MEN zapewnia, że prace nad podręcznikami do edukacji zdrowotnej i obywatelskiej trwają. Eksperci podkreślają jednak, że bez zatwierdzonych podstaw programowych proces w ogóle nie powinien się rozpocząć
Od września w szkołach pojawią się dwa nowe przedmioty: edukacja zdrowotna i edukacja obywatelska. Rozporządzenie określające ich podstawy programowe wciąż jednak nie zostało podpisane. To oznacza, że nie obowiązuje.
Mimo to MEN zapewnia, że prace nad materiałami dydaktycznymi dla uczniów już trwają – mówiła o tym m.in. Katarzyna Lubnauer. Podczas sejmowej komisji edukacji i nauki wiceminister wskazywała, że wydawcy mieli dostęp do projektu podstawy programowej od początku, dlatego „większość z nich ma już z grubsza przygotowane podręczniki”.
Ale na jakiej podstawie?
Eksperci podkreślają jednak, że prace nad materiałami powinny rozpocząć się dopiero po formalnym zatwierdzeniu podstawy programowej.
– Nie znajdziemy tego wprost w przepisach prawa oświatowego, ponieważ wynika to z samej logiki procesu legislacyjnego i wydawniczego. Aby można było przygotować podręcznik, musi istnieć jednoznaczna podstawa prawna, czyli odpowiednie rozporządzenie. Nie można opracowywać materiałów dydaktycznych bez dokumentu, który określa ich ramy – mówi DGP dr Iga Kazimierczyk, badaczka oświaty związana z Uczelnią Korczaka.
Największe wydawnictwa edukacyjne nie udzielają jednoznacznych odpowiedzi na pytania DGP dotyczące etapu prac nad podręcznikami. Operon nie skomentował sprawy, WSiP poinformował, że obecnie nie prowadzą prac nad nowymi materiałami. Z kolei Nowa Era zaznacza, że uważnie śledzi wytyczne MEN, jednak sytuacja jest dynamiczna, dlatego rozważa różne scenariusze dotyczące oferty podręczników do nowych przedmiotów.
Zdaniem prof. Romana Lepperta z UKW w Bydgoszczy MEN postawiło wydawców w trudnej sytuacji. – Z jednej strony to dla nich okazja do wprowadzenia na rynek nowych podręczników i osiągnięcia zysków, ale z drugiej strony nie mają oni pewności, czy projekt podstawy programowej w obecnej formie faktycznie wejdzie w życie. W konsekwencji mamy do czynienia ze stanem permanentnej niepewności – mówi prof. Leppert i dodaje, że dotyczy ona także szkół. – Dyrektorzy muszą planować zajęcia na kolejny rok, ale bez zatwierdzonego rozporządzenia trudno to zrobić. Jeśli dokument zostanie podpisany w lutym czy marcu, czasu na przygotowanie podręczników będzie bardzo mało – zauważa. Zdaniem prof. Małgorzaty Żytko z UW problemem jest presja czasowa. Ekspertka zaznacza, że nowe przedmioty pojawią się w szkole od września, co wymusza przyspieszony tryb prac.
Jak wygląda tworzeni szkolnych podręczników?
Jak wygląda standardowy proces tworzenia podręczników? Składa się on z kilku kluczowych etapów. Najpierw na podstawie rozporządzenia opracowywana jest koncepcja i struktura podręcznika, dobierani są autorzy oraz gromadzone materiały. Następnie treści konsultowane są z nauczycielami, a podręcznik może zostać poddany badaniom pilotażowym.
Kolejnym krokiem jest złożenie wniosku do MEN, po czym materiał trafia do recenzji merytoryczno-dydaktycznej, językowej i formalnej. Eksperci oceniają jego zgodność z podstawą programową i obowiązującymi przepisami. W przypadku uwag konieczne są wprowadzenie poprawek i ponowna ocena. Dopiero po zakończeniu tego procesu podręcznik może zostać dopuszczony do użytku szkolnego.
– W obecnej sytuacji czas na stworzenie podręczników jest bardzo ograniczony, zwłaszcza że obejmuje również okres wakacyjny. Jeśli chce się to zrobić rzetelnie i na wysokim poziomie, nie da się tego przeprowadzić w pośpiechu – zaznacza prof. Żytko.
Powtórka z przeszłości?
Jak przyznają eksperci, podobna sytuacja miała miejsce za rządów minister Anny Zalewskiej, kiedy podręczniki powstawały przed zatwierdzeniem podstawy programowej, co budziło duże kontrowersje. Dziś temat nie wywołuje tak dużych emocji. Dlaczego? Profesor Leppert zaznacza, że ówczesna reforma była szeroko zakrojona i obejmowała cały zestaw podręczników, więc zainteresowanie sprawą było większe. – Myślę też, że wciąż istnieje kredyt zaufania wobec obecnego kierownictwa MEN. Co prawda jest on już na wyczerpaniu, bo obserwujemy coraz większą zmianę w postrzeganiu działań resortu – zastrzega.
Jego zdaniem brak debaty wynika również z tego, że tematu nie podjęli politycy opozycji. – Ale wystarczyłaby jedna wypowiedź ministra Czarnka, by nagle temat stał się przedmiotem szerokiej dyskusji – podkreśla.
Kazimierczyk wskazuje na potencjalne konsekwencje działań MEN. – Jeśli oczekujemy transparentności i ścisłego przestrzegania procedur od instytucji państwowych, to także inni uczestnicy systemu edukacji – w tym wydawcy – powinni kierować się tymi samymi zasadami. Inaczej otwieramy furtkę dla sytuacji, w których regulacje prawne traktuje się jako elastyczne i dostosowywane do bieżących interesów, co podważa zaufanie do całego systemu – mówi.
Profesor Leppert wtóruje. – Ministerstwo puszcza do nas oko, sugerując: rozporządzenia jeszcze nie ma, ale nad podręcznikami już pracujemy. Wniosek? Pomimo zmiany kierownictwa MEN sposób sprawowania władzy pozostaje niezmienny – i to stanowi główny problem – kwituje. ©℗