Krzysztof Gawkowski i Barbara Nowacka zdecydowali się zamknąć laptopowy program Prawa i Sprawiedliwości. Czwartoklasiści we wrześniu 2024 r. nie dostaną komputerów na własność. W DGP wielokrotnie pisaliśmy krytycznie zarówno o samym pomyśle, by 11-latkom dawać komputery, jak i o jego realizacji.

Z tego powodu minister edukacji zarzuciła parlamentarzystom PiS upolitycznienie programu. Ale robienie polityki za pomocą laptopów wraz ze zmianą rządu się nie skończyło. Wręcz przeciwnie. Przede wszystkim wydają się wewnętrzną rozgrywką w obozie rządzącej koalicji. Jeszcze w połowie grudnia wicepremier deklarował, że będzie chciał kontynuować laptopowy program, tylko lepiej niż poprzednicy. To samo mówił obecny sekretarz stanu Michał Gramatyka w rozmowie z Wp.pl. Komputery miały trafić do uczniów, ale wyposażone. Choćby w edukacyjne oprogramowanie.

W styczniu okazało się jednak, że wicepremier nie ma na niego pieniędzy. Owszem, Unia na razie nie zgodziła się, by zapłacić za niego z KPO. Ale czas na rozliczenie jest do 2025 r. A PiS też nie opłacił faktur z tego programu, sięgnął za to po środki z Polskiego Funduszu Rozwoju, czyli – zadłużył się. Gdyby premier Donald Tusk zgadzał się na to, by Gawkowski i Nowacka kupili laptopy, pieniądze na nie udałoby się znaleźć. Wszak Andrzej Domański i tak zwiększył deficyt budżetowy o 20 mld zł względem ubiegłego roku, kiedy rząd stanął przed koniecznością wypłacenia nauczycielom podwyżek.

Taki ruch podniósłby prawdopodobnie notowania ministrów, zwłaszcza wicepremiera, który byłby odpowiedzialny za zakupy, a więc także spłynąłby na niego cały splendor (analogicznie – dziś za kłopoty z KE odpowiada wizerunkowo nie minister Przemysław Czarnek, którego resort szykował ich specyfikację do zakupów, był odpowiedzialny za nieprzyjętą strategię cyfryzacji oświaty i powinien był dostarczyć edukacyjne narzędzia do pracy z komputerami, ale Janusz Cieszyński – szef MC, który z listą od MEiN poszedł na zakupy). Czy zmuszenie Gawkowskiego i Nowackiej do zatopienia laptopowego programu było elementem trzymania koalicjanta w ryzach przez Donalda Tuska? Pewnie się nie dowiemy. Faktem jest jednak, że premier rozstawia współpracujące z nim partie po kątach. Przykład? Choćby zwolnienie Marii Thun z Centralnego Ośrodka Informatyki. To jednostka podległa ministrowi cyfryzacji, odpowiada np. za aplikację mObywatel. Kiedy okazało się, że córka europosłanki Róży Thun została tam wicedyrektorką – jak napisała „Gazeta Wyborcza” – Tusk natychmiast kazał ją zwolnić. Według informacji „GW” kandydaturę wcześniej miał zatwierdzić sam wicepremier. Thun – poza nazwiskiem – ma bowiem bardzo dobre CV.

Ale wraz z zakończeniem pisowskiego programu polityczna gra wokół laptopów tak naprawdę dopiero się rozpoczyna. Jest on bowiem zapisany w ustawie o wspieraniu rozwoju kompetencji cyfrowych, która została przyjęta w lipcu ub.r. „Za” głosowali niemal wszyscy posłowie, także Gawkowski i Nowacka. Jeśli czwartoklasiści mają komputerów w tym roku nie dostać, potrzebna nowelizacja. A to oznacza bolesne grillowanie ministrów w parlamencie. Przykłady mamy już dziś – Przemysław Czarnek drwi na X (dawniej Twitter) z tego, że nowy rząd najzwyczajniej w świecie robi rebranding jego projektu, bo na czerwiec 2024 r. zapowiedziano koncepcję nowego – Cyfrowy uczeń. Zgodnie z nią dzieci mają dostać jakieś urządzenia mobilne, tylko w bardziej przemyślany sposób (swoją drogą może to oznaczać, że dzieci dostaną sprzęt… w kampanii prezydenckiej).

A i to nie koniec gry. W czasie konferencji prasowej, na której ministrowie ogłaszali koniec pisowskiego programu, Gawkowski powiedział, że służby poinformowały go o korupcyjnych podejrzeniach dotyczących przetargu. Dodał, że złoży doniesienie do prokuratury. Szczegółów jednak nie zdradził, zasłaniając się, że materiały, które są podstawą do zgłoszenia, były niejawne. Osoba znająca szczegóły sprawy powiedziała mi po konferencji, że nie dotyczy ona byłego ministra cyfryzacji (zastrzegam: informacji nie mam jak zweryfikować bez wglądu w dokumenty). Tyle że dla przeciętnego odbiorcy nie ma to znaczenia. Konferencja odbywała się w resorcie cyfryzacji, a prokuratura ma się zająć przetargiem na laptopy. Przypomnijmy jednak, że przetarg był przedmiotem postępowania przed Krajową Izbą Odwoławczą. KIO nie dopatrzyła się nieprawidłowości, stwierdzając, że zamawiający działał zgodnie z rozporządzeniem ministra edukacji narodowej i nauki. To ono stanowiło podstawę do przeprowadzenia zakupów.

Do tej pory między ministrami Gawkowskim i Cieszyńskim było widoczne zawieszenie broni. Wicepremier uznawał dorobek poprzednika, zapowiadał raczej kontynuację działań resortu. Nawet kiedy krytykował jakieś działania, używał słów „poprzedni rząd”, nigdy nazwiska. Były minister także komentował poczynania następcy z życzliwością. Osobiście dawało mi to nadzieję, że pewne tematy można wyjąć z logiki politycznego MMA i po prostu pracować dla Polski. Argument prokuratora wydaje się kończyć ten etap. Pytanie, komu w ostatecznym rozrachunku laptopowa polityka przyniesie więcej szkody. Bo pożytku dla edukacji, którą wszyscy po kolei tak ochoczo się zasłaniają, nie będzie z niej żadnego. ©℗