Do takiego etapu nigdy nie dojdziemy, czynniki zewnętrzne przez cały czas się przeobrażają. Żyjemy w czasach dynamicznych zmian klimatycznych, przez co rośliny uprawne są przez cały czas eksponowane na zmieniające się warunki środowiska – susze, skrajnie wysokie temperatury i ich duże wahania czy zalewanie upraw. Podobnie jest z patogenami – grzyby, bakterie i wirusy również ewoluują, a że ich cykl życiowy jest dużo krótszy niż cykl życia rośliny, to procesy adaptacyjne są tu szybsze. Nawet jeżeli w przyszłości udałoby się stworzyć roślinę odporną na absolutnie wszystko, to ta roślina musiałaby inwestować tyle swojej energii w obronę przed niekorzystnymi czynnikami, że nie miałaby zasobów na wydanie satysfakcjonującego nas plonu.
Oczywiście mamy jednak sukcesy w poprawianiu wybranych cech roślin. Co roku Centralny Ośrodek Badania Odmian Roślin Uprawnych wpisuje na listę nowe odmiany wyprowadzone m.in. przez polskich hodowców. A żeby taka odmiana została zarejestrowana, to musi ona być lepsza od tych, które są już na rynku.
Klasyczna hodowla polega na tym, że krzyżujemy ze sobą dwa osobniki, z ich potomstwa wybieramy te o najkorzystniejszych cechach i później znów je krzyżujemy, powtarzając całą procedurę. Żeby zarejestrować nową odmianę, musimy udowodnić, że jest lepsza od wcześniejszych pod kątem plonowania czy odporności na różnego rodzaju choroby. Proces adaptacji roślin do zmieniających się warunków i promowanie tych najsilniejszych przez cały czas zachodzi w naturze. W programach hodowlanych, dzięki selekcji i krzyżowaniu najlepszych osobników, możemy go trochę przyspieszyć. Dzięki wykorzystaniu nauki, w tym nowych technik genomowych (ang. new genomic techniques, NGT), będziemy w stanie nadążać za coraz szybszymi zmianami klimatu.
Moim zdaniem GMO nie jest niebezpieczne, natomiast można zbić ten argument, ponieważ jest to technika stosunkowo niedawno wprowadzona i nie znamy długofalowych skutków wykorzystania roślin GMO. Natomiast musimy sobie zdawać sprawę z tego, że organizmy modyfikowane genetycznie są już uprawiane na innych kontynentach i wykorzystywane do produkcji żywności. Jako naukowcy od lat pracujący nad rozwojem NGT jasno podkreślamy, że dzięki tym narzędziom jesteśmy w stanie uzyskać rośliny, które nie będą równoważne do GMO. Na szczęście obecnie trwające prace legislacyjne w UE zmierzają do jasnego rozdzielenia roślin GMO i NGT. Mówiąc o wybranych nowych technikach genomowych, jesteśmy w stanie uzyskać roślinę, która nie ma obcej informacji genetycznej, a zmiany, które wprowadziliśmy, są identyczne z tymi, które mogą powstawać naturalnie.
Dotychczasowe programy hodowlane przestały nadążać za zmianami w przyrodzie. I tu właśnie może pomóc nauka, w tym nowe techniki genomowe, które pozwalają nam się skupić na określonych, wybranych genach. Jeżeli wiemy, że konkretny gen może odpowiadać za jakąś cechę, to poprzez zmianę tego genu jesteśmy w stanie tę cechę ulepszyć. Do losowości, która była do tej pory w programach hodowlanych, dodajemy mocny element ukierunkowanego działania. Co więcej, uzyskując efekt u jednego gatunku, możemy przenosić tę wiedzę na inne – jeżeli udowodnimy, że zmiana w obrębie konkretnego genu działa w przypadku pszenicy, to jest duża szansa, że będzie to działało też w przypadku jęczmienia.
…i może liczyć, że nawet jeżeli przyjdzie susza, to jej destrukcyjny wpływ będzie mniejszy, niż gdyby stosował ziarno inne, słabszej odmiany. Albo ilość nawozu, którą będzie musiał wykorzystać, będzie mniejsza. Podwyższona tolerancja na ataki patogenów, takich jak: wirusy, grzyby czy bakterie, sprawi, że albo wymagana będzie mniejsza ilość oprysków, albo przy tej samej ilości chemii roślina wyda wyższy plon. Finalnie wszystko się sprowadza do tego, że albo rolnik musi mniej zainwestować w swoje uprawy, albo zbierze z pola wyższy plon, niezależnie od tych negatywnych warunków środowiskowych.
Jeżeli coś nie było traktowane chemią, to na pewno będzie zdrowsze. Żeby odpowiedzieć na to pytanie, trzeba zrozumieć, że ziarno NGT też jest naturalne, tylko niektóre parametry mogą być poprawione. Być może uda nam się zwiększyć zawartość białka, co będzie kluczowe pod względem produkcji paszy. Być może będziemy w stanie precyzyjnie kontrolować zawartość cukru, co będzie z kolei kluczowe w przemyśle browarnym. Być może stworzymy ziarno, które będzie zawierało mniej glutenu, co będzie kluczowe w przypadku alergii pokarmowych. W przypadku ziemniaka możemy dbać o to, żeby ta bulwa była mniej lub bardziej mączna w zależności od naszych potrzeb.
W 2018 r. zaczęła się dosyć intensywna akcja naukowców, której celem było wyjaśnienie, że niektóre nowe techniki genomowe nie spełniają definicji GMO i skutek ich działania jest identyczny z tym, który jest obserwowany w naturze. UE podeszła do tego w sposób bardzo szczegółowy i doszła do konkluzji, że faktycznie zmiany wprowadzane w informacji genetycznej z użyciem niektórych NGT są identyczne z mutacjami, które mogą się pojawiać spontanicznie. Stąd też UE planuje dopuścić niektóre z NGT do produkcji żywności i pasz, o ile spełnią dwa podstawowe warunki. Po pierwsze, w organizmie, który powstaje w wyniku działania NGT, nie może się znaleźć obca informacja genetyczna, jak to jest w przypadku GMO. Po drugie, zmiana wprowadzona przez NGT musi odpowiadać zmianom, które mogą powstawać w sposób naturalny. Jak widać, to nie mogą być potężne ingerencje, związane z usunięciem kilku czy kilkudziesięciu genów. To mogą być jedynie zmiany, które i tak powstałyby w sposób naturalny, tyle że znacznie wolniej. Wydaje się, że większość krajów UE zgadza się z tym, że takie techniki powinny być dopuszczone, a wręcz muszą, ze względu na obniżające się bezpieczeństwo żywnościowe Europy. ©℗