Będą zmiany w składzie komisji konkursowych wybierających dyrektorów szkół. Odpowiedzialność za wybór mają przejąć samorządy, a rola kuratoriów ma się sprowadzać do czynności administracyjnych.
Formalnie każdy nauczyciel, który ma ukończone studia podyplomowe z zarządzania oświatą oraz co najmniej pięcioletnie doświadczenie w edukacji, a także za ostatnie pięć lat uzyska minimum bardzo dobrą ocenę swojej pracy, może zostać dyrektorem szkoły lub przedszkola. Te warunki spełnia ok. pół miliona osób spośród ok. 700 tys. nauczycieli pracujących w Polsce. A jednak dyrektorów szkół i przedszkoli brakuje.
Powód? Niskie zarobki, duża odpowiedzialność, niejasne przepisy dotyczące zatrudniania i konieczność powtarzania udziału w konkursie na stanowisko dyrektora po pięciu latach. Bo konkurs na stanowisko dyrektora musi być po pięciu latach ponownie zorganizowany, nawet jeśli poprzedni dyrektor się sprawdził. Zdaniem ekspertów zniesienie konkursów i przywrócenie możliwości wyznaczania dyrektora na kolejną kadencję przez wójta, burmistrza lub prezydenta miasta powstrzymałyby wielu dyrektorów przed rezygnacją z tej funkcji.
Zjednoczona opozycja zapewnia, że będzie analizowała przepisy regulujące powoływanie dyrektorów szkół.
– Będę zabiegać o to, aby kuratorzy nie uczestniczyli w procedurze konkursowej na stanowiska dyrektorów. Trzeba też zastanowić się nad tym, aby samorządowcy mieli możliwość odejścia od rozpisywania konkursów dla tych, którzy już się sprawdzili w poprzedniej pięcioletniej kadencji – mówi Kinga Gajewska, posłanka z KO.
Jej zdaniem rola kuratorów przy wyborze dyrektorów powinna się ograniczyć do czynności administracyjnych i ewentualnie pełnienia funkcji odwoławczej.
Konkursy z góry wygrane
W jednej z dzielnic Warszawy obok siebie są dwie szkoły. W jednej z nich władze dzielnicy zaproponowały start w konkursie wice dyrektorowi, obecnemu dyrektorowi podziękowały, a na osłodę przyznały mu nagrodę. Konkurs wygrała osoba, której zaproponowano to stanowisko nieformalnie. Co ciekawe – gratulacje spływały jeszcze przed publicznym podaniem do wiadomości rozstrzygnięcia konkursu. Z kolei w drugiej placówce dyrekcja wraz ze swoim zastępcą świetnie sobie radzą i zyskują uznanie uczniów, rodziców, a także władz dzielnicy, co niemal każdego roku jest potwierdzane nagrodą burmistrza.
W obu tych opisanych przypadkach zostanie dyrektorem jest tylko formalnością, a konkursy to fikcja. W pierwszym przypadku jasno wskazano, kto ma szanse na kolejną pięcioletnią kadencję, a w drugim – władze dzielnicy podejmowały różnego rodzaju próby, aby zachęcić dotychczasowego dyrektora do udziału w kolejnym naborze.
Rozwiązaniem mogłoby być przywrócenie przepisu, który jeszcze kilka lat temu umożliwiał powierzanie stanowiska dotychczasowemu dyrektorowi, jeśli władze samorządowe uznały, że osoba ta się sprawdziła.
– Dyrektorzy z oceną wyróżniającą mogli być zatrzymani na kolejną kadencję przez samorząd bez konieczności przystępowania do konkursu. Warto do tego rozwiązania powrócić. Dodatkowo trzeba zadbać o to, aby ocenę dyrektorowi wystawiali nauczyciele, rodzice i uczniowie. Obecnie, nawet jeśli lokalna społeczność wzorowo oceni pięcioletnią pracę dyrektora, może się znaleźć kurator, który wbrew prezydentowi miasta wystawi dyrektorowi słabą notę – mówi Izabela Leśniewska, członek zarządu Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
– Nie ma co ukrywać, że konkursy są fikcją. Jeśli samorządy chcą się pozbyć dyrektora, to urzędnicy, którzy przychodzą na konkurs, z góry wiedzą, jak mają głosować. Samorządy powinny brać odpowiedzialność za funkcjonowanie na ich terenie szkół i przedszkoli – dodaje Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Coraz mniej chętnych
Takie rozwiązanie mogłoby też pomóc w poszukiwaniu nowych dyrektorów, których, jak sami zainteresowani przyznają, brakuje.
– Ludzie na stanowiska dyrektorskie w oświacie są często przyjmowani z łapanki. Mało kto chce to robić, bo wielu nauczycieli z ponadwymiarowymi godzinami zarabia więcej niż dyrektor – mówi Marek Pleśniar.
Z sondy DGP wynika, że do konkursów przystępują pojedyncze osoby. Na przykład w Opolu do 18 naborów dyrektorskich w tym roku zgłosiło się po jednym kandydacie lub nie było żadnego chętnego. Podobne problemy są w innych miejscowościach. W Pile w tym roku było siedem konkursów (sześć do szkół i jeden do przedszkola). W żadnym przypadku nie zgłosił się więcej niż jeden kandydat.
– Trzem dotychczasowym dyrektorom powierzono dalsze czasowe pełnienie funkcji, ponieważ w odpowiedzi na ogłoszone konkursy nikt się nie zgłosił – potwierdza Sebastian Dzikowski, dyrektor wydziału oświaty, kultury i sportu Urzędu Miasta Piły.
– Formalnie dyrektor na wiele spraw nie ma dużego wpływu. Dodatkowo muszę się zajmować wypełnianiem sterty dokumentów i przystępować co pięć lat do konkursu, podczas gdy mogłabym poświęcić ten czas i energię uczniom oraz pracownikom – mówi dyrektorka zespołu szkół w Warszawie (dane do wiadomości redakcji).
Część dyrektorów podziela te argumenty, ale konkursy by pozostawili. Takiego zdania jest Anna Sala, dyrektor I Liceum Ogólnokształcącego z Suchej Beskidzkiej, która mówi, że konkursy nie są największym problemem, a bardziej trzeba zadbać o większą niezależność szefów szkół, przede wszystkim w zakresie finansowania placówek i przyznawania uposażeń.
Większość samorządów chce mieć więcej swobody przy wyznaczaniu dyrektorów.
– Konieczność przeprowadzenia wysoce sformalizowanego konkursu jest zawsze obciążeniem dla organu prowadzącego, a także niekiedy dla samych kandydatów. Jak pokazuje doświadczenie, w większości postępowań bierze udział jeden kandydat, dotychczas będący dyrektorem. Wówczas przeprowadzenie konkursu jest zbędną biurokracją – przyznaje Adriana Szymanowska, naczelnik wydziału kultury, promocji i komunikacji społecznej Urzędu Miasta Inowrocławia. ©℗