- To, jak uczeń osiągnął cele, można zobrazować w dowolny sposób – wystarczy nawet prosty komunikat, jaki nauczyciel przekaże uczniowi, bo – to jest kluczowe w tym procesie – uczeń musi otrzymać informację zwrotną: to umiesz, nad tym możesz pracować. Choć ta koncepcja oceniania ma już 70 lat, to włączenie w nią i oddawanie odpowiedzialności uczniowi jest elementem stosunkowo nowym - mówi Gabriela Olszowska, małopolska kurator oświaty.

Czy polskie przepisy dotyczące oceniania są wystarczające?

Przepisy dotyczące oceniania są bardzo dobre. Problemem jest brak ich powszechnej znajomości, rozumienia i stosowania. Są one zebrane w artykule 44 a-q ustawy o systemie oświaty i obowiązują od 25 lat. Wcześniej były wpisane w rozporządzenia, a od 2015 roku znalazły się już w ustawie. Co więcej opierają się na amerykańskich koncepcjach z lat 50 i późniejszych.

Czym więc jest ocenianie?

Ocenianie jest informacją. Nigdy nie powinno być ani nagrodą, ani karą, a system, w którym uczeń otrzymuje stopień - właśnie tym staje się. Jaką informację niesie za sobą cyfra 4? No żadną. Powinny temu towarzyszyć informacja zwrotna.

Jak uczniowie powinni być oceniani?

Przede wszystkim ocenianie nie polega na wystawianiu stopni szkolnych. Ocenianie jest analizą wymagań edukacyjnych i rozpoznaniem, na ile uczeń je wypełnił. Nauczyciel winien skonstruować także kryteria w oparciu, o które będzie mógł to stwierdzić. To, jak uczeń osiągnął cele, można zobrazować w dowolny sposób – wystarczy nawet prosty komunikat, jaki nauczyciel przekaże uczniowi, bo – to jest kluczowe w tym procesie – uczeń musi otrzymać informację zwrotną: to umiesz, nad tym możesz pracować. Choć ta koncepcja oceniania ma już 70 lat, to włączenie w nią i oddawanie odpowiedzialności uczniowi jest elementem stosunkowo nowym.

Uczeń powinien w tym procesie mieć poczucie sprawczości. Ocenianie ma go nauczyć wyciągania wniosków, organizacji swojej pracy i planowania swojego rozwoju. W obecnym kształcie, uczniowie nie są uczeni postaw prorozwojowych, co jest przecież kluczowe dla ich przyszłości w dzisiejszym świecie

Dlaczego te przepisy nie są egzekwowane?

25 lat temu po prostu wpisano to w przepisy zapewne z założeniem, że skoro tak zostanie wpisane, to tak się stanie, że zmiana się po prostu sama zadzieje. Nie wyjaśniono nauczycielom, na czym to wszystko polega, jak mają stosować te przepisy. Zostaliśmy z tym zupełnie sami. Do tej pory, kiedy pytam na różnych spotkaniach nauczycielskich, kto miał do czynienia z diagnostyką edukacyjną jako działem dydaktyki, to rękę podnoszą może 2-3 osoby, przy pełnej sali słuchaczy.

Ja sama tego długo nie wiedziałam, że nie oceniam, a wystawiam tylko stopnie. Dowiedziałam się całkowicie przypadkiem, kiedy przy innej okazji trafiłam na te zapisy i byłam tym wszystkim bardzo zdziwiona.

A studia?

Bardzo rzadko ten temat jest poruszany na studiach. Znam może dwie uczelnie, które w programie mają diagnostykę edukacyjną. Zresztą, problemem są nie tylko młodzi nauczyciele, którzy wchodzą do zawodu, ale też ci, którzy są w nim od wielu lat. Umówiłam się już z p. Rektorem UKEN w Krakowie, że spotkam się z kadrą od dydaktyki po pokażę, jak powinny działać przepisy. Te dobre przepisy.

Jak więc oceniają polscy nauczyciele?

Intuicyjnie. Większość nawet nie wie, że nie wie, jak oceniać. Tworzone są więc wyobrażenia na ten temat, na zasadzie mitów i swoistego folkloru. Często można się spotkać z postawą, również wśród rodziców, która streszcza się w zdaniu „zawsze tak było i komu to przeszkadzało”. Swoją pracę poświęcam zmianie w tym zakresie, ale ja jedna nie dam rady.

Jak ta zmiana może się zadziać? Czy jest konieczna kolejna reforma?

Na pewno nie potrzebna tu żadna reforma. Wystarczy wykorzystać te zasady, które już mamy. Szeroko przeszkolić nauczycieli i współpracować z rodzicami. Szereg zmian w szkołach odbywało się bez ich udziału. Czas to zmienić, bo bez tego efekt będzie taki, że przeważą głosy „kolejna nawiedzona chce wszystko zmieniać, co ona chce od tych pasków”. Ja to nawet rozumiem. Paski i dobre oceny dostarczają uczniom przyjemności, są nagrodą. Ale szkoła to nie wyścigi, ani zakład pracy dla uczniów, gdzie ocenia się pracownika na podstawie wyników, jakie osiąga. To miejsce, w którym uczeń się uczy i rozpoznaje stopień wypełnienia wymagań oraz określa, co należy czy można zrobić jeszcze.

To jest zmiana obliczona na kolejne dekady, czy może nastąpić szybciej?

Myślę, że to proces, który można przeprowadzić w trzy lata. Już wystartowaliśmy I damy radę.