W trakcie ferii do konsultacji społecznych ma trafić projekt rozporządzenia, który zakłada ograniczenie prac domowych w szkołach podstawowych – potwierdza DGP Katarzyna Lubnauer, wiceminister edukacji narodowej. Ale to nie koniec zmian.

Odchudzenie podstawy programowej i odejście od zadań domowych to pierwsze zmiany w edukacji, proponowane przez nowe szefostwo resortu edukacji. Co ciekawe – nie będą się wiązały z obniżeniem liczby godzin pracy nauczycieli.

– W trakcie ferii należy się spodziewać, że do konsultacji społecznych trafi projekt rozporządzenia, który zakłada ograniczenie prac domowych w szkołach podstawowych – potwierdza DGP Katarzyna Lubnauer, wiceminister edukacji narodowej.

– Te rozwiązania mają doprowadzić do zmiany uczenia się i wyrównywania dzieciom szans edukacyjnych. Nie we wszystkich domach są podobne możliwości uczenia dzieci przez rodziców z określonych przedmiotów w ramach prac domowych, a chcemy też ograniczyć skalę korepetycji – dodaje.

Do tego, kiedy będą wdrożone inne zapowiadane zmiany i na czym dokładnie mają polegać, wiceminister nie chciała się odnieść. Tłumaczyła się tym, że będą one związane z decyzjami politycznymi, które wymagają najpierw wypracowania określonych uzgodnień.

Postulaty, które trafiają do resortu edukacji, często wzajemnie się wykluczają. Na przykład dyrektorzy szkół chcieliby zlikwidować egzaminy zewnętrzne dla ósmoklasistów. Z kolei część nauczycieli chciałoby, aby na takim egzaminie pojawił się dodatkowy, czwarty przedmiot, np. biologia, chemia lub historia. Takie rozwiązanie miało być wprowadzone już jakiś czas temu, ale z uwagi na pandemię i naukę zdalną przepis, który to przewidywał, uchylono. Dlatego wprowadzane zmiany wymagają uzgodnień ze środowiskiem oświatowym.

Zmiany polegające na odejściu od zadawania przez nauczycieli uczniom prac domowych mają się znaleźć w projekcie nowelizacji rozporządzenia ministra edukacji narodowej z 22 lutego 2019 r. w sprawie oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów i słuchaczy w szkołach publicznych (t.j. Dz.U. z 2023 r. poz. 2572).

Wdrożenie tych zmian może być trudne. Powód? Nauczyciele mają swoje przyzwyczajenia i nie lubią, jeśli dyrektor lub – co gorsza – rodzice ingerują w sposób prowadzenia przez nich zajęć. Co więcej – przepisy Karty nauczyciela gwarantują im w tym zakresie pełną autonomię. Nie muszą nawet stosować podręczników i ćwiczeń do określonego przedmiotu. Ich zadaniem jest tylko (własnymi metodami pracy) zrealizować podstawę programową.

– W naszej szkole odchodzimy od prac domowych w ten sposób, że nauczyciele mogą je zadawać, aby uczniowie utrwalili materiał, ale w sytuacji, jeśli uczeń ich nie zrobi, nie otrzymuje negatywnej oceny. Oceniani są tylko ci uczniowie, którzy zadania zrealizowali. Jeśli otrzymają słabą notę z pracy domowej, mogą zdecydować, że nie chcą, aby była ona wpisana do dziennika – wyjaśnia Jacek Rudnik, wicedyrektor w Szkole Podstawowej nr 11 im. Henryka Sienkiewicza w Puławach, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO).

Według niego takie rozwiązanie idzie w dobrym kierunku i pozostawia nauczycielom pewną autonomię.

Średnio ze średnią

Jak wynika z ustaleń DGP, w projekcie, który jako pierwszy trafi do konsultacji, jest przewidziane też odejście od wliczania oceny z religii do średniej. Dotyczyć to będzie także not z takich przedmiotów, jak: plastyka, muzyka, technika czy też wychowanie fizyczne.

– Pomysł z wyrzuceniem ocen z części przedmiotów ze średniej jest pozytywnie odbierany. Obecnie uczniowie chodzą i, kolokwialnie mówiąc, żebrzą o lepsze oceny. Proszą o możliwość zaśpiewania czegoś dodatkowo lub namalowania, żeby podnieść sobie średnią. To nie jest właściwa droga – mówi Jacek Rudnik.

Kolejne zmiany, które są na horyzoncie, to odchudzenie podstawy programowej o 20 proc. Dzięki temu uczniowie mieliby czas na rozwijanie swoich zainteresowań. Dodatkowo po odchudzeniu dotychczasowej podstawy programowej byłaby opracowana nowa. Jej wejście w życie jest planowane na 1 września 2026 r.

Co na to nauczyciele

Nauczyciele, z którymi rozmawiamy, nie protestują przeciwko tym zmianom. Nie podobają im się jednak zapowiedzi pozostawienia tzw. godziny czarnkowej tygodniowo – określanej też jako godzina dostępności dla uczniów i rodziców. Tym bardziej że pojawił się pomysł, aby w tym czasie prowadzili też zajęcia dla uczniów.

Resort edukacji nie chciał się jednak odnosić do tych planów. Katarzyna Lubnauer tłumaczy, że w tym zakresie jest potrzebna dłuższa dyskusja w środowisku rodziców, nauczycieli i dyrektorów szkół. Przyznała też, że w tym zakresie wszystko zależy od decyzji politycznych. Nieoficjalnie jednak mówi się, że godziny dostępności pozostaną. Tym bardziej że – jak mówi nam osoba z kierownictwa ministerstwa – szkoła musi być dla uczniów i rodziców, a nie tylko nauczycieli.

Związek Nauczycielstw Polskiego wskazał, że zgodnie z prawem nie ma możliwości, by w ramach godziny czarnkowej były prowadzone lekcje czy zajęcia. W trakcie godziny dostępności nauczyciel prowadzi – odpowiednio do potrzeb – konsultacje dla uczniów, wychowanków lub ich rodziców.

– Z jednej strony przyznają mi podwyżkę, a z drugiej – mam dodatkowo pracować w godzinach dostępności, za które formalnie nie otrzymuję wynagrodzenia. Na to nie ma w środowisku zgody – mówi nauczycielka historii z jednej ze szkół na warszawskim Bemowie.

– Ta godzina powinna zostać zlikwidowana, a jeśli resort chce, aby organizowano dodatkowe zajęcia dla uczniów zdolnych lub potrzebujących pomocy w nauce, to niech nam za to zapłaci – postuluje.

ZNP przyznaje, że jest przeciw.

– Nie ma naszej zgody, aby nauczyciele dodatkowo prowadzili regularne zajęcia podczas tych godzin. Mam nadzieje, że kierownictwu MEN nie chodzi po głowie takie rozwiązanie – przestrzega Krzysztof Baszczyński z ZNP.

– Do resortu pracy wystosowaliśmy pismo, aby godzin ponadwymiarowych nauczycieli nie uwzględniać przy ustalaniu płacy minimalnej ani też średniej płacy – dodaje.

Kameralne klasy

Dodatkowo w Sejmie jest obywatelski projekt przygotowany przez ZNP, który zakłada wprowadzenie corocznego automatycznego wzrostu płac nauczycielskich wraz ze wzrostem średniej płacy w gospodarce narodowej. Samorządy też chcą reform sytemu oświaty i opracowania na nowo zasad finasowania. Dodatkowo stowarzyszenie dyrektorów szkół domaga się od ministerstwa ograniczenia liczebności klas do 18 uczniów. Na dodatek w każdej klasie miałby być nauczyciel wspomagający. Dzięki temu komfort i jakość kształcenia byłaby wyższa.

– Idzie niż demograficzny, a to jest dobra okazja do wprowadzenia takich zmian. Mamy też badania PISA, które pokazują, że nasze dzieci nie uczą się gorzej niż te w innych krajach, ale potrzebują uwagi i pracy w mniejszych grupach oraz wsparcia – mówi Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.

– Dzięki temu rozwiązaniu wiele dzieci nie będzie potrzebować psychiatrów i psychologów. Samorządy przy wsparciu rządu mogły realizować ten obowiązek – podkreśla.

Samorządowcy przyznają, że takie zmiany wiążą się z dużymi inwestycjami.

– W tym celu trzeba byłoby zapewnić pieniądze na stworzenie odpowiednich warunków dla uczniów i małych klas. Inaczej w szkołach pojawi się dwuzmianowość, a tego nikt nie chce – mówi Marek Wójcik ze Związku Miast Polskich. ©℗

ikona lupy />
Cele ustalone przez koalicję rządzącą z ZNP / Dziennik Gazeta Prawna - wydanie cyfrowe