Oddział 1+, zadania kserowane z innych podręczników, indywidualny tok nauczania: to pomysły na pracę z pierwszakami, które zostaną na drugi rok. Bałagan – tak nauczyciele określają skutki ustawy oświatowej, którą w grudniu przyjął Sejm. Dzięki niej obecny siedmiolatek, który w ubiegłym roku poszedł do szkoły, może – na życzenie rodziców – zacząć ją od początku. Z sondażu DGP wynika, że na drugi rok w pierwszej klasie zostanie 5–15 proc. obecnych siedmioletnich pierwszaków.
To dla szkół duży kłopot. Ministerstwo Edukacji Narodowej nie przygotowało żadnych propozycji dotyczących tego, jak takie dzieci należy uczyć. W dodatku w pierwszej klasie nadal będzie obowiązywał wprowadzony za poprzednich rządów elementarz. Rodzice za niego nie zapłacą, ale nauczyciel nie będzie mógł też poprosić o zakup innej książki. Zabraniają tego przepisy.
– MEN pozwolił rodzicom decydować, teraz my musimy literę prawa przekuć w życie – irytuje się Zdzisław Wereszczyński, dyrektor podstawówki w Skrobowie (woj. lubelskie). Tam powstanie jedna klasa pierwsza. Będzie w niej siedmioro dzieci, z których czworo przez rok chodziło do szkoły (dla porównania: w zerówce będzie 23 dzieci). – Głowiliśmy się, jak rozwiązać ten problem, żeby dzieciaki nie przeżyły deja vu. W końcu mamy ten sam rządowy elementarz, a część dzieci umie trochę pisać i czytać – opowiada dyrektor. Ostatecznie szkoła zorganizowała spotkanie z rodzicami. Wspólnie ustalili dla uczniów indywidualny tok nauczania. Nauczyciel wybierze ćwiczenia z innego wydawnictwa niż do tej pory i dostosuje je do potrzeb i umiejętności dzieci.
W podstawówce w Łucce (woj. lubelskie) pierwszą klasę powtarzać będzie jedenastka dzieci. Dyrektor ma dwa problemy: Jak uczyć tych, którzy już raz przechodzili przez materiał z pierwszej klasy. I co zrobić z nauczycielem, dla którego nie będzie teraz pracy.
Wielka repeta / Dziennik Gazeta Prawna
W jednej z podstawówek we Włocławku problem rozwiązano w sposób najprostszy z możliwych.– Nauczyciel będzie po prostu powtarzał materiał – słyszymy w urzędzie miasta.
Zdaniem pedagogów to może źle wpłynąć na proces uczenia się. – Mózg rozwija się tylko wtedy, gdy dostaje nowe bodźce. Praca z tym samym materiałem sprawi, że dziecko będzie się nudziło – przekonuje warszawska pedagog Ewa Borgosz. Szkoły, z którymi współpracuje, starają się zgromadzić drugoroczne dzieci w jednej klasie. – Nazywamy ją roboczo klasą 1+. Dzieci utrwalałyby nabytą wiedzę i umiejętności, ale pracując na innych materiałach – tłumaczy.
Obowiązuje ten sam elementarz, już przerobili go w zeszłym roku
W warszawskiej placówce Montessori im. Urszuli Ledóchowskiej rok powtarza prawie cała klasa. Dyrekcja przyznaje, że to precedens. U nich dzieci uczą się w jednym pomieszczeniu, są przemieszane wiekowo, jednak jeszcze nie zdarzyło się, by powtarzała tak duża grupa. Na szczęście zgodnie z ich zasadami uczą dzieci według indywidualnych potrzeb. – Założenie jest takie: wiemy, co mają osiągnąć na koniec trzeciej klasy, i każdy jest uczony w sposób dostosowany do swoich umiejętności – przyznaje Julia Dąbrowska, wicedyrektor szkoły. Cieszy się jednak, że jako prywatna placówka może prosić rodziców o zakup innych materiałów niż zapewniane przez MEN. – Gdybyśmy mieli program według jednego rządowego podręcznika, sytuacja byłaby o wiele bardziej skomplikowana – dodaje.
W efekcie zmian ustawowych klasę powtórzą również całkiem zdolne dzieci. – Mamy jedną dziewczynkę, która była w grupie najlepszych w klasie. Mówiliśmy rodzicom, że szkoda dzieciaka, ale uparli się – przyznaje nauczycielka ze stołecznej podstawówki. W poprzednim roku nikt nie powtarzał klasy. – Będzie to wyzwanie dla nauczyciela, bo musi na pewno poświęcić czas takim dzieciom, żeby się nie nudziły i się rozwijały – dodaje nauczycielka. Jednak przyznaje, że jeżeli zostaną umiejętnie poprowadzone, to część dzieci zyska. Bo wiele z nich ma kłopoty emocjonalne, teraz zyskają czas, by nadrobić tę sferę.
Drugi rok nie dla wszystkich jest lepszy
Polska należy do krajów europejskich o najniższym odsetku dzieci, które z opóźnieniem zaczynają szkołę podstawową lub szkołę na poziomie gimnazjum. Mniej niż 10 proc. takich dzieci mają oprócz nas: Słowenia, Finlandia, Litwa, Szwecja, Belgia i Wielka Brytania. Na tle Europy mamy też jeden z najniższych odsetków dzieci powtarzających klasę w szkole podstawowej – to ok. 1 proc. uczniów. Dla porównania – w Portugalii niemal co trzeci powtarza klasę. Sytuacja nie zmienia się także na poziomie gimnazjum – którąś z klas repetowało u nas niecałe 2 proc. 15-latków.
Wiele krajów wprowadza restrykcyjne procedury ograniczające liczbę osób powtarzających klasę w szkole podstawowej. We Włoszech wszyscy nauczyciele klasy muszą wyrazić zgodę, zanim uczeń zostanie zmuszony do powtarzania roku. Na Węgrzech i w Słowenii rodzice mogą zażądać, by ich dziecko powtarzało rok, nawet jeśli uzyskało zgodę na promocję do kolejnej klasy. Jednakże na Węgrzech i tak potrzebna jest zgoda dyrektora szkoły, podczas gdy w Słowenii ostateczną decyzję podejmuje zebranie nauczycieli. Na Cyprze, choć to szkoła wszczyna procedurę, ostateczna decyzja o przetrzymaniu ucznia nie jest podejmowana na poziomie placówki, ale przez zewnętrznego inspektora.
Zarówno europejskie, jak i polskie badania pokazują negatywny wpływ drugoroczności na efekty kształcenia. Z analizy prowadzonej przez Centrum Edukacji Obywatelskiej wynika, że największy wpływ na osiągnięcia uczniów mają strategie znane z tzw. oceniania kształtującego: informacja zwrotna przekazywana uczniowi, samoocena uczniów, ambitne cele i uczenie się w małych grupach. Repetowanie klasy jest natomiast jednym z najbardziej demotywujących czynników.
Z analiz prowadzonych przez Instytut Badań Edukacyjnych wynika ponadto, że to, czy w danej szkole uczniowie powtarzają klasę, negatywnie wpływa na jej klimat. Uczniowie, którzy drugi raz przerabiają ten sam materiał, częściej sprawiają problemy wychowawcze.