Jeszcze przed dekadą uzyskanie miejsca w publicznym przedszkolu graniczyło z cudem, mimo że robiono wszystko, aby miejsc nie blokowały dwuipół- czy sześciolatki. Te ostatnie miały przechodzić do zerówek w szkołach. Czasem o to, by pozwolić sześciolatkowi pozostać w przedszkolu, rodzice walczyli wręcz w sądzie.
Pogłębiający się niż demograficzny sprawił, że sytuacja odwróciła się o 180 stopni. Szefowie przedszkoli samorządowych robią dziś wszystko, aby przyciągnąć jak najwięcej dzieci. Prezentacje i dni otwarte trwają już od listopada w roku poprzedzającym faktyczny nabór. Spotkania odbywają się nawet w soboty.
Coraz mniej dzieci
Akcje promocyjne i dni otwarte są dziś adresowane nawet do dwulatków. Mogą one chodzić do przedszkola za zgodą dyrektora. – W stolicy w dzielnicach centralnych, np. w Śródmieściu czy na Ochocie, odnotowujemy istotny spadek liczby dzieci w przedszkolach. Z kolei w dzielnicach ościennych, takich jak Białołęka, Wawer, Włochy czy Bemowo, wciąż budujemy nowe przedszkola, aby zapewnić wszystkim dzieciom miejsca w pobliżu miejsca zamieszkania – wyjaśnia Monika Beuth, rzeczniczka prasowa urzędu m.st. Warszawy.
– Mimo że odnotowujemy spadek demograficzny, to jednocześnie w ciągu ostatnich lat wybudowaliśmy 28 przedszkoli i budujemy kolejne. W dzielnicach, gdzie daje się odczuć spadek liczby dzieci, w pierwszej kolejności redukujemy oddziały przedszkolne w szkołach, uwalniając sale lekcyjne czy sale świetlicowe – potwierdza Monika Beuth.
Zmiany po pandemii
Zbyt mała liczba dzieci w przedszkolach to dodatkowe koszty dla samorządów na prowadzenie placówki, bo wsparcie z budżetu państwa w formie dotacji czy subwencji jest naliczane na dziecko. Jednak trudno mniejszą liczbę dzieci w oddziale uznawać za problem dla wszystkich. – Z punktu widzenia rodziców i dzieci przekłada się to na lepszą opiekę w placówkach. Rzeczywiście, obecnie mamy wciąż około pół tysiąca wolnych miejsc w naszych przedszkolach – mówi DGP Aleksander Ferens, burmistrz dzielnicy Śródmieście m.st. Warszawy.
– Po pandemii zmieniły się przyzwyczajenia rodziców i zniknął problem z miejscami dla dzieci w naszej dzielnicy. Opiekunowie maluchów często pracują z domu przez część tygodnia i dlatego nie zapisują ich do nas w takiej liczbie jak kiedyś – dodaje. Co więcej, rodzice wybierają raczej placówki blisko miejsca zamieszkania, a więc często na obrzeżach miast, a nie – jak jeszcze przed kilkoma laty – w pobliżu siedziby firmy.
Samorządowe przedszkola rywalizują z prywatnymi
W większych aglomeracjach samorządy muszą też bardziej niż wcześniej zabiegać o klienta, bo rywalizują z prywatnymi placówkami.
– Mniej dzieci to więcej ofert dla rodziców przedszkolaków, którzy mogą wybierać między placówkami prywatnymi a samorządowymi. Niż demograficzny jest problemem dla wszystkich placówek – mówi adwokat Łukasz Łuczak, ekspert ds. prawa oświatowego.
Samorządowcy widzą szanse w tym, że część rodziców zdecyduje się na przeniesienie dzieci z prywatnych placówek do samorządowych. – Oferta publicznych przedszkoli nie odbiega znacząco od oferty placówek niepublicznych i corocznie jest wzbogacana. Rodzice dzieci w wieku trzech-sześciu lat zostaną poinformowani o wolnych miejscach w placówkach publicznych oraz zapoznani z ich ofertami. Problem demograficzny może mieć przełożenie na liczbę oddziałów w przedszkolach, a tym samym na zatrudnienie nauczycieli i pracowników administracji i obsługi – mówi Marcin Stachoń z tyskiego magistratu.
– Trudno jednak obecnie przewidzieć, jak będzie przebiegała rekrutacja na rok szkolny 2025/2026. Być może rodzice dzieci uczęszczających teraz do placówek niepublicznych będą chcieli skorzystać z oferty publicznych przedszkoli i wypełnią wolne miejsca – podkreśla Marcin Stachoń.
Cześć lokalnych włodarzy jest przekonana, że wygrają z prywatną konkurencją.
– Miejskie przedszkola nie pobierają opłat za pobyt dzieci przez 10 godzin dziennie. Rodzice płacą jedynie za wyżywienie. To sprawia, że oferta przedszkoli publicznych jest konkurencyjna w stosunku do oferty przedszkoli niepublicznych i nigdy nie mamy problemu z naborem na wolne miejsca – wyjaśnia Jarosław Skorulski, naczelnik wydziału oświaty w zielonogórskim urzędzie miasta. – Mniejsza liczba dzieci zameldowanych nie oznacza mniejszej liczby wniosków w naborze. Wnioski są składane przez rodziców dzieci zamieszkujących, ale niezameldowanych w mieście, oraz rodziców dzieci z okolicznych gmin, którzy tu pracują – dodaje.
– W nadchodzącym roku szkolnym planujemy wprowadzenie dodatkowych zachęt – mówi nam Paulina Rybczyńska, rzecznik prasowy Urzędu Miasta Ciechanów. – W tym roku szkolnym w ośmiu przedszkolach samorządowych, do których uczęszcza dzisiaj 1038 dzieci, rozpoczęto wdrażanie Programu Powszechnej Dwujęzyczności. Zajęcia anglojęzyczne nie są dodatkowo płatne – słyszymy.
Co oznacza niż demograficzny dla pracowników
Niż demograficzny w przedszkolach może podnosić jakość opieki, ale tylko do momentu, gdy nie zaczną się redukcje oddziałów i zatrudnionej kadry.
– Dzieci sześcioletnie mogą spełniać roczny obowiązek przygotowania przedszkolnego zarówno w oddziale w przedszkolu, jak i w szkole podstawowej. W poznańskich samorządowych szkołach podstawowych w tym roku szkolnym funkcjonuje pięć oddziałów przedszkolnych. Zdecydowana większość sześciolatków uczęszcza do przedszkoli – wskazuje Joanna Żabierek, rzecznik prasowy prezydenta Poznania i urzędu miasta. – Wyzwaniami stają się realny niż demograficzny i zdecydowanie mniejsza liczba dzieci w wieku przedszkolnym, tj. trzech-sześciu lat. Może to skutkować koniecznością zmniejszenia liczby oddziałów w poszczególnych przedszkolach, a co za tym idzie – zwolnieniami zarówno nauczycieli, jak i obsługi – przestrzega.
– Z uwagi na nadchodzący niż demograficzny i w zależności od sytuacji podczas rekrutacji będą podejmowane działania ukierunkowane na racjonalizację liczby oddziałów przedszkolnych w poszczególnych placówkach – przyznaje Magdalena Gajewska z białostockiego ratusza.
Nie ma co do tego wątpliwości również Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich: – Niż demograficzny siłą rzeczy będzie zmuszał samorządowców do ograniczania liczby oddziałów, pracowników, a w skrajnych przypadkach nawet placówek – mówi. Tyle że – jak podkreśla – likwidacja przedszkoli jest ostatecznością. Zamknięte placówki trudno potem odtworzyć. ©℗