też ponosi nauczyciel. Jeśli sprzęt nie będzie się nadawał do naprawy, będzie musiał kupić nowy na własny koszt, ponieważ nie zakwalifikuje się już do kolejnej edycji programu.
Z programu wykluczono nauczycieli, którzy wcześniej otrzymali laptop lub dofinansowanie na jego zakup z innych programów publicznych. Przepisy nie określają jednak, jak daleko wstecz sięga weryfikacja tej kwestii. Dla nauczycieli kwestią problematyczną jest też brak swobody wyboru urządzeń. Powód? Ścisłe wymagania dotyczące jego specyfikacji. – Nie miałabym żadnych zastrzeżeń, gdyby ten sprzęt był nam po prostu przyznawany na takich zasadach, jak pracodawca przekazuje pracownikowi narzędzia do pracy. Ale jeśli mam do niego dokładać własne pieniądze? Naprawdę nie wiem, na czym polega to „dobrodziejstwo” ministerstwa – mówi polonistka z Warszawy.
Apple nie dla nauczyciela
Wymagania sprzętowe uniemożliwiają nauczycielom zakup urządzeń firmy Apple. – Wykluczenie sprzętu Apple'a budzi wątpliwości, zwłaszcza że ich wybór wynikał z jakości, a nie oszczędności. Jeśli określone wymagania eliminują nowoczesne i cenione urządzenia, oznacza to, że kryteria powinny zostać ponownie przeanalizowane – mówi Robert Górniak, wicedyrektor szkoły i założyciel serwisu „Dealerzy wiedzy”. Jak tłumaczy to resort edukacji? „Dopiero teraz uzyskaliśmy zgodę Komisji Europejskiej na zmianę rozporządzenia ws. podstawowych warunków niezbędnych do realizacji przez szkoły i nauczycieli zadań dydaktycznych, wychowawczych i opiekuńczych oraz programów nauczania. Staramy się, aby nauczyciele zakupili sprzęt, który chcą i potrzebują” – czytamy.
Wsparcie nie obejmie też nauczycieli wychowania przedszkolnego, liceów dla dorosłych i szkół branżowych II stopnia, pracowników oddziałów przedszkolnych w szkołach podstawowych ani osób zatrudnionych po 30 września 2023 r. Dofinansowania nie otrzymają również nauczyciele przebywający na urlopie bezpłatnym lub zdrowotnym, choć bon przysługuje tym na urlopie macierzyńskim i wychowawczym. „Kolejny raz nauczyciele wychowania przedszkolnego zostali pominięci w rozwiązaniach systemowych. Znów daje się nam do zrozumienia, że nasza praca jest mniej ważna dla edukacji i społeczeństwa” – argumentują autorzy rozpowszechnianej w sieci petycji do ministerstwa.
KPO pomoże?
Resort zaznacza, że „dzięki rewizji Krajowego planu odbudowy udało się poszerzyć grupę nauczycieli, którzy objęci zostali wsparciem”, ale „na jego rozszerzenie na nauczycieli wychowania przedszkolnego nie zgodziła się KE”. I podkreśla, że warunki programu zostały określone podczas tworzenia KPO w 2022 r. Górski podkreśla, że problemem jest niejasność zasad i skomplikowany proces składania wniosku. – Nauczyciel składa go przez dyrektora do organu prowadzącego, ale ostateczna weryfikacja i tak odbywa się w systemie teleinformatycznym. Gdyby istniała jasna, kompletna baza uprawnionych, dyrektorzy mogliby od razu poinformować nauczycieli o ich statusie. Obecnie cały proces jest niepotrzebnie zagmatwany i pełen niepewności – kwituje. ©℗