MEN chce znieść obowiązek naliczania i wypłacania średniego wynagrodzenia nauczycielom. Samorządy akceptują taką propozycję, ale sprzeciwiają się warunkom stawianym przez oświatowe związki.
MEN chce znieść obowiązek naliczania i wypłacania średniego wynagrodzenia nauczycielom. Samorządy akceptują taką propozycję, ale sprzeciwiają się warunkom stawianym przez oświatowe związki.
Samorządy muszą zapewniać wszystkim nauczycielom średnie płace co najmniej na poziomie określonym w Karcie nauczyciela. Starają się więc tak ich wynagradzać, aby nie wypłacać im wyrównania na początku każdego kolejnego roku kalendarzowego. Część z nich nie ma na to jednak wystarczających środków. Inne szukają oszczędności. A to prowadzi do tego, że część gmin na początku roku kalendarzowego musi znaleźć środki na wyrównania. Taki mechanizm obowiązuje od 2009 r. Przez to rozwiązanie samorządy muszą wypłacać nauczycielom z poszczególnej grupy awansu zawodowego, którzy nie osiągają średniej, około 250 mln zł rocznie.
Poprzednia ekipa rządowa w 2012 r. proponowała zmianę naliczania średnich w ten sposób, aby przynajmniej te jednostki, które części nauczycieli nadpłacają, nie musiały wyrównywać wynagrodzeń pozostałym. Anna Zalewska, minister edukacji narodowej chce raz na zawsze skończyć z tym sztucznym tworem, jakim jest obowiązek średnich płac. Zdaniem resortu likwidacja obowiązku rozliczania się na poszczególnych stopniach awansu zwiększy elastyczność wynagradzania nauczycieli w ramach JST.
– Propozycje resortu są zbieżne z naszym projektem zmian, który przygotowaliśmy kilka lat temu. Trzeba wreszcie uprościć system płac pedagogów poprzez zlikwidowanie większość nieżyciowych dodatków i ograniczenie się tylko do kilku, np. motywacyjnego, stażowego i funkcyjnego – mówi Marek Olszewski, wójt gminy Lubicz, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP.
Jego zdaniem obecny system nie zachęca nauczycieli do większego zaangażowania, bo przecież każdy z nich może liczyć na dodatek motywacyjny, który jest wypłacany często tylko po to, aby zapewnić średnią.
Za likwidacją opowiadają się również oświatowe związki zawodowe. Niestety, jak to często bywa, diabeł tkwi w szczegółach.
– Przy tej zmianie proponujemy zwiększenie udziału płacy zasadniczej w ogólnej pensji pedagogów z 62 do 85 proc. Obecnie mówi się, że ci z najwyższym stopniem awansu zarabiają 5 tys. zł brutto, ale tak naprawdę płacy w tej kwocie jest 2/3. Pozostałe elementy to odprawy i inne świadczenia, które nie trafiają do każdego, co zaciemnia obraz – mówi Ryszard Proksa, przewodniczący Sekcji Krajowej Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność”.
Podkreśla, że część dodatków kosztem wyższego wynagrodzenia zasadniczego powinno zostać zlikwidowana. – Zwiększenie płacy zasadniczej to nasz główny i podstawowy warunek, aby rozmawiać o likwidacji średnich płac. Nie będziemy zaczynać od uchylenia przepisu o średnich, bo znów dojdzie do sytuacji sprzed 2009 r., kiedy samorządy mimo obowiązku zapewniania nauczycielom płac na pewnym poziomie nie robiły tego – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury Forum Związków Zawodowych.
Na takie propozycje związków z pewnością nie zgodzą się samorządy.
– Związki chciałyby, aby pensje zasadnicze nauczycieli wynosiły tyle co obecnie średnie. A przecież taka propozycja jest nie do udźwignięcia przez państwo i samorządy – oburza się Marek Olszewski.
Według niego likwidacja średnich płac nie może skutkować tak radykalnym wzrostem podstawowej pensji.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama