Warto słuchać porannych przeglądów prasy. Słucham w ostatni czwartek omówienia Karoliny Lewickiej w TOK FM i od razu mam korzyść: dowiaduję się, że w „Gazecie Wyborczej” opublikowano tekst o metaforach używanych w komentowaniu politycznych sporów.
A zatem pobiegłem do kiosku kupić gazety (stara szkoła), czytam artykuł Joanny Jurewicz – uwaga, z rosnącym zainteresowaniem i do końca, a krótki nie był. Nie spojlerując: jeżeli zrównujemy w głowach polityczne konflikty z wojną, to kopiemy demokracji tak głęboki dołek, że wszyscy się tam zmieścimy. Nie jest jednak alternatywą infantylizowanie konfliktów – ot, ucieramy z białka i żółtka kogel-mogel i problem z głowy – a kto podważa utarte stanowisko, ten jest kłótnikiem. „Przypomina to marzenie dziecka, by rodzice nigdy się nie kłócili” – ocenia Jurewicz.
Uczciwość każe dodać, że Jurewicz rozważania o sporach i metaforach wyraźnie kieruje w stronę polityków obecnej większości sejmowej. Od czegóż jednak czytelnik – czyż nie od tego, aby teksty rozumieć, jak chce? Ja np. mam po dziurki w nosie metafor na temat „wojny PiS z demokracją” i metafor Ruchu Oporu przeciwko dyktaturze. Trzeba po PiS naprawiać, a nie zatykać flagi powstańcze na zdobytych (?) instytucjach, bo – to oczywiste – nie było powstania.
Przykład: kolejne opozycyjne – a zaraz rządowe – usta zapewniają, że „natychmiast poleci” 16 głów kuratorów oświaty. Nie żebym miał wśród tych kuratorów przyjaciół, zaś same kuratoria to dinozaury. Aliści triumfalna zapowiedź, że urzędnicy polskiego państwa wybierani na podstawie, uwaga, państwowego konkursu ogłoszonego zgodnie z ustawą mają po prostu stracić stanowiska „bez żadnego trybu”, a właściwie w trybie przejęcia MEiN, to kiepska zapowiedź nowego.
Można by się spodziewać, że nowa władza najpierw oceni, według jakiegoś czytelnego kryterium, dorobek kuratorów. Przede wszystkim oceni, czy któremuś udało się zdobyć zaufanie środowiska nauczycielskiego i zachować zdrowy rozsądek. Jeżeli tak – podziękować mu i zostawić. A zamiast trybu zmian: „Nasi zamiast waszych”, zaproponować inny rodzaj wyłaniania kuratorów niż poprzez konkurs, w którym przedstawiciele ministra oraz wojewody mają przytłaczjącą większość w komisji konkursowej. I przy okazji odebrać miejsca w komisji przedstawicielom związków zawodowych, bo wyłanianie przez związkowców kontrolera oświaty jest nonsensowne. I zmienić pokrętny zapis prawa oświatowego, że minister ma „możliwość unieważnienia konkursu w przypadku naruszenia przepisów dotyczących jego przeprowadzania, kierując się sprawnością i efektywnością prac komisji”.
Tak ładnie mogłoby to wyglądać, gdyby PiS został pokonany (przepraszam, znowu bitewna metafora – może napiszę jednak „odsunięty”) przez siły realnej, głębokiej zmiany Polski. Tylko skąd wziąć entuzjastów takiej siły? Głębię kłopotów widać dopiero, kiedy człowiek wejrzy w aspiracje działaczy dotychczasowej opozycji. Tak, tak, trzeba zastrzec: jest trochę pragmatycznych marzycieli mających wizję polityki zagranicznej wykraczającej poza układność wobec Niemiec, polityki edukacyjnej opartej na innym schemacie niż zarządzanie folwarkiem pańszczyźnianym, a polityki społecznej wychodzącej od wspierania zaradnych... Jest ich trochę i mało zwojują, chociaż za sam fakt, że będą próbować, należy im się order z ekologicznego ziemniaka (prawdopodobnie przywiezionego samolotami z Cypru w ramach troski UE o klimat).
Jak już zdarzało mi się pisać, lepiej się cieszyć drobnymi sukcesami, niż oczekiwać Bóg wie czego. Jednak zapowiedź w sprawie czystek kuratorów wydaje mi się szkodliwa i pod publiczkę: wyprowadzamy waszych, wprowadzamy naszych, bo nasi z zasady są lepsi, gdyż albowiem nie są wasi. Otóż, z zasady, to jednak nie. PiS-washing ostatnich lat to zjawisko polegające na oczyszczaniu z zarzutów o nieudolność czy małostkowość każdego, kogo zaatakował PiS. Psychologicznie zrozumiałe, ale gdyby tak udało się uratować oświatę przed PiS-washingiem, to – bez żadnej metafory – mielibyśmy cud, jak się patrzy. ©Ⓟ